– Ta przerwa była bardzo bolesna, ale uświadomiła nam, czym jest „Ogoniok”. Każda rosyjska rodzina miała z nim romans, o kimś pisano, ktoś sam pisał, jeszcze komuś wydrukowano fotografię babci, ktoś zbierał wycinki, ktoś całe roczniki. Zaskakująco dużo ludzi przejmowało się jego losem, pytali nas, czy on nie umarł. Do tej pięciomiesięcznej przerwy przyczynił się oczywiście kryzys – mówi „Rz” Wiktor Łoszak, który od 2003 roku jest naczelnym tygodnika. Nowy właściciel „Ogońka” obiecuje, że nie będzie ingerował w zawartość. – Zostali ci sami ludzie, ten sam styl pisania. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce – na razie jesteśmy dobrej myśli – dodaje Łoszak.
W ciągu ponad wieku swojego istnienia „Ogoniok” zmieniał się wraz z Rosją: popularny magazyn sprzed rewolucji w czasach bolszewików przekształcono w organ, który przez dziesięciolecia jak zwierciadło odbijał kult kolejnych sekretarzy generalnych: Stalina, Chruszczowa, Breżniewa. Ale złotą epoką „Ogońka” były czasy pierestrojki. Gdy w 1986 roku na stanowisku redaktora naczelnego Anatolija Sofronowa zastąpił Witalij Koroticz, reżimowe pismo zamieniło się w jeden z fundamentów rosyjskich przemian. Były to czasy – wspomina Oleg Chliebnikow, ówczesny kierownik działu literatury – „testowania wytrzymałości systemu komunistycznego”.
[srodtytul]A co na makulaturę?[/srodtytul]
W „Ogońku” nagle zaczęły się pojawiać zakazane dotychczas nazwiska: Płatonow, Achmatowa, Mandelsztam, Sołżenicyn, odważne materiały, demaskujące i krytykujące komunistyczny reżim. Kolejne teksty o stalinowskich represjach, o zbrodni w Katyniu, o losach emigrantów politycznych i dysydentów tydzień w tydzień wstrząsały Rosją. W czasach szczytowej popularności „Ogoniok” miał ponad 3 miliony nakładu. – Mogliśmy z czytelników stworzyć solidną partię demokratyczną – mówi dzisiaj Chlebnikow, siedząc w ciasnym, pełnym papierosowego dymu gabinecie w redakcji opozycyjnej „Nowej Gaziety”, gdzie teraz pisze.
„Ogoniok” trafiał w sedno, odpowiadając na najgłębsze potrzeby Rosjan przez dziesięciolecia zagłuszane przez reżim. – To były czasy, kiedy ludzie na nowo odkrywali prawdę, własną historię, nagle usłyszeli się nawzajem i za pośrednictwem gazet zaczęli mówić o tym, czego wcześniej nie mogli sobie powiedzieć – mówi Łoszak, który w czasach pierestrojki był redaktorem w „Moskowskich Nowostiach”, drugim okręcie flagowym głasnosti.