Właśnie w Bayreuth widać, że Ludwik mimo szaleństwa potrafił realizować swoje pomysły z żelazną logiką i zmysłem estetycznym. W centrum miasta zbudowanym przez jego przodków dominuje ciężka architektura w stylu pruskim – przypomina Berlin, Drezno, Lipsk. Wittelsbach, który wcześniej uciekł z pomonachijskiego pałacu ojca Nymphenburg, bo przypominał nudne siedziby Hohenzollernów, i zmienił stolicę Bawarii w metropolię o wdzięku włoskich miast – nie chciał budować w takim pejzażu. Ufundował teatr daleko od rynku, znajdując dla niego rzadkie w nizinnym pejzażu pagórkowate tło. Musiało być jak w ukochanych Alpach! Z zewnątrz gmach podarowany Wagnerowi przypomina londyński Globe, gdzie grał Szekspir. Zyskał sobie niemniejszą sławę. Co roku pielgrzymuje tu tysiące miłośników wagnerowskiej muzyki.
[srodtytul]Forteca św. Graala[/srodtytul]
Ponad miarę Ludwik wydawał na budowę zamków i alpejskich siedzib. Wspomniany już Linderhof zainspirowany Wersalem do dziś imponuje niezwykle długą lustrzaną salą rytmizowaną rzędem gigantycznych kandelabrów. Domek myśliwski inspirowała dekoracja „Walkirii”. Sklepienie podtrzymuje pień rozłożystego dębu. Znalazł tu miejsce miecz Siegmunda – Nothung. Ludwik pokazywał go młodzieńcom, których zapraszał na biesiady w starogermańskim stylu. Do uczt w Herrenchiemsee używał specjalnie skonstruowanego mebla. Przypomina bajkę o stoliku, który ma się nakryć na życzenie. Jest przed naszymi oczami, a za chwilę znika w zapadni. W piwnicy zmienia się nakrycie i menu. Dzięki windzie wraca na dawne miejsce i uczta może trwać dalej.
Urodziny król lubił świętować na wzgórzu Schachen. To już wysokie Alpy. Wspinaczka trwa dwie godziny, a wieńcząca szczyt willa wygląda niepozornie. Zwykły drewniany domek. Wnętrze zaskakuje orientalnym wystrojem.
Ukoronowaniem architektonicznego dzieła Ludwika jest Neuschwanstein – perła stylu neoromańskiego, zamek dedykowany Wagnerowi. Kompozytor nie doczekał końca budowy, a pierwszy wagnerowski koncert w Sali Śpiewaków odbył się dopiero w 1933 r. pod auspicjami narodowych socjalistów – w świetle 600 świec. Malowidła nawiązują do „Lohengrin” i „Tannhausera”. Centralnym miejscem zamku jest kapiąca od złota, bizantyjska w stylu sala
poświęcona świętemu Graalowi – nazwana jego fortecą. Przebywając w niej, trudno uwierzyć, że Dan Brown nie wprowadził jej na karty „Kodu da Vinci”, gdzie i Ludwik II czułby się jak u siebie. Wystrój sypialni opowiada jeden z fragmentów „Lohengrina”.
Nocą król spacerował w stronę przepaści, powyżej zamku. Ponad wodospadem przecina ją most Marii. Stąd właśnie rozpościera się najsłynniejsza panorama na Neuschwanstein. W tej dekoracji rozegrała się przygrywka do tragicznego końca Ludwika II.
[srodtytul]Ostatnia kąpiel w jeziorze[/srodtytul]
W to, że król jest chory psychicznie, przestali wątpić nawet jego stronnicy. Wcześniej do szpitala psychiatrycznego trafił brat Ludwika – Otto. U monarchy podejrzewano postępującą paranoję. Jego inwestycje groziły stabilności państwowej kasy. Dlatego powołano specjalną komisję, która zdecydowała o aresztowaniu Ludwika II.
W czerwcu 1886 r. grupa wysokich urzędników udała się do Hohenschwangau, zamku ojca Ludwika. Zjedli obfitą kolację i ruszyli pnącą się pod górę drogą do położonego powyżej Neuschwanstein. Król został uprzedzony i polecił strażom dać ognia. Odegnał intruzów, ale się załamał, planował samobójstwo. Następnej nocy dał się przekonać o konieczności leczenia i został przewieziony do zamku Berg. Zachowywał się spokojnie, co pomogło w uzyskaniu zgody doktora Bernharda von Gudden na nocny spacer. W feralną noc 13 czerwca król skoczył do jeziora, a gdy Gudden próbował go ratować, również i jego pociągnął w odmęty.
Króla pokazano Bawarczykom, tak jakby sam wyreżyserował ostatnią rolę. Spoczął na marach w monachijskim kościele Wszystkich Świętych ubrany w czarną pelerynę, z orderem Rycerza Świętego Huberta na piersi, z mieczem w lewej ręce i małym bukietem jaśminów od cesarzowej Elżbiety. Dziś jego sarkofag ozdobiony jest sztucznymi kwiatami. Można go oglądać w krypcie za jedyne 2 euro. Ale choć kościół położony jest przy głównym deptaku Monachium – krypta świeci pustkami. Turystom przyjemniej ogląda się zwariowane budowle Wittelsbacha niż grobowiec, który przypomina o tragicznym końcu ostatniego błędnego rycerza Europy.