– Ks. Boniecki miał do wyboru: poświęcić pismo albo jego twórców – mówi jeden z członków redakcji. – I wybrał przyszłość gazety.
– Nie jestem pewien, czy ks. Boniecki zachował umiejętność skutecznego prowadzenia "Tygodnika" – mówi prof. Marcin Król, który z gazetą zerwał definitywnie. Józefa Hennelowa i Marian Stala zachowali status stałych współpracowników i felietonistów. W stopce pojawia się też nazwisko Haliny Bortnowskiej. Krzysztof Kozłowski jest nadal prezesem fundacji wydającej "Tygodnik", spakował jednak rzeczy z redakcyjnego biurka. I choć żartuje, że zawsze był dziennikarzem, który pisać nie znosił, mówi z żalem: – To dla mnie całe życie zawodowe. Jak to przyjmuję? Spokojnie i łagodnie. Gorzko.
Poszukiwanie dla pisma nowego miejsca na rynku nie będzie łatwe. Wydawca i redakcja zapewniają, że chcą stworzyć "Tygodnikowi" solidne podstawy bytu. Nie zrywając historycznej ciągłości, zaproponowali nową formułę: mniejszy format, więcej stron, atrakcyjne tematy, religia na początek, polityka na koniec, nowi autorzy. To ma otworzyć pismo na nowych czytelników. – Młodych, inteligentnych ludzi o większych ambicjach intelektualnych, którzy zadają sobie trudne pytania dotyczące wiary, ale używają innych środków komunikacji niż ich poprzednicy wiele lat temu – precyzuje ks. Boniecki. Chodzi o tych, którzy dziś wypełniają po brzegi dominikańskie świątynie i uczestniczą w duszpasterstwie akademickim.
"Tygodnik Powszechny" postanowił się nawet reklamować. "Są dla mnie wartości, które się nie starzeją, mogą mieć nową formę" – mówi do widzów ks. Adam Boniecki, a obrazek pokazuje dom, stół i krojony chleb.
W biznesplanie Jankowiaka rozpisanym do 2010 r. ważny element stanowi pilnowanie kosztów. Redakcja została uprzedzona, że choć płaci mało, ewentualne podwyżki będą ściśle związane z poprawą sytuacji pisma. Przyjęto to bez protestów. "Tygodnik" ma się znaleźć w ofercie dla domów mediowych jako tygodnik opinii. – Celem spółki i wydawcy jest zapewnienie finansowej samodzielności pisma – mówi Jankowiak.
Po przekształceniach w 2002 r. "Tygodnik" oddzielił się od wydawnictwa Znak, ale zostało mu 300 tys. zł straty. Przez pięć lat spółka funkcjonowała i utrzymywała się samodzielnie bez zewnętrznego dofinansowania. Straty odrobiła w roku 2005 po śmierci papieża. Ale na zmiany nie można było liczyć bez dokapitalizowania. Jak się ocenia, by być dochodowym, pismo musi się docelowo sprzedawać w nakładzie 50 tys.
Czy mu się uda? Rynek prasy katolickiej został już szczelnie zagospodarowany. – "Tygodnik Powszechny" nie jest dla nas konkurencją, ma inny system sprzedaży, inny nakład. Oba pisma są komplementarne – twierdzi Milena Kindziuk, redaktor prowadząca warszawskiej "Niedzieli". Ale tygodniki "Gość Niedzielny" i "Niedziela" dawno już zmieniły format na magazynowy. "Gość Niedzielny" sprzedaje się w ponad 200 tys. egzemplarzy. Prawdopodobnie podobny nakład ma tradycyjna konserwatywna "Niedziela". Ich dystrybucja opiera się jednak na nierynkowych zasadach. Parafie kupują na "pniu" ustaloną liczbę egzemplarzy. Ile z tego potrafią odsprzedać wiernym, tyle im się zwraca. Janusz Jankowiak zapewnia, że "Tygodnik" takiej formy dystrybucji nie przewiduje.
Jednak w krużgankach kościołów pojawiły się reklamówki pisma. Część zespołu przyjęła to jako zapowiedź obniżenia poziomu gazety. – "Tygodnik" staje się pismem konfesyjnym, w którym będą się pojawiać reportaże o parafii – mówi jeden z dziennikarzy.
Zdaniem prezesa Ślusarczyka "Tygodnik" od ponad 62 lat jest pismem katolickim, dla którego zainteresowanie życiem Kościoła jest naturalne i oczekiwane przez czytelników. Nie stoi to absolutnie w sprzeczności z otwartością na różne poglądy, obiektywizmem i uczciwością intelektualną. To są uprzedzenia w myśleniu, których prezes nie pojmuje.
Zdaniem ludzi od dawna związanych z pismem te uprzedzenia powinien jednak rozumieć. Bo przykościelna sieć dystrybucji ma swoją specyfikę. Tu zaopatrują się ludzie, którzy zazwyczaj nie wdają się w dylematy moralne i teologiczne. Kupują prostą literaturę dewocyjną. Być może na tych półkach leży jeszcze dzieło Jerzego Roberta Nowaka "Obłudnik Powszechny" – zbiór zamieszczonych w "Naszym Dzienniku" esejów "demaskujących antykościelną i wrogą rolę "Tygodnika"", gdzie pełno jest informacji o "antypolskich i antykatolickich potwarzach", insynuacjach i oszczerstwach.
We wkładce reklamującej nowy format ks. Boniecki przypomina felieton Kisiela z 1979 r., który zastanawiając się, co będzie z "Tygodnikiem", przywołał fragment wiersza Miłosza: "Aż ta formacja, co go znała/ Stanie się już niezrozumiała,/I jaka była to trucizna/ Najlepszy spec się już nie wyzna". Czy pismo z ul. Wiślnej znajdzie sposób, by nie stać się – jak straszył Kisiel – "tygodnikiem-widmem"?