Artykuł powstał we współpracy z Grupą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów
Jest pan drugą kadencję europosłem. Co przez ten czas udało się panu osiągnąć?
Udało nam się zbudować międzynarodową koalicję europosłów, która sprzeciwia się dyskryminacji przewoźników z państw Europy Środkowo-Wschodniej. Przepisy tzw. pakietu mobilności zostały ostatecznie przyjęte, ale już w lutym tego roku Komisja Europejska przyznała rację wielu naszym krytycznym argumentom, zwłaszcza jeśli chodzi o wpływ tych regulacji na zanieczyszczenie środowiska. Ostatnie miesiące to przyjęcie przez PE rezolucji na temat broni chemicznej zatopionej Bałtyku, której inicjatorem byłem wspólnie z minister Anną Fotygą. Przede mną prace nad sprawozdaniem, którego jestem autorem, na temat barier, jakie napotykają firmy operujące w kilku państwach członkowskich. Szczególną uwagę chcę w nim poświęcić przedsiębiorstwom delegującym pracowników i firmom transportowym. W obu tych obszarach polskie małe i średnie firmy napotykają ogromne przeszkody w prowadzeniu działalności gospodarczej, np. we Francji czy w Holandii. Z jednej strony mamy wspólny i otwarty rynek, który ma być filarem unijnej gospodarki, z drugiej, gdzie tylko można, stawia się na nim bariery, które są nie do pokonania dla MŚP, a które jednocześnie nie dotyczą międzynarodowych gigantów z reguły o pozaeuropejskiej proweniencji.
Jak przez te lata zmienił się PE?
Parlament obecnej kadencji ma ochotę dominować i narzucać swoje zdanie innym instytucjom unijnym, zwłaszcza Komisji, a ostatnio także Radzie. Poruszane tematy i debaty plenarne mają coraz częściej charakter czysto polityczny i dotyczą obszarów, gdzie to państwa członkowskie mają wyłączne kompetencje, takie jak prawo rodzinne czy wymiar sprawiedliwości. Wielu kolegów, zwłaszcza z największych frakcji, zachowuje się jak deputowani do ciała ustawodawczego Stanów Zjednoczonych Europy, a nie organizacji międzynarodowej suwerennych państw.