Błędny rycerz z Neuschwanstein

Zamczysko Ludwika II Bawarskiego stało się synonimem bajkowości, pierwowzorem zwiastuna dziecięcych filmów Walta Disneya. Tymczasem było scenerią dramatu okrutnego jak bajki braci Grimm i niemieckie ekspresjonistyczne kino grozy

Publikacja: 03.01.2009 00:40

Błędny rycerz z Neuschwanstein

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Kiedy mój syn miał kilka lat, wiele niedzielnych popołudni spędziliśmy na układaniu z kilkuset puzzli pejzażu Neuschwanstein. Pewnie i w innych rodzinach zabawę kończy wspólne podziwianie zamku w promieniach słońca, z dwoma jeziorami o błękitnej tafli w tle i ośnieżonymi szczytami Alp górującymi ponad neoromańskimi wieżycami. Zamek jaśnieje śnieżną pokrywą dachów i blanków albo odbija złote barwy jesieni. Widok jest słodki jak czekolada z mleka, którą dają alpejskie krowy.

Tak jest na reprodukcjach. Przed bramą zamku kłębi się tłum Japończyków z aparatami i kamerami oraz nowobogackich Rosjan. Niemcy dojadają wursty i głośno rechoczą, mimo że widok nie nastraja do wesołości. Budowlę, tak jak przez wiele dni wiosny, jesieni i zimy, spowija gęsta mgła. Warto mieć w pamięci słoneczny pejzaż, bo teraz nie widać prawie nic. Niewiele jest w Europie miejsc, które tak jak Neuschwanstein uległy niesamowitej teatralizacji i mistyfikacji. Ma uosabiać bawarską idyllę, dlatego o królu mówi się jak o niegroźnym, sympatycznym szaleńcu. Tymczasem zamek jest naznaczony dramatem, który zapowiadał koszmar współczesności – wirtualne życie w popkulturowym matriksie.

[srodtytul]Wampir ze spróchniałymi zębami[/srodtytul]

Ludwik II Bawarski nie życzył sobie, by po jego królewskich komnatach pętali się poddani. Nie lubił towarzystwa, tłumu, obcych. Pewnie byłby wściekły, wiedząc, że jego neoromantyczną świątynię odwiedza co roku 1 300 000 turystów.

Patronował wagnerowskim widowiskom, przyczynił się do rozwoju bawarskiej architektury i sztuki, odmieniając też Monachium. Jednak w drugiej połowie XIX wieku musiał być dla jemu współczesnych dziwakiem pokroju Michaela Jacksona. Stracił kontakt z rzeczywistością. Szukał azylu w teatralizacji życia, które zmienił w podniosłą operę mydlaną. Uwielbiał egzaltację, a także sentymentalizm w dekoracji starogermańskich mitów. Musiał zachowywać się nieznośnie – jak grający źle aktor. Nigdy nie dojrzał, na zawsze pozostał Piotrusiem Panem z wszystkimi związanymi z tym podtekstami homoseksualnymi.

Pod koniec życia zaczął przypominać wampira. Podczas nocnych uczt polował na młodzieńców. Najlepiej czuł się w świetle księżyca – nazywał się jego kochankiem. Pomieszanie zmysłów wywoływała królewska choroba krwi. Jednak z zanurzeniem kłów w szyi niewinnych ofiar Ludwik miałby problem. To historia wstydliwa – bał się dentystów i zaniedbał higienę jamy ustnej. Deklarując miłość do piękna, straszył poczerniałymi, spróchniałymi zębami. Niedający się wytrzymać ból uśmierzał chloroformem i opium, co wprowadzało go w niekończące się otępienie. A stał przecież na czele strategicznie położonego królestwa w okresie, kiedy Austria i Prusy rywalizowały o hegemonię w niemieckim świecie.

Groteskę panowania Ludwika dobrze ilustruje film Luchino Viscontiego „Ludwig”. Prusy właśnie pokonały Francję, a do posiadłości Bawarczyka przyjeżdża jego minister z prośbą o podpisanie deklaracji ogłoszenia cesarstwa niemieckiego. Król mimo napiętej sytuacji politycznej nie chce go przyjąć. Leży w zaciemnionym pokoju wycieńczony bólem zębów, twarz ma obwiązaną opatrunkami. Na widok natarczywego urzędnika wpada w szał. Musi zgodzić się na dyktat kanclerza Bismarcka.

[srodtytul]Rząd obraduje na alpejskiej łące[/srodtytul]

Od początku panowania zachowywał się jak bohater satyry na lekkomyślnego monarchę. O królewskich obowiązkach pisał: „Nie zamierzam być sekretarzem dla nikogo na świecie”. Już na początku panowania, w 1865 r., spędził tylko 68 dni w królewskiej rezydencji w Monachium, pozostałe zaś w alpejskich zamkach i pałacach. Ministrowie mieli ciągłe problemy ze znalezieniem monarchy, który musiał podpisywać liczne dokumenty. Szukali go w dolinach i na szczytach. Wyobraźmy sobie taką scenę: oto król przyjmuje najwyższych urzędników na łące. Rozmowę wagi państwowej zakłócają krowie dzwonki wypasającego się nieopodal stada!

Lekceważył bawarską tradycję, w tym Dzień Bractwa Rycerzy św. Jerzego obchodzony od 1496 r., z ceremonią wręczenia najważniejszego bawarskiego orderu. Pierwszą uroczystość podczas swego panowania król odwołał. Zrobił się skandal. Na kolejnych też nie bywał, ale wysyłał reprezentantów.Długo odwlekał objazd prowincji, co należało do jego obowiązków. W końcu wybrał się w podróż zwabiony możliwością odwiedzenia miejsca akcji ukochanej wagnerowskiej opery „Śpiewacy norymberscy”. Interesował się przede wszystkim miejscami związanymi ze śpiewakiem operowym Hansem Sachsem.

Trzeba przyznać, że jego sytuacji nie poprawiały skomplikowane relacje z sąsiadami, w tym napięcia między katolicką Bawarią i protestanckimi Prusami, które kojarzyły Monachium nie tylko z Austrią, ale i Watykanem. Bo katolicyzm poza prądami rewolucyjnymi był największym zagrożeniem dla planu unifikacji ziem niemieckich i budowy cesarstwa ze stolicą w Berlinie. Swoją drogą Ludwik czuł się liberałem i nie chciał uznać encykliki z 1864 r. o nieomylności papieży.

[srodtytul]Ci pruscy rabusie[/srodtytul]

Kiedy miało dojść do ostatecznego rozstrzygnięcia w wojnie między Austrią i Prusami w 1866 r., wbrew swoim ministrom unikał wystąpienia przeciwko Prusom. To mu się jednak nie udało. Ale kiedy zwalniał członków gabinetu po podpisaniu pokoju narzuconego przez Berlin, nie czynił tego z powodu przegranej przez nich wojny, lecz dlatego, że szpiegowali jego ukochanego kompozytora Ryszarda Wagnera w związku z podejrzeniami o rewolucyjne sympatie.

W 1867 r., kiedy było oczywiste, że kolejnym celem Berlina będzie Paryż, Ludwik wybrał się do stolicy Francji na Wystawę Światową. Francuski dziennik „La Situation” pisał, że to wydarzenie może mieć negatywne skutki polityczne. Dla bawarskiego króla, który poza operą interesował się nowinkami technicznymi, podróż była spełnieniem marzeń. W związku z nią zbudowano specjalny królewski wagon. Wyglądał okazale. Krawędzie dachu zwieńczono złotymi ornamentami, a pośrodku umieszczono gigantyczną koronę. Napoleon III wykorzystał sytuację do rozdrażnienia Hohenzollernów i przyjmował Ludwika ze specjalnymi honorami. Tylko jemu i królowi Portugalii towarzyszył na wystawie poświęconej osiągnięciom rolnictwa i w operze.

Podczas wojny prusko-francuskiej król nie dodawał ducha bawarskim oddziałom. Wolał wysokogórskie widoki. „Jestem zachwycony rześkością alpejskich jezior” – pisał w tym czasie w jednym z listów. Odmówił udziału w zwycięskiej paradzie wojskowej w Monachium. Wolał odwiedzić Wersal. Uruchomienie słynnych fontann w dniu jego urodzin kosztowało 50 tysięcy franków. Francuska prasa ironizowała, że po wymuszeniu gigantycznych reparacji wojennych Bismarcka stać chyba na pokrycie dużych kosztów wizyty Bawarczyka.

Bawarczycy doceniają jednak, że ten wyjątkowy pośród królów pacyfista, godząc się na podporządkowanie ich kraju Prusom, zadbał o niezależność od Berlina administracji, sądów, kolei i krajowych monopoli. Do anegdoty przeszły słowa Ludwika o Prusakach: „ci rabusiowie Hohenzollernowie, pruskie śmieci i kryminaliści”.

[srodtytul]Ślub, którego nigdy nie było[/srodtytul]

Największym skandalem panowania Ludwika II był jego niedoszły ślub z siostrą austriackiej cesarzowej Elżbiety – Sophią Charlottą. To zwrotny punkt panowania Wittelsbacha. Po raz ostatni staje do walki o szacunek swojej rodziny i poddanych. Rezygnuje z marzeń o wiejskich chłopcach, najważniejsza staje się racja stanu i przedłużenie dynastii.

Czytam pełne emfazy listy zapewniające o miłości do księżniczki. Wymagają znajomości wagnerowskich dzieł. Korespondencje do narzeczonej podpisywał bowiem operowymi pseudonimami, jak zwykle teatralizując rzeczywistość. Ją nazywał ukochaną Elzą. Sam jednak nie wybrał imienia jej tragicznego kochanka Lohengrina – tylko germańskiego króla Henryka Ptasznika. Pięknie wyglądali na zaręczynowych zdjęciach, które ozdobiły witryny monachijskich sklepów. Król planował, by ślub uświetniło, jakże by inaczej, wykonanie „Śpiewaków norymberskich”. „Jeśli nawet ktoś uzna, że utwór nie pasuje do uroczystości, nie będę się tym irytował” – pisał wielkodusznie. Wyrozumiałości innych wymagało jego niekonwencjonalne zachowanie podczas gali zaręczynowej. Opuścił bal, udając się do opery na „Lohengrin”.

Do zawarcia ślubu Ludwika nie przekonało nawet to, że Sophie była znakomitą pianistką i śpiewaczką. Najpierw przesunął termin ceremonii. A gdy ponowna zmiana terminu wywołała gniew rodziny narzeczonej – zerwał zaręczyny. Fakty wskazują, że kierował się czymś w rodzaju męskiej intuicji. Już bowiem podczas zaręczynowej sesji fotograficznej księżna Sophie rozpoczęła romans z fotografem, co potwierdziła korespondencja. Księżniczka była jednak zaniedbywana przez narzeczonego. Większość czasu przeznaczał na teatr i przyjaciół, którzy współtworzyli jego wirtualny świat.

[srodtytul]Spektakle na szczytach Alp[/srodtytul]

Grany na królewskim dworze „Wilhelm Tell” Fryderyka Schillera zainspirował Ludwika do szwajcarskiej wyprawy. Marzenie chciał spełnić w towarzystwie 23-letniego aktora Josefa Kainza. Król nagrodził kolejne role Węgra pierścieniem wysadzanym szafirami, złotym łańcuszkiem z figurą łabędzia, symbolem Bawarii i zegarkiem inkrustowanym diamentami. Potem doszło do ulubionych przez Ludwika prywatnych spektakli.

Znajdujemy się w Linderhof, jednym z wybudowanych przez króla zamków. Wokoło przedalpejskie wzgórza porośnięte sosnami. Stojący u ich podnóża budynek to pierwsza elektrownia w Bawarii. Przewody prowadzą do zbudowanej przez króla groty. Nie jest wielka, ale wysokie sklepienie ginie w półmroku. Niezmącona niczym woda ani drgnie. Nagle pojawia się na niej łódź w kształcie muszli. A po co prąd? Elektryczne światło wydobywa z ciemności malowidła inspirowane twórczością Wagnera. Kiedy król Ludwik objawił się w takiej scenerii Kainzowi, towarzyszyło mu jeszcze stado śnieżnobiałych łabędzi!

Szwajcarska eskapada również była groteską. Król zmusza aktora do wspinaczek po alpejskich szczytach, które są dla niego naturalną scenerią poetyckich ekscytacji. Każe recytować „Phaetona” Calderona i fragmenty „Tella”. Sam wciela się w postaci z dramatów, co irytuje Kainza. Do awantury doszło, gdy monarcha zerwał wycieńczonego artystę o drugiej w nocy, by wejść na szczyt w celu odegrania kluczowej sceny „Wilhelma Tella”. Aktor jest tak zaspany, że co rusz pokłada się na łące, prosi o chwilę snu i wybaczenie. Ale wywołał tylko wściekłość. Kiedy przeniósł się do Berlina, chadzano na jego spektakle, szepcząc z podnieceniem, że jest przyjacielem bawarskiego króla.

[srodtytul]Odparcie erotycznego ataku[/srodtytul]

Pełne psychoanalitycznych dociekań biografie Bawarczyka wskazują, że o ucieczce w świat iluzji mogło przesądzić dzieciństwo. Ludwik przeżył mocno śmierć swojej mamki i pierwszej prawdziwej opiekunki. Kontakt z ojcem był sporadyczny, bał się go. Najlepiej czuł się w towarzystwie kobiet, które tolerowały jego niedojrzałość i egzaltację.

Pierwszą powierniczką stała się nieszczęśliwa cesarzowa Elżbieta, żona Franciszka Józefa. Szeptano o romansie. Drugą była księżniczka heska Maria, czyli caryca Maria Aleksandrowna, żona Aleksandra II. Ich kolację na słynnej Wyspie Róż, gdzie kwitło 150 tysięcy kwiatów, utrwalił obraz Josefa Walthera. Wojskowa orkiestra gra muzykę z „Tristana i Izoldy”, a włoscy gondolierzy pływają przy brzegu i wykonują najsłynniejsze tematy Wagnera. Wielkim finałem wieczoru jest pokaz sztucznych ogni.

Przyjaciółką króla była też słynna aktorka Lila von Bulyorszky. Ludwik tak bardzo cenił ją za kreację Marii Stuart i swoim zwyczajem tak zidentyfikował się z odtwarzaną przez nią rolą, że po jednym ze spektakli kazał o północy otworzyć monachijski kościół Wszystkich Świętych i modlić się za nieszczęśliwą szkocką królową.

Podczas wizyty w zamku Hohenschwangau aktorka miała okazję odwiedzić królewską sypialnię. Malowidła są mocno erotyczne. Można je odebrać jako jednoznaczną wskazówkę. Nie dziwię się, że kobieta postawiła wszystko na jedną kartę i rzuciła się na króla, by skonsumować przyjaźń. Ludwik wpadł jednak w histerię, bronił się przez miłosnym aktem. Wolał pozostać przy korespondencji, w której nazywał Lilę Marią Stuart, siebie zaś Mortimerem.

[srodtytul]Ukochany Wagner[/srodtytul]

Największym przyjacielem króla był Ryszard Wagner. Ludwik wielokrotnie wyciągał kompozytora z tarapatów. Wagner był przez policję podejrzewany o sprzyjanie rewolucji i oskarżany o trwonienie państwowych środków. W końcu Ludwik musiał się zgodzić na wygnanie mistrza z Bawarii. Uważa się, że do kompozytora zraził go romans z Cosimą von Büllow, żoną dyrygenta wagnerowskiej orkiestry, o którym się dowiedział z policyjnych raportów.

Na krótko. Pisał do Wagnera: „Nie kocham żadnej kobiety ani rodziców, brata, bliskich. Jedyną osobą, którą kocham, jesteś ty”. Sfinansował mu operowy cykl „Pierścień Nibelungów” i budowę siedziby festiwalu wagnerowskiego w Bayreuth, bo kompozytor obraził się na Monachium.

Właśnie w Bayreuth widać, że Ludwik mimo szaleństwa potrafił realizować swoje pomysły z żelazną logiką i zmysłem estetycznym. W centrum miasta zbudowanym przez jego przodków dominuje ciężka architektura w stylu pruskim – przypomina Berlin, Drezno, Lipsk. Wittelsbach, który wcześniej uciekł z pomonachijskiego pałacu ojca Nymphenburg, bo przypominał nudne siedziby Hohenzollernów, i zmienił stolicę Bawarii w metropolię o wdzięku włoskich miast – nie chciał budować w takim pejzażu. Ufundował teatr daleko od rynku, znajdując dla niego rzadkie w nizinnym pejzażu pagórkowate tło. Musiało być jak w ukochanych Alpach! Z zewnątrz gmach podarowany Wagnerowi przypomina londyński Globe, gdzie grał Szekspir. Zyskał sobie niemniejszą sławę. Co roku pielgrzymuje tu tysiące miłośników wagnerowskiej muzyki.

[srodtytul]Forteca św. Graala[/srodtytul]

Ponad miarę Ludwik wydawał na budowę zamków i alpejskich siedzib. Wspomniany już Linderhof zainspirowany Wersalem do dziś imponuje niezwykle długą lustrzaną salą rytmizowaną rzędem gigantycznych kandelabrów. Domek myśliwski inspirowała dekoracja „Walkirii”. Sklepienie podtrzymuje pień rozłożystego dębu. Znalazł tu miejsce miecz Siegmunda – Nothung. Ludwik pokazywał go młodzieńcom, których zapraszał na biesiady w starogermańskim stylu. Do uczt w Herrenchiemsee używał specjalnie skonstruowanego mebla. Przypomina bajkę o stoliku, który ma się nakryć na życzenie. Jest przed naszymi oczami, a za chwilę znika w zapadni. W piwnicy zmienia się nakrycie i menu. Dzięki windzie wraca na dawne miejsce i uczta może trwać dalej.

Urodziny król lubił świętować na wzgórzu Schachen. To już wysokie Alpy. Wspinaczka trwa dwie godziny, a wieńcząca szczyt willa wygląda niepozornie. Zwykły drewniany domek. Wnętrze zaskakuje orientalnym wystrojem.

Ukoronowaniem architektonicznego dzieła Ludwika jest Neuschwanstein – perła stylu neoromańskiego, zamek dedykowany Wagnerowi. Kompozytor nie doczekał końca budowy, a pierwszy wagnerowski koncert w Sali Śpiewaków odbył się dopiero w 1933 r. pod auspicjami narodowych socjalistów – w świetle 600 świec. Malowidła nawiązują do „Lohengrin” i „Tannhausera”. Centralnym miejscem zamku jest kapiąca od złota, bizantyjska w stylu sala

poświęcona świętemu Graalowi – nazwana jego fortecą. Przebywając w niej, trudno uwierzyć, że Dan Brown nie wprowadził jej na karty „Kodu da Vinci”, gdzie i Ludwik II czułby się jak u siebie. Wystrój sypialni opowiada jeden z fragmentów „Lohengrina”.

Nocą król spacerował w stronę przepaści, powyżej zamku. Ponad wodospadem przecina ją most Marii. Stąd właśnie rozpościera się najsłynniejsza panorama na Neuschwanstein. W tej dekoracji rozegrała się przygrywka do tragicznego końca Ludwika II.

[srodtytul]Ostatnia kąpiel w jeziorze[/srodtytul]

W to, że król jest chory psychicznie, przestali wątpić nawet jego stronnicy. Wcześniej do szpitala psychiatrycznego trafił brat Ludwika – Otto. U monarchy podejrzewano postępującą paranoję. Jego inwestycje groziły stabilności państwowej kasy. Dlatego powołano specjalną komisję, która zdecydowała o aresztowaniu Ludwika II.

W czerwcu 1886 r. grupa wysokich urzędników udała się do Hohenschwangau, zamku ojca Ludwika. Zjedli obfitą kolację i ruszyli pnącą się pod górę drogą do położonego powyżej Neuschwanstein. Król został uprzedzony i polecił strażom dać ognia. Odegnał intruzów, ale się załamał, planował samobójstwo. Następnej nocy dał się przekonać o konieczności leczenia i został przewieziony do zamku Berg. Zachowywał się spokojnie, co pomogło w uzyskaniu zgody doktora Bernharda von Gudden na nocny spacer. W feralną noc 13 czerwca król skoczył do jeziora, a gdy Gudden próbował go ratować, również i jego pociągnął w odmęty.

Króla pokazano Bawarczykom, tak jakby sam wyreżyserował ostatnią rolę. Spoczął na marach w monachijskim kościele Wszystkich Świętych ubrany w czarną pelerynę, z orderem Rycerza Świętego Huberta na piersi, z mieczem w lewej ręce i małym bukietem jaśminów od cesarzowej Elżbiety. Dziś jego sarkofag ozdobiony jest sztucznymi kwiatami. Można go oglądać w krypcie za jedyne 2 euro. Ale choć kościół położony jest przy głównym deptaku Monachium – krypta świeci pustkami. Turystom przyjemniej ogląda się zwariowane budowle Wittelsbacha niż grobowiec, który przypomina o tragicznym końcu ostatniego błędnego rycerza Europy.

Kiedy mój syn miał kilka lat, wiele niedzielnych popołudni spędziliśmy na układaniu z kilkuset puzzli pejzażu Neuschwanstein. Pewnie i w innych rodzinach zabawę kończy wspólne podziwianie zamku w promieniach słońca, z dwoma jeziorami o błękitnej tafli w tle i ośnieżonymi szczytami Alp górującymi ponad neoromańskimi wieżycami. Zamek jaśnieje śnieżną pokrywą dachów i blanków albo odbija złote barwy jesieni. Widok jest słodki jak czekolada z mleka, którą dają alpejskie krowy.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał