O jednego za dużo

W wielu krajach europejskich, w których demokracja wydaje się zakotwiczona w tradycji państwa dochodziło i wciąż dochodzi do ostrych konfliktów między prezydentem a premierem

Aktualizacja: 05.01.2008 08:03 Publikacja: 05.01.2008 07:09

O jednego za dużo

Foto: Rzeczpospolita

Występują one najczęściej w systemach półprezydenckich oraz parlamentarnych,gdzie prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych i nie spełnia wyłącznie roli mistrza ceremonii na bankietach.Fakt, że konstytucja, „jaka jest,każdy widzi”, jeszcze nie oznacza, iż nie pozostawia ona szerokiego pola do interpretacji prerogatyw obu urzędów.Hans Morgenthau, jeden z najwybitniejszych teoretyków relacji międzynarodowych, uważał, że różnica między polityką wewnętrzną a polityką zagraniczną nie jest jakościowa, lecz stopniowa. Oznacza to, że wewnętrzny polityczny spór wcześniej czy później przeniesie się na zewnątrz. Ponieważ zgodnie ze słowami Raymonda Arona „skuteczność państwa wywodzi się w wysokiej mierze z jego zdolności do działania zewnętrznego”,polityka zagraniczna często stanowi największe pole walki na szczycie. Nie tylko w Polsce.

Konstytucja Francji nie określa jednoznacznie, czyją prerogatywą jest polityka zagraniczna. Od chwili objęcia urzędu prezydenta przez Charlesa de Gaulle’a w 1959 roku, stała się ona jednak „wyłączną domeną” głowy państwa. De Gaulle uważał, że „to, co w konstytucji nie zostało nikomu przypisane, należy do mnie”.Zdaniem francuskiego politologa Oliviera Rozenberga słusznie. –Koncepcja arbitrażu prezydenckiego zapisana w konstytucji oznacza, że stoi on na czele państwa, ponad rządem i parlamentem.Skutkiem tego koordynuje również politykę zagraniczną– tłumaczy Rozenberg w rozmowie z „Rz”. Podział ten staje się problematyczny wyłącznie w chwilach kohabitacji, kiedy w parlamencie zasiada formacja wroga prezydentowi. –Wtedy może dojść do konfliktów.Stało się tak podczas „pierwszej kohabitacji” w 1986 roku,kiedy ówczesny premier Jacques Chirac i prezydent socjalista Francois Mitterrand prowadzili zaciętą walkę o to, kto z nich powinien jechać na szczyt europejski w Brukseli–śmieje się. Wtedy Mitterrand nie tylko postawił na swoim,lecz również kategorycznie odmówił wsparcia dla reform rządowych. –Zrobił Chiracowi tak złą opinię, że pod koniec jego urzędowania cała Francja podejrzewała go o sprzedaż broni nuklearnej do Iranu i manipulacje służbami specjalnymi– dodaje. Po dwóch latach współrządzenia z wrogiem politycznym w 1988 roku Chirac odniósł taką klęskę w wyborach prezydenckich, że jego zona Bernadette z żalem stwierdziła „Francuzi nie lubią mojego męża”.

Podczas tak zwanej trzeciej kohabitacji w latach 1997– 2001 również do chodziło do zaciętych konfliktów między prezydentem Chirakiem a premierem socjalistą Lionelem Jospinem. Symptomatyczne dla ich stosunków jest zdjęcie z sesji Rady Europy w 1997roku w Strasburgu. Na krześle siedzi ponury Jospin, za nim stoi Chirac, uśmiechnięty, opiera ręce na jego ramionach.

W 1997 r. Jospin wyjechał do kilku krajów Afryki, nie informując o tym prezydenta.Poczynił tam obietnice finansowe, które Chirac z trudem prostował. Ich wizja wsparcia dla krajów Trzeciego Świata była zupełnie odmienna.

W następnym dwóch latach takich wizyt, przeważnie nieuzgadnianych z Pałacem Elizejskim, było 20.

Według francuskiego tygodnika „L’Express”, kiedy Jospin zwracał się o zgodę prezydenta na wyjazd i ją otrzymywał, potem złośliwie terroryzował go telefonami. Podczas szczytu europejskiego w Wiedniuw1998 roku co godzinę dzwonił do Chiraca, informując gow szczegółach o postępie rozmów, dodając również zdania w rodzaju „o 12.30 poszedłem do toalety”.

Jospina z kolei do rozpaczy doprowadzały rady, które Chirac – nazywany przez media czule president des faux pas(prezydent od wpadek)–udzielał francuskim ambasadorom na roboczych spotkaniach w Pałacu Elizejskim.–Noście żywsze kolory, garnitury uszyte przez dyktatorów mody, bądźcie opaleni, nie powinniście wyglądać jak żywe trupy. –To nie prezydent, to sekretarz generalny Pałacu Elizejskiego – oceniał Jospinwczerwcu2000 roku.

Nadzieje Jospina na samodzielną pozycję międzynarodową zniweczyła podjęta bez prezydenckiej zgody podróż do Izraela w lutym 2000 r. Zwiedzając ziemie okupowane nazwał Hezbollah „terrorystami”. Wkrótce wybuchły gwałtowne manifestacje w Hebronie, Ramalli i na uniwersytecie Bir-Zeit na Zachodnim Brzegu Jordanu. Flagi francuskie, amerykańskie i izraelskie płonęły na ulicach. Hubert Vedrine, ówczesny minister spraw zagranicznych, wystąpił tego samego wieczoru w telewizji, zapewniając o przyjaźni Francji z narodem palestyńskim. W oczach Palestyńczyków jednak premier stał się na zawsze „przyjacielem Izraela”. Pałac Elizejski kazał mu natychmiast wracać. Jednak premier na przekór został,a po powrocie odmówił spotkania z prezydentem. – Nie muszę się mu tłumaczyć – miał powiedzieć, wzburzony, swojemu doradcy, szefowi frakcji parlamentarnej partii socjalistycznej Jean-Marc Ayrault.

Od tej chwili uporczywie unikał słowa prezydent, nazywając Chiraca tym drugim,oskarżając go o „kłamstwa”i „manipulacje”. – W sytuacji kohabitacji powinien istnieć konsensus, szczególnie w sprawie polityki zagranicznej. Jednak politycy są tylko ludźmi.Tym bardziej iż tak Chirac, jaki Jospin chcieli wystartować w nadchodzących wyborach prezydenckich w 2002 roku.Logika polityczna była więc silniejsza od zdrowego rozsądku–przyznaje Rozenberg.

Jak absurdalne wymiary przybierał ten konflikt, pokazuje scena podczas uroczystego upamiętnienia zamachu na World Trade Center zorganizowanego kilka dni po zamachu we wrześniu 2001 roku na placu Inwalidów w Paryżu.Wydział protokolarny Pałacu Elizejskiego kilka minut przed rozpoczęciem ceremonii poinformował Kancelarię Premiera, że szef protokołu prezydenta Roger Romanimusi „koniecznie” złożyć wieniec przed szefem rządu. Romani zrobił to w taki sposób, że nie pozostał choćby milimetr miejsca na wieniec premiera.Ten, skonsternowany, przez kilka minut stał w bezruchu, ku zdumieniu zaproszonych rodzin ofiar, nie wiedząc, jak się zachować.

Okazało się to symboliczną przepowiednią na przyszłość dla obu polityków. Chirac ponownie wygrał wybory prezydenckie w 2002 roku, zaś Jospin na długi czas wycofał się z aktywnej polityki.

Podobnie trudne relacje jak Chiracai Jospina łączą obecnego prezydenta Czech Vaclava Klausa z premierem Mirkiem Topolankiem, mimo iż obydwaj wywodzą się z tej samej formacji – Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS),a czeska konstytucja przyznaje prezydentowi znikome prawa w polityce zagranicznej. Klaus jest popularny i często stanowi jedyny element stabilności w kraju, gdzie rządy potrafią się zmieniać co kilka miesięcy.

Często wyjeżdża za granicę,gdzie głosi opinie niezgodne z prounijną linią rządową.Twierdzi wprawdzie uporczywie, że jest eurorealistą, a nie eurosceptykiem, jednak przeciwstawia się stanowczo pogłębieniu integracji europejskiej. W 2005 roku za rządów lewicowego premiera Jiriego Paroubka Klaus pojechał między innymi do Holandii i Francji świętować odrzucenie tam w referendum konstytucji europejskiej. Twierdził, że UE„powinna zostać ograniczona do strefy wolnego handlu”.

Paroubek zagroził wtedy, że ograniczy mu wyjazdy zagraniczne, jeżeli „nie będzie działał zgodnie z oficjalnym stanowiskiem rządu”. Rzecznik Klausa Petr Hajek odparł, iż polityka zagraniczna pozostanie wspólną domeną prezydenta i rządu, czy się „to Paroubkowi podoba, czy nie”.

Ten odpłacił pięknym za nadobne. Podczas spotkania z kanclerzem Austrii Wolfgangiem Schüsslem w 2005 roku w Wiedniu zaproponował hojne odszkodowania dla niemieckich wypędzonych z Sudetów. Klaus wściekł się, krzycząc, że Paroubek „postradał zmysły”. Wojna słów osiągnęła apogeum, kiedy Paroubek oskarżył Klausa o to, że potępiając „pojednawczy gest” wobec Austrii, „stał się zakładnikiem sudeckiego Związku Wypędzonych”. Na tym konflikt się bynajmniej nie skończył. Odkąd rząd Topolanka zawarł koalicję z chrześcijańskimi demokratami i partią Zielonych, Klaus tych ostatnich uporczywie nazywa „ekoterrorystami” i nie chce z nimi współpracować. Jego zdaniem ekolodzy są „podobnie szkodliwymi ideologami jak feministki, komuniści i liberałowie”. Ekologię zaś, ku oburzeniu Zielonych, nazwał w wywiadzie dla „Financial Times” „największym zagrożeniem dla wolności, wolnego rynku i rozwoju gospodarczego”. Mimo tego premier Topolanek z całych sił wspiera kandydaturę Klausa w tegorocznych wyborach prezydenckich. Zdaniem czeskiego politologa i byłego doradcy prezydenta Vaclava Havla Jiriego Pehy premier „po prostu nie ma innego wyjścia”. – Jeżeli nie poprze kandydatury Klausa, który jest najbardziej popularnym politykiem Czech, a ten przegra, to partia może zrzucić na niego winę. Jeżeli go jednak wesprze i Klaus wygra następną kadencję, pozycja Topolanka z powodu ich nieustającego konfliktu pozostanie nadal zagrożona – powiedział Pehe czeskiej rozgłośni Radio Praga.Tym bardziej iż na poparcie znienawidzonych przez siebie Zielonych i malejącej frakcji chrześcijańskich demokratów na pewno nie może liczyć.

Kto ma rację, prezydent czy rząd? Czescy komentatorzy są ostrożni. – Klaus nie tylko jest najpopularniejszym politykiem Czech oraz założycielem partii rządzącej. Ma silną osobowość i wyraziste konserwatywne poglądy, z których nie zrezygnuje. To dzięki niemu Topolanek został premierem. Mimo iż szkodzi wizerunkowi kraju, rząd będzie się musiał z nim liczyć, czy tego chce, czy nie – uważa komentator czeskiego dziennika „Mlada Fronta Dnes”.

Występują one najczęściej w systemach półprezydenckich oraz parlamentarnych,gdzie prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych i nie spełnia wyłącznie roli mistrza ceremonii na bankietach.Fakt, że konstytucja, „jaka jest,każdy widzi”, jeszcze nie oznacza, iż nie pozostawia ona szerokiego pola do interpretacji prerogatyw obu urzędów.Hans Morgenthau, jeden z najwybitniejszych teoretyków relacji międzynarodowych, uważał, że różnica między polityką wewnętrzną a polityką zagraniczną nie jest jakościowa, lecz stopniowa. Oznacza to, że wewnętrzny polityczny spór wcześniej czy później przeniesie się na zewnątrz. Ponieważ zgodnie ze słowami Raymonda Arona „skuteczność państwa wywodzi się w wysokiej mierze z jego zdolności do działania zewnętrznego”,polityka zagraniczna często stanowi największe pole walki na szczycie. Nie tylko w Polsce.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy