Ucieczka od smutku

Po 20 latach od wejścia na rynek farmaceutyczny prozac używany jest przez 40 milionów osób cierpiących na depresję. Niedawno się dowiedziały, że równie dobrze mogłyby łykać kostki cukru albo tic-taki

Aktualizacja: 12.04.2008 13:56 Publikacja: 12.04.2008 04:31

Ucieczka od smutku

Foto: Rzeczpospolita

Wyniki badań opublikowanych pod koniec lutego przez brytyjskie pismo medyczne „Public Library of Science Journal” wywołały silne emocje wszędzie tam, gdzie dotarł mit prozacu, cudownego środka, który od dwóch dekad leczy nas z depresji. Właściwie, nie z depresji, tylko ze stanu, który stał się udziałem wielu młodych, przedsiębiorczych ludzi sukcesu przełomu wieków. Prozac został bowiem wypromowany nie tyle jako lek na zaburzenia psychiczne, ile jako atrybut młodego nowoczesnego profesjonalisty, który lekko zagubił się w życiu. Jeśli bierzesz prozac, to znaczy, że życie stresuje cię trochę za bardzo, że za wiele chcesz osiągnąć, że masz przeładowany kalendarz życiowy i potrzebujesz szybkiego lekarstwa. Twoi koledzy wciągną może kreskę kokainy, inni wybiorą się na trekking w Andy, ale ty masz to już za sobą, świat niepokoi cię, życie jest zbyt skomplikowane, a prozac stanowi idealny lek na twojego egzystencjalnego kaca.

A raczej wydawało nam się, że stanowi. Zespół amerykańskich i brytyjskich ekspertów, prowadzony przez prof. Irvinga Kirscha z uniwersytetu w Hull, przeanalizował 47 przypadków klinicznych osób chorych na depresję, w tym dokumenty, które nie były dotąd ujawniane publicznie. Chodzi zwłaszcza o wyniki prowadzonych przez firmy farmaceutyczne testów leków z grupy selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI). Do grupy tej należą m.in. fluoksetyna (znana pod nazwą prozac), paroksetyna (seraxat) i wenlafaksyna (efexor). Dane te nie były udostępnione przez producentów brytyjskiej komisji dopuszczającej leki do obrotu (NICE), gdy wydawała zgodę na ich wprowadzenie na rynek.

Zespół prof. Kirscha nie znalazł dowodów na to, że badane leki działają lepiej niż placebo. „To oznacza, że stan chorych na depresję można poprawić bez stosowania środków chemicznych. Badania wykazują, że leki antydepresyjne należy przepisywać wyłącznie w przypadkach głębokiej depresji, jeśli alternatywne środki nie dały rezultatu” – brzmiała szokująca konkluzja. Profesor Kirsch uznał również, że wyniki badań podają w wątpliwość obecny system testowania leków i informowania przez firmy farmaceutyczne o wynikach badań.

Przedstawiciele firm produkujących środki przebadane przez naukowców z Hull naturalnie podważyli wyniki badań. Rzecznik GlaxoSmithKline (producenta seroxatu) uznał, że „badania objęły tylko mały wycinek dostępnych danych”, a rzecznik Eli Lilly (producenta prozacu) stwierdził, że „wyczerpujące naukowe i medyczne doświadczenie dowiodło, że prozac jest skutecznym lekiem antydepresyjnym”. W brytyjskich mediach pojawiły się również świadectwa chorych na depresję zapewniających, że bez leków z grupy SSRI ich życie byłoby nie do zniesienia. Kto ma rację?

Wyniki tych badań pokazują dwie rzeczy – mówi dr Dariusz Maciej Myszka z Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – Po pierwsze, jak potężnym środkiem jest placebo. Nasz mózg okazuje się znacznie bardziej skomplikowany, niż myślimy, i czasem reaguje w sposób, którego nie potrafimy do końca wyjaśnić. Po drugie, trzeba pamiętać, że badania kliniczne są rzeczywistością odrębną od zwykłej praktyki lekarskiej. Trzeba wiedzieć, kogo się do nich dobiera, jakie dane się uwypukla, jakie osłabia. Do niedawna badania mówiły o wyraźnej przewadze fluoeksetyny nad placebo. Czy wyniki tamtych badań były błędne, a obecnych właściwie? Jeśli tak, do dlaczego? Firmy farmaceutyczne wydają miliardy dolarów na marketing, ale marketingiem wszystkiego nie da się wytłumaczyć, zwłaszcza skutków działania leku. Fluoeksetyna i inne preparaty antydepresyjne były wielokrotnie w różnych krajach badane przez komisje dopuszczające leki do obrotu. Czy wszystkie te komisje są na pasku firm farmaceutycznych?

Medycyna to coś więcej niż zastosowanie leku zgodnie z określonym stanem wiedzy, zauważa dr Myszka. Wyniki badań naukowych są niezwykle ważne przy podejmowaniu decyzji przez lekarza, ale, jak zaznacza, czym innym jest stosowanie leku u prawdziwych pacjentów, a czym innym testowanie „obiektów badawczych”. – Ja nie mam wątpliwości, że przepisując choremu fluoeksetynę (unikam słowa prozac, bo w Polsce właściwie się tego leku nie stosuje, mamy szereg preparatów generycznych), ordynuję mu właściwy lek – zapewnia.

Część lekarzy brytyjskich wykazuje jednak daleko idące wątpliwości, a komisja NICE dokonuje obecnie przeglądu dopuszczalności stosowania leków antydepresyjnych w Wielkiej Brytanii. Odzywają się również głosy domagające się wprowadzenia ustawowego obowiązku publikowania przez firmy farmaceutyczne wszystkich bez wyjątku rezultatów testów leków.

Wyniki brytyjskich badań okazały się dla wielu ludzi niemiłą niespodzianką, ponieważ podważyły jeden z najbardziej rozwiniętych dziś mitów Zachodu. Głosi on, że smutek, który jest naturalną ludzką reakcją na różne przeciwności losu, jest tym samym co depresja. I że depresję tę najlepiej leczą środki farmakologiczne.

W latach 60. choroba określana mianem depresji w krajach zachodnich dotykała 50 przypadków na milion osób, w latach 90. już 100 tys. przypadków na milion. Dziś Światowa Organizacja Zdrowia umieszcza depresję w skali szkodliwości dla zdrowia powyżej zespołu Downa, głuchoty, amputacji nóg do kolan oraz anginy. Według dr. Myszki zamieszanie związane z ocenami szkodliwości depresji bierze się z braku rozróżnienia między naturalnym stanem smutku, którego doświadcza każdy normalny człowiek, a stanem chorobowym, zwłaszcza w głębokim stadium. – Jeśli ktoś nie okazuje smutku po śmierci małżonka albo dziecka, dla mnie jest to reakcja patologiczna – mówi dr Myszka. – Naturalny smutek towarzyszy nam w życiu i nie jest żadną chorobą.

Co więcej, zmieniają się także kryteria diagnostyczne depresji. Dziś można mówić o niej w sytuacji stałego stanu smutku bez istotnego powodu, trwającego bez przerwy dłużej niż dwa tygodnie. – Jeśli ktoś mówi mi, że truskawki w tym roku mu nie smakują tak bardzo jak w zeszłym, gdy żyła jego żona, najprawdopodobniej po prostu przeżywa żałobę i należy pozwolić mu ją przeżyć – mówi dr Myszka. – Natomiast jeżeli mówi, że truskawki po śmierci żony nie smakują mu teraz, nigdy mu nie smakowały, nigdy nie będą smakowały i w ogóle truskawki są bez sensu, to pewnie ma depresję. Oznaką depresji jest smutek, który wykracza poza konkretne odniesienie w rzeczywistości, najczęściej poza utratę czegoś albo kogoś.

Jednak nie żyjemy przecież w świecie, w którym stan chorobowy, zwłaszcza zaburzenia psychiczne, określamy w oderwaniu od kultury, a przydatność leku da się określić ponad wszelką wątpliwość za pomocą neutralnych narzędzi naukowych. – Oczywiście, że prozac to coś więcej niż zwykły lek – mówi dr Myszka. – To ikona współczesnej kultury, lek, który trafił w swój czas, miał dobrą prasę. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo lek ma również wartość pozamedyczną, czyli symboliczną: ważne jest, jak wygląda kapsułka, jaki ma kolor, jaką nosi nazwę. Wiem, że psychiatrzy zorientowani całkowicie biologicznie uznają to za herezję, ale moim zdaniem te elementy mogą mieć znaczenie dla działania leku na konkretnego pacjenta.

Psychiatrzy praktycy nie lubią, kiedy zwala się na firmy farmaceutyczne całą winę za tzw. medykalizację depresji, czyli przekonanie, że tabletką da się ukoić wszelki smutek. Ich pacjenci przychodzą do lekarza z oczekiwaniem, że dostaną tabletkę, która załatwi im problem. Nie chcą słuchać specjalisty, który powie: całe twoje życie jest do zmiany, twój związek jest toksyczny, powinieneś zmienić pracę. Wolą dostać receptę na proszek, który ich wyleczy. I w tym momencie pojawia się producent leku, który podsuwa produkt.

– Czy uciekanie od smutku jest dobre dla człowieka? – pytam doktora Myszkę.

– Ucieczka od przeżywania nie jest dobra, nie jest dobre, że obniża się nam kryterium akceptowania smutku, ale nie ma niczego złego w tym, że lepiej radzimy sobie z przypadkami prawdziwej depresji.

– Nawet jeśli główną metodą jest stosowanie środków farmakologicznych?

– Leki antydepresyjne nie są najgorszym rozwiązaniem. Gorzej jest, kiedy pacjent próbuje sobie radzić z emocjami lekami uspokajającymi. Leki uspokajające blokują przeżywanie, działają wyłącznie objawowo, są jak środki znieczulające. A poza tym u części osób prowadzą do uzależnienia. Dlatego są tak groźne.

Jeśli nie środki farmakologiczne, to co? Alternatywną metodą leczenia depresji jest psychoterapia. Zresztą tylko w Wielkiej Brytanii wyniki badań profesora Hirscha zbiegły się w czasie ze stworzeniem przez tamtejszą publiczną służbę zdrowia 3600 miejsc pracy dla psychoterapeutów. – Skuteczność psychoterapii w leczeniu depresji jest zbliżona do skuteczności metod farmakologicznych, poza stanami skrajnymi, gdzie kontakt z chorym jest ograniczony ze względu na objawy depresyjne – mówi doktor Myszka. Oczywiście pojawia się kwestia kosztów. Nawet najdroższe leki są znacznie tańsze niż psychoterapia i to też tłumaczy popularność metod farmakologicznych. A najciekawsze jest, że jeśli ktoś reaguje na placebo, mechanizm tej reakcji jest podobny do tego, który obserwujemy przy okazji psychoterapii czy leczenia farmakologicznego. Podobnie zmienia się aktywność struktur mózgowych. Inaczej mówiąc, jeśli pacjent reaguje na terapię, przebieg tej reakcji jest podobny, niezależnie od tego czy stosujemy lek, psychoterapię, czy placebo.I to prowadzi do najciekawszego wniosku z badań naukowców z Hull. Po pierwsze, warto zachować dystans wobec hipochondrii zblazowanych mieszkańców bogatego Zachodu . Po drugie, łatwe rozwiązania farmakologiczne należy traktować sceptycznie, a po trzecie, nie trzeba zapominać, że o tym, jak działa nasz mózg, ciągle wiemy bardzo mało i czasem dla osób naprawdę chorych na depresję spacer w górach, albo pastylka miętowa podana jako placebo mogą się okazać bardziej przydatne niż rozreklamowane leki.

Wyniki badań opublikowanych pod koniec lutego przez brytyjskie pismo medyczne „Public Library of Science Journal” wywołały silne emocje wszędzie tam, gdzie dotarł mit prozacu, cudownego środka, który od dwóch dekad leczy nas z depresji. Właściwie, nie z depresji, tylko ze stanu, który stał się udziałem wielu młodych, przedsiębiorczych ludzi sukcesu przełomu wieków. Prozac został bowiem wypromowany nie tyle jako lek na zaburzenia psychiczne, ile jako atrybut młodego nowoczesnego profesjonalisty, który lekko zagubił się w życiu. Jeśli bierzesz prozac, to znaczy, że życie stresuje cię trochę za bardzo, że za wiele chcesz osiągnąć, że masz przeładowany kalendarz życiowy i potrzebujesz szybkiego lekarstwa. Twoi koledzy wciągną może kreskę kokainy, inni wybiorą się na trekking w Andy, ale ty masz to już za sobą, świat niepokoi cię, życie jest zbyt skomplikowane, a prozac stanowi idealny lek na twojego egzystencjalnego kaca.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy