Prezydencki pomysł wprowadzenia do prawa podatkowego zasady rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika jest ewidentnie wzorowany na obowiązującej od stuleci w prawie karnym procesowym zasadzie in dubio pro reo. Pytanie tylko, czy w tej formie jest on w ogóle konieczny w prawie podatkowym. I czy prezydent, formułując w taki, a nie inny sposób pytanie referendalne, nie zafunduje raczej wzmożonej i w wypaczony sposób rozumianej ochrony podatkowej tej grupie, która takiej ochrony akurat najmniej potrzebuje: najbogatszym i wielkiemu biznesowi?
Bo oskarżony jest słabszy
Zasada in dubio pro reo od wieków kojarzona jest z prawem karnym, i to nie tylko w polskim systemie prawnym. Jest ściśle sprzężona z zasadą domniemania niewinności. Ta z kolei ma swoje korzenie w rzymskim praesumptio boni viri (domniemaniu dobrego imienia obywatela). Praesumptio boni viri ma swój sens wyłącznie na gruncie prawa represyjnego (karnego, prawa wykroczeń czy prawa dyscyplinarnego), gdyż to właśnie na gruncie prawa represyjnego konieczna jest wzmożona ochrona dobrego imienia obywatela przed niesłusznym i faktycznie nieuzasadnionym oskarżeniem lub jeszcze gorzej – skazaniem. Zarówno to pierwsze, jak i to drugie wiąże się najczęściej z mniej lub bardziej trwałą utratą dobrej reputacji, w sferze prawnej być może dającej się naprawić na drodze uruchamiania środków ochrony prawnej, w sferze społecznej chyba niemożliwej do naprawienia. Raz rzucone oskarżenie ma tę przykrą konsekwencję, że przykleja się do osoby na zawsze, a ze świadomości społecznej raczej nie wypiorą go żadne środki odwoławcze. Uruchomienie represji karnej wymaga więc zawsze całkowitej pewności co do faktów mających stanowić podstawę pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. Wątpliwości co do faktów należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego czy obwinionego.
Drugą podawaną zazwyczaj dla in dubio pro reo racjonalizacją jest intencja ochrony słabszego podmiotu w obrocie karnoprawnym. Stąd konieczność rozstrzygania wszelkich wątpliwości na korzyść jednego podmiotu: oskarżonego (w domyśle: słabszego). W orzecznictwie sądów karnych i w literaturze znalazło sobie miejsce stanowisko (nie jest podzielane przez wszystkich przedstawicieli doktryny), że przepis art. 5 § 2 k.p.k. ma podwójne działanie. Oprócz sfery faktów powinien być także stosowany do wątpliwości prawnych, które również należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego. I właśnie o potrzebę wprowadzenia tego typu regulacji zasady in dubio, odnoszącej się tylko do zagadnień prawnych, chciałby obywateli zapytać prezydent we wrześniowym referendum. Czy wprowadzanie takiej regulacji do prawa podatkowego w ogóle ma jakikolwiek sens? Sprawa jest bardzo wątpliwa.
Zacząć wypada od tego, że nikt nigdy nie zaliczał prawa podatkowego do prawa represyjnego. Niczyje dobre imię nie jest tu zagrożone działaniem organów państwa, nikomu nie grozi odpowiedzialność karna czy inny rodzaj odpowiedzialności represyjnej. Nie sposób przecież uznać podatków za represję godzącą w czyjąkolwiek reputację. Wprost przeciwnie, sumienne ich płacenie świadczy o bardzo wysokiej i bardzo dobrej reputacji obywatela i jeżeli może do czegokolwiek doprowadzić, to wyłącznie do umocnienia dobrego imienia obywatela, a nie do jego nadszarpnięcia. Nie ma więc żadnych powodów, by do zobowiązania podatkowego (a tak jak każde inne zobowiązanie, powstaje ono w związku i na tle określonych okoliczności faktycznych) stosować w sferze faktów znaną prawu karnemu procesowemu regułę in dubio pro reo czy też próbować tę regułę adaptować.
Tego jednak prezydent nie chce uczynić. W trzecim pytaniu referendum, do którego wszyscy Polacy będą mogli przystąpić na początku września tego roku i zadecydować o kształcie jednej z zasad podstawowych prawa podatkowego, prezydent proponuje wprowadzenie reguły in dubio pro reo w jej zmodyfikowanym, prawnym aspekcie. Sformułowanie takiego pytania referendalnego jest całkowicie zbędne w tej formie, w której zrobił to prezydent i zaakceptował Senat, wręcz ekstremalnie szkodliwe dla całego systemu podatkowego.