Plus Minus: Kiedy pani mąż, Ignacy Jak Paderewski był w 1919 r. premierem polskiego rządu, wielu polityków zauważyło, że ma pani duży wpływ na jego polityczne decyzje. Miała pani okazję z bliska obserwować początki odrodzonej Polski. Już w trakcie pierwszych dni obradowania Sejmu Ustawodawczego doszło do głośnych protestów. Czego żądali demonstranci?
Pewnego popołudnia, właśnie w momencie gdy Paderewski miał wyruszyć do Sejmu, przed Bristolem zgromadził się wielki tłum 25 tys. lub 26 tys. mężczyzn i kobiet, a kilku agitatorów wygłaszało doń mowy. Tłum stoczył się pod oknami naszych apartamentów i krzyczał do Paderewskiego, by dał im chleb, pracę i zapewnił lepsze stawki płac. Mąż zdecydował, że zejdzie na dół i porozmawia z nimi, a ja pójdę z nim i pomówię z kobietami. Natychmiast wszystko ucichło i kilka minut później wsiedliśmy do naszego samochodu, by udać się do Sejmu, ale tłum naciskał tak blisko, że nie udało się ruszyć, wróciliśmy więc do hotelu.
Zostali państwo uwięzieni w Bristolu. Jak w końcu udało wam się wydostać?
Tuż po naszym odejściu agitatorzy znowu zaczęli przemawiać i wznowiły się okrzyki, wobec tego Paderewski wyszedł na balkon, by przemówić do ludzi. Zaledwie wypowiedział kilka pierwszych słów, gdy jeden z agitatorów zaczął go obrzucać obraźliwymi wyzwiskami, a skończył, przenikliwie wygwizdując. Okazało się to wielce niefortunnym posunięciem, jako że jeśli istnieje jedyna rzecz na świecie, której mój mąż nie znosi, to jest nią właśnie gwizd. Doprowadza go to prawie do szaleństwa. Nie zwrócił uwagi na obelgi, ale kiedy ów człowiek zaczął gwizdać, wykrzyknął do tłumu: „To bolszewik! Diabeł gwiżdże przez niego. Uciszcie go!". Tłum zachwycająco zgodnie rzucił się na tego mężczyznę, wytarzał go w błocie, sprawił mu porządne lanie i następnie parokrotnie pozdrowił Paderewskiego. Tak oto w sposób najbardziej nieoczekiwany nastąpiła zmiana nastawienia, niebezpieczeństwo minęło, a ludzie ponownie byli w zupełnie dobrym nastroju.
oprac. Maciej J. Nowak