Dołęga-Mostowicz. Największy gwiazdor „Rzeczpospolitej”

Tadeusz Dołęga-Mostowicz, publicysta przedwojennej redakcji i najbardziej kasowy powieściopisarz II RP, autor „Kariery Nikodema Dyzmy", doczekał się znakomitej biografii Jarosława Górskiego.

Publikacja: 26.03.2021 17:00

Tadeusz Dołęga-Mostowicz (1898–1939)

Tadeusz Dołęga-Mostowicz (1898–1939)

Foto: archiwum Emilii Mostowicz

Dziś trudno sobie to wyobrazić: gwiazdor przedwojennej „Rzeczpospolitej" na trzy lata przed debiutem prasowym w 1925 roku musiał nocować w przytułku dla bezdomnych. Dekadę później zarabiał rocznie więcej niż równowartość dzisiejszych 3 milionów złotych i mknął przez Polskę amerykańskim buickiem (140 km/h na liczniku!), na którego zakup zwykły robotnik musiałby przeznaczyć wszystkie zarobki z 20 lat. A miał też Mostowicz dwukondygnacyjny apartament w Alejach Ujazdowskich. Wszystko to osiągnął dzięki pisaniu i sprzedaży książek, co ma prawo wzbudzać u współczesnych gwiazd literatury zazdrość. Być może i dziś pokrywaną pogardliwym określeniem, że Mostowicz pisał „dla kucharek", nie szczędząc erotyki oraz sensacji, i tylko dlatego aż osiem z szesnastu jego książek zekranizowano.

Paradoksalny tytuł biografii „Parweniusz z rodowodem", autorstwa Jarosława Górskiego, wydanej teraz przez Iskry sugeruje jednak historię człowieka niezwykłego: łączony z dołami społecznymi autor „Znachora" był ziemianinem. Wiedział jednak, jak żyją Polacy i co znaczy „raz być na wozie, a raz pod wozem". Tym bardziej że buick, ów symbol sukcesów – również erotycznych, pojawiał się w życiu pisarza w różnych rolach i woził go z nieba do piekła.

Buickiem porwano przecież Mostowicza 8 września 1927 roku, gdy wracał z dyżuru w „Rzeczpospolitej", już jako autor tekstu o represjach sanacji wobec opozycji oraz o tajemniczym zniknięciu gen. Włodzimierza Zagórskiego, przeciwnika Piłsudskiego. Publicysta mógł mieć też udział w wyśledzeniu miejsca, gdzie sanacyjni pałkarze znęcali się nad innym porwanym generałem, Juliuszem Malczewskim, ministrem spraw wojskowych, który stanął w obronie rządu przeciwko Marszałkowi. Mostowicz oburzał się na porwanie generała, ale miał też za swoje: przed zamachem majowym w 1926 roku zachwycał się Mussolinim, pisząc o „uroku Wodza faszyzmu".

Lekcję faszyzacji życia odebrał właśnie 8 września 1927 roku w sękocińskim lesie, katowany przez siedmiu pałkarzy. Gdyby chcieć dramatyzować, można by napisać, że Mostowicza uratowała srebrna papierośnica pogięta od uderzeń pałką. Tak jak wcześniej uratował go od bolszewickiej kuli ryngraf podarowany przez matkę. A przecież wcale nie trzeba dramatyzować, by robiło się smutno na myśl, że ledwie pięć lat po zakończeniu wojny z radziecką Moskwą w Polsce wybuchła wojna domowa, której symbolem był znamienny krzyk bojówkarzy do Mostowicza: „A nie będziesz tak pisał o Marszałku! Dziś ty dostałeś, jutro inni". Porywacze czuli się bezkarni. Użyli do porwania samochodu marki Buick, używanego przez komendanta głównego policji pułkownika Janusza Jagryma-Maleszewskiego. Jednym z bandytów zaangażowanych w pobicie mógł być Józef Łokieć, zwany Łokietkiem, szef warszawskiej milicji PPS, a jednocześnie gangu, który zainspirował postać Radziwiłka w „Królu" Twardocha.

Mostowicz się nie ugiął. Skomentował porwanie w felietonie zatytułowanym „Zdziczenie". Zachęcał do walki z psychozą strachu, przeciwko barbarzyńskim samosądom, chamskim napadom, „argumentom kija, pięści czy kuli". Pisał: „Jedni widzą największe dobro, że marszałek rządzi, wolno jest wszakże innym być przeciwnego zdania lub widzieć w tych rządach różne błędy i błędy te wskazywać, a do takich właśnie błędów należy stan rzeczy, w którym opryszki polityczne (...) rzucają się z kijami na człowieka w obronie... marszałka Piłsudskiego".

Ambitna redakcja

Mostowicz urodził się w 1898 roku w Okuniewie, niedaleko Głębokiego, leżącego na historycznej drodze Wilno–Połock, gdzie musiał się chyba przechadzać geniusz historii, skoro idąc na Moskwę, w tamtejszym klasztorze karmelitów rezydował kilka dni Napoleon. Po Radziwiłłach część kilkutysięcznego miasteczka przejęli Wittgeinsteinowie – ci od Ludwiga, filozofa i mecenasa Rilkego i Kokoschki. A urodził się tam także Paweł Suchoj, konstruktor radzieckich samolotów Su, i działał Eliezer ben Jehuda, twórca hebrajskiego.

Ojciec Mostowicza wywodził się prawdopodobnie z litewskich bojarów, wspominanych w herbarzu Jana Długosza, matka zaś z Żabko-Potopowiczów. Obie rodziny traciły majątki po powstaniach, ale dzięki żywotności i inwencji odbijały się od dna. W 1910 roku Mostowicze kupili sobie samochód, na który niewielu było stać. Tadeusz nie zadzierał jednak nosa, bawił się z dziećmi polskimi, białoruskimi, żydowskimi. Znał na pamięć „Pana Tadeusza", na konspiracyjnych spektaklach recytował w kontuszu „Kto ty jesteś? Polak mały...", ale uwielbiał też, jakbyśmy dziś powiedzieli, „wkręcać" w różne niesamowite opowieści, teatralizując rzeczywistość. Ceniąc historie o Sherlocku Holmesie, przyszły autor „powieści dla kucharek" mógł je czytać po angielsku, a znał też francuski, niemiecki, rosyjski, któryw domowej bibliotece reprezentowany był przez Tołstoja.

Z wileńskiego gimnazjum Tadeusza wyrzucono w 1915 roku za skłonność do sztubackich żartów, a może za patriotyczne zaangażowanie. W Kijowie został członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej, a potem żołnierzem słynnego Jerzego „Łupaszki" Dąbrowskiego, którego pseudonim w czasie II wojny światowej przejął major Zygmunt Szendzielarz. Jerzy z bratem Władysławem stanęli na czele 13. Wileńskiego Pułku Ułanów, który był postrachem dla bolszewików na Białorusi, Litwie i Łotwie. Potem pułk Mostowicza podporządkowano generałowi Żeligowskiemu, który przyłączył do Polski Litwę z Wilnem. Gdy Mostowicza zdemobilizowano w kwietniu 1922 roku w stopniu kaprala, jego rodzinny dom był zdemolowany, a na tapecie mógł przeczytać: „Pozdrawiamy, Armia Czerwona".

Jarosław Górski podkreśla, że fragmenty powieści Mostowicza – „Kariera Nikodema Dyzmy", „Znachor" i „Doktor Murek", z których wyziera nędza II Rzeczypospolitej – czytelnicy zawdzięczają również temu, że gdy obrońca wschodnich rubieży postanowił podbić Warszawę, zaoferowano mu pracę tragarza w nadwiślańskim porcie. To wtedy spał w noclegowni dla bezdomnych, gdzie poza miejscami leżącymi były siedzące, a nawet stojące.

Potem Tadeuszowi pomógł mąż ciotki Zygmunt Rytel, dyrektor Spółki Akcyjnej Budowy Parowozów, ceniony fachowiec w przemyśle ciężkim, zasiadający w zarządach kilku spółek. To wtedy Mostowicz poznał środowisko endeckie. Bratem Zygmunta był bowiem ojciec Wacław-Wiator Rytel, kapucyn i... spowiednik Eligiusza Niewiadomskiego, mordercy prezydenta Gabriela Narutowicza, zaprzyjaźniony z redakcją „Rzeczpospolitej". Nie ma co ukrywać: jej dziennikarze mieli niechlubny udział w nagonce na Narutowicza, jednak w 1925 roku spółkę wykupił Wojciech Korfanty, a prawicowi radykałowie w proteście odeszli.

Świetny biznesmen

Mostowicz zaczynał jako zwykły reporter, z czasem publikował co najmniej jeden tekst dziennie. Szybko poznała się na jego talencie konkurencja i otrzymał propozycję przejścia do „Kuriera Czerwonego": popularniejszego, ale sanacyjnego. Wolał pozostać w redakcji, której nowy właściciel postawił na analizy polityczne i gospodarcze oraz kulturę. Wiersze drukował Jan Kasprowicz, wspomnienia publikował Stanisław Przybyszewski, zaś prozę Adolf Nowaczyński i Kornel Makuszyński. O muzyce pisał kompozytor i muzykolog Adam Wieniawski, bratanek Henryka, a o teatrze Julian Wołoszański, zachęcający do zainteresowania się kulturą wysoką: nowoczesnymi spektaklami Leona Schillera i awangardową Redutą Juliusza Osterwy.

Akurat Mostowicz zaczynał od recenzji popularnych spektakli Stefana Wiecheckiego, obserwując to, czym żyją nie elity, tylko zwykli Polacy. Z czasem bywał w najlepszych teatrach i kabaretach. Nie uznawał żadnych kompromisów, mimo że zapraszano go za kulisy, gdzie poznał największe gwiazdy. Kolekcjonował doświadczenia artystyczne do późniejszych powieści, a także znajomości potrzebne do pracy w filmie. Pisząc o kinie, przyszły scenarzysta domagał się dofinansowania krajowej produkcji, by w ambitny sposób mogła konkurować z zagraniczną. Cel osiągnął tuż przed wojną, firmując powołanie Towarzystwa Rozwoju Filmu Polskiego, niestety za cenę flirtu z Obozem Zjednoczenia Narodowego, co odbiło się na stosunkach z żydowskimi przyjaciółmi.

Na pewno starał się jako dziennikarz pełnić misję społeczną, lansując na przykład turystykę, bo poprawia zdrowie Polaków i kondycję polskiego biznesu. Ganił rozrzutność elit, jakby w obawie, że po osiągnięciu sukcesu sam stanie się utracjuszem.

Formą pośrednią w drodze do powieściopisarstwa były fraszki, szopki noworoczne, humoreski, które sprawiły, że stał się rozpoznawalny. Przechodnie na ulicy gratulowali mu publikacji. Bezpośrednio do pisania powieści Mostowicza mógł zainspirować sukces odrzuconej przez cenione wydawnictwo Rój, a drukowanej w odcinkach przez „Rzeczpospolitą", powieści Ireny Zarzyckiej „Dzikuska", która stała się szlagierem książkowym i filmowym. W 1929 roku felietony dziennikarza zaczęły znikać z łamów, a od marca 1930 r. na łamach innego dziennika Korfantego, katowickiej „Polonii", a później warszawskiej gazety „ABC" – zaczęła ukazywać się w odcinkach „Ostatnia brygada" powieściopisarza Mostowicza.

Kokietował, że „nie pisze, lecz zarabia", jednak wiedział, że docierając do mas, może zmieniać poglądy Polaków. I rewidować własne. Bohater „Ostatniej brygady" wrócił do kraju, chcąc patriotycznie zainwestować kapitał zdobyty na obczyźnie. Z przerażeniem obserwuje, jak polskie państwo i gospodarkę oplata sieć cwaniaków. Satyrą na sanacyjne elity była też „Kariera Nikodema Dyzmy" – chama i oprycha, który w kraju, gdzie rządzi kumoterstwo, zostaje premierem. Drukowana w 1931 roku powieść wywindowała pisarza na szczyty popularności, również dlatego, że błyskawicznie reagował na polityczną rzeczywistość. W pułkowniku Weredzie dopatrywano się pułkownika Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, dowódcy garnizonu warszawskiego i ulubieńca Piłsudskiego, w Jaszuńskim – ministra rolnictwa Leona Janty-Połczyńskiego, zaś w księciu Roztockim – Janusza Radziwiłła, który zbliżył polskich konserwatystów do Marszałka.

Co ciekawe, Mostowicza, który z początku miejsce kobiet widział tylko w domu, dziś można uznać za prekursora feminizmu. W „Trzeciej płci" Anna Leszczowa z powodu kryzysu musi zrezygnować z tradycyjnej roli żony i matki, a choć płaci wysoką cenę, walczy o niezależność. „Świat pani Malinowskiej" może bawi dziś bulwarowym tytułem, ale opisuje ambitne kobiety, które zajmują miejsce mężczyzn. W „Złotej masce" Mostowicz pokazał dziewczynę z rodziny prostego rzeźnika, realizującą marzenie o karierze w rewii. Ratuje ją z tarapatów. Również w kontynuacji powieści – „Wysokich progach" – bohaterka okazuje się silniejsza od mężczyzn.

Jednocześnie Mostowicz udowodnił, że jest świetnym biznesmenem. Potwierdzało to kolportowane w Warszawie powiedzenie „wolę buicka od pomnika", a także wspomniany apartament, gdzie urządzał fajfy z udziałem warszawskiej śmietanki towarzyskiej.

Debiutancką, pisaną w odcinkach, „Ostatnią brygadę" sprzedał do czterech gazet, inkasując wedle wyliczeń Jarosława Górskiego blisko 2000 zł. „Kariera Nikodema Dyzmy" wypromowała sprzedaż 50 tysięcy egzemplarzy dziennika „ABC", a gdy cenzor skonfiskował gazetę – zapewnił jej darmową reklamę, zaś autorowi status bohatera. Mostowicz mógł się wtedy wypowiedzieć na łamach liberalno-lewicowych „Wiadomości Literackich". Od dawna marzył o przyjaźni z uwielbianym przez siebie Julianem Tuwimem, jednak wcześniej, jako autor powieści popularnych, na sąsiadowanie z poetą na łamach nie mógł liczyć. Osiągnął to jako ofiara cenzury, a oświadczył też wtedy, że nigdy nie był endekiem i nigdy nie zostanie partyjnikiem.

Endecy zarzucili Mostowiczowi zdradę, tymczasem już „Ostatnia brygada" była zapisem ewolucji poglądów: główny bohater zaczął doceniać biznesowy pragmatyzm żydowskich przedsiębiorców, wprowadzając oszczędności we własnej firmie, dzięki czemu stała się konkurencyjna. Tak jak autor powieści, który o tym pisał. Jednocześnie zarabiał na takie snobizmy, jak bywanie w tych pensjonatach Zakopanego i Krynicy Górskiej, gdzie wypoczywały gwiazdy „Wiadomości Literackich". Taki miał charakter: lubił się przyjaźnić i być lubiany. Pojednał się podobno nawet z tymi, którzy poturbowali go w 1927 roku.

Kochali go przede wszystkim czytelnicy. Kibicowali bohaterom i sugerowali odpowiednie rozwinięcie fabuły. Gdy wątek mógł wpłynąć na wizerunek grupy zawodowej – zdarzały się interwencje. Z kolei Mostowicz był mistrzem PR bezpośredniego. Nawet stając się najpopularniejszym polskim pisarzem, odpisywał na listy, dodając do nich zdjęcia z autografem, przygotowane przez modne atelier.

Pierwsze wydanie „Kariery Nikodema Dyzmy" miało 50 tysięcy egzemplarzy, a pomimo kryzysu i wysokiej ceny wydania w twardej okładce, które kosztowało 10 zł – nakład rozszedł się w dwa tygodnie. W wypożyczalniach zapisy na ten bestseller były płatne, trzeba było zapłacić złotówkę, a i tak były kolejki. Potem do honorariów za powieści w odcinkach i w formie książkowej doszły licencje za ekranizacje i scenariusze, tłumaczenia oraz zagraniczną dystrybucję filmów.

Wydawcy oraz kiniarze płacili, bo Mostowicz pozwalał zwiększać wpływy. „Wieczór Warszawski" sprzedawał 70 tysięcy egzemplarzy, ale tylko wtedy, gdy drukował Mostowicza. A kiedy publikowano „Doktora Murka", historię człowieka, który w przeciwieństwie do Dyzmy upadł na dno hierarchii społecznej – w kawiarniach reglamentowano czytanie odcinka i pilnowano, by nie wyrwano go z gazety. Z kolei „Znachor" – historia lekarza, któremu zniszczono karierę, a mimo to kontynuował swoją misję leczenia jako zielarz – obudził uśpiony potencjał czytelniczy polskiej wsi. Druk powieści w „Wielkopolaninie" wynegocjował Feliks Fikus, ojciec naszego pierwszego naczelnego po 1989 roku. Efekt? Wielkopolska gazeta zamiast tradycyjnego spadku sprzedaży w wakacyjnym trzecim kwartale nawet o 20 procent zanotowała wzrost o 25 procent. W czwartym kwartale przyrost prenumerat wyniósł 15 tysięcy.

Mostowicz pobił też rekord najwyższego honorarium za scenariusz, otrzymując za ekranizację bezprecedensowe 8 tys. zł plus wpływy z dystrybucji. Bilety na pierwsze pokazy kosztowały 10 zł, nawet dziesięciokrotnie więcej niż zazwyczaj. „Znachor" miał widzów jeszcze w czasie okupacji, łącznie może nawet kilkanaście milionów.

Bolszewicki czołg

Idol Polek długo zachował wolność. Ostatecznie zakochał się w Katarzynie Piwnickiej, niepełnoletniej córce właścicieli arystokratycznego pensjonatu w Sikorzu niedaleko Płocka. Zyskał akceptację rodziców. Pisarz i dziewczyna parą mieli stać się oficjalnie jesienią 1939 roku. W Sikorzu miał też okazję zaprzyjaźnić się wreszcie z Tuwimem, a nawet w czasie wieczornych biesiad stworzyć tom limeryków, wydany przez „Szpilki".

Jednego tylko nie zdobył – zachwytów krytyki i środowiska, choć z czasem proza Dołęgi robiła wrażenie także pod względem formalnym. Bohater jednej z powieści stara się zaimponować dziewczynie wiezionej samochodem. Widząc przed przejazdem kolejowym nadjeżdżający pociąg – ryzykownie przyspiesza. Gdy para unika zderzenia – ledwie o centymetry, dziewczyna słyszy, że pasażerowie pociągu w kinie za wielkie emocje musieliby zapłacić, tu zaś mają je prawdziwe i do tego za darmo. Majstersztykiem był ostatni film „Testament profesora Wilczura", pokazywany jeszcze w 1947 roku, a później zaginiony. Mostowicz z myślą o nim napisał i zagrał jedną z ról: pisarza, czyli siebie, zastanawiającego się, czy to on oddziałuje na fabułę, czy raczej rozwój wypadków wpływa na to, co pisze. Tego typu rozważania snuł po latach w „Ślubie" Witold Gombrowicz.

Jarosław Górski sugeruje, że właśnie Mostowicz mógł stać za pomysłem powierzenia Gombrowiczowi napisania „powieści dla kucharek", czyli wydanych pod pseudonimem „Opętanych", dzięki którym Witold sfinansował wyjazd do Argentyny i uratował się przed katastrofą II wojny światowej.

Trawestując Gombrowicza, Mostowicz pisał do gazet, ale sam nie umiał ich czytać, gdy ostrzegały przez napaścią Hitlera. Z pewnością weteranowi wojny polsko-bolszewickiej, pomimo gorzkich doświadczeń II RP, bliżej było do postawy patriotycznej niż wyrachowania. To jednak straszne, że od niego zaczęła się seria bezsensownych śmierci ludzi pióra, której ofiarą padli potem Krzysztof Kamil Baczyński i Tadeusz Gajcy. Mostowicz zginął jako jedyny żołnierz oddziału oddelegowanego do obrony mostu w Kutach. Tego mostu, po którym uciekał do Rumunii rząd II RP, prezydent oraz marszałek walczącego jeszcze Wolska Polskiego. Słowem: sanacyjne elity, jakie pisarz krytykował.

20 września, gdy z myślą o żołnierzach ze swego oddziału pakował z piekarni w Kutach chleb do ciężarówki, zaatakował ją bolszewicki czołg. Podczas ucieczki pisarza dosięgła kula. Nie uratował go tym razem ryngraf ani srebrna papierośnica. Inwazja bolszewików oznaczała również, że będąc autorem krytycznych portretów komunistów – po 1945 roku, w czasach stalinowskich, jego książki były zakazane.

Ale gdy PRL już się walił, Mostowicz triumfalnie powrócił. Furorę robiły ekranizacje „Znachora" z Jerzym Bińczyckim, „Doktora Murka" z Jerzym Zelnikiem, przede wszystkim zaś „Kariera Nikodema Dyzmy" z Romanem Wilhelmim. Dziś zaś możemy być pewni, że dopóki ci, którzy rządzą Polską, nie zapanują nad skłonnością do windowania osobników typu Dyzma do rangi „nadziei wszystkich Polaków" – powieści Mostowicza będą nieprawdopodobnie wręcz i szokująco aktualne.

Dziś trudno sobie to wyobrazić: gwiazdor przedwojennej „Rzeczpospolitej" na trzy lata przed debiutem prasowym w 1925 roku musiał nocować w przytułku dla bezdomnych. Dekadę później zarabiał rocznie więcej niż równowartość dzisiejszych 3 milionów złotych i mknął przez Polskę amerykańskim buickiem (140 km/h na liczniku!), na którego zakup zwykły robotnik musiałby przeznaczyć wszystkie zarobki z 20 lat. A miał też Mostowicz dwukondygnacyjny apartament w Alejach Ujazdowskich. Wszystko to osiągnął dzięki pisaniu i sprzedaży książek, co ma prawo wzbudzać u współczesnych gwiazd literatury zazdrość. Być może i dziś pokrywaną pogardliwym określeniem, że Mostowicz pisał „dla kucharek", nie szczędząc erotyki oraz sensacji, i tylko dlatego aż osiem z szesnastu jego książek zekranizowano.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Sztuczna inteligencja zabierze nam pracę
Plus Minus
„Samotność pól bawełnianych”: Być samotnym jak John Malkovich
Plus Minus
„Fenicki układ”: Filmowe oszustwo
Plus Minus
„Kaori”: Kryminał w świecie robotów
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Plus Minus
„Project Warlock II”: Palec nie schodzi z cyngla