Zastanawiam się, skąd wśród części osób deklarujących przywiązanie do wartości prawicowych i konserwatywnych bierze się niechęć do wprowadzenia w Polsce prawnego zakazu bicia dzieci. Wydawać by się mogło, że ludziom, którzy cenią takie wartości, jak rodzina, wolność i godność człowieka, potwierdzenie prawem zakazu stosowania przemocy wobec najmniejszych i najsłabszych powinno być bliskie. A jakoś nie jest.
Bronisław Wildstein [link=http://www.rp.pl/artykul/289988.html" "target=_blank]pisał niedawno[/link], że przygotowywana nowelizacja ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie „oddaje arbitralną władzę w ręce urzędnika, który występować będzie w imieniu państwa”. Rafał Ziemkiewicz uważa, że obecnie obowiązujące przepisy są dobre, a Polacy „nie życzą sobie prawa, które zwykły klaps czyniłoby przestępstwem, nie chcą, żeby obrażony niespełnieniem jego zachcianek dzieciak mógł donosem na specjalną infolinię wsadzić rodziców do więzienia”. Inny komentator, profesor teologii Michał Wojciechowski, sugeruje, żeby zamiast ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie „napisać ustawę o ochronie rodziny przed biurokracją i ideologią postępową”. Amerykański pediatra Tom Benton mówi zaś jako specjalista, że klaps jest skuteczną metodą wychowania między 18. miesiącem a szóstym rokiem życia.
[srodtytul]***[/srodtytul]
Nie wiem, na ile pediatra zna się z definicji lepiej od niepediatry na wychowywaniu dzieci (bo że na leczeniu zna się lepiej, to pewne), ale moim zdaniem Benton się myli: klaps, a jeszcze lepiej regularne bicie dzieci, to skuteczne metody wychowawcze bez względu na wiek dziecka. Jak się dobrze dziecku przyłoży, to zrobi to, co uznajemy za słuszne. Wiem coś o tym, mimo że nie jestem pediatrą. W dzieciństwie, tak jak większość moich kolegów na grochowskim osiedlu, dostawałem od ojca w dupę, z czego – w przeciwieństwie do niektórych polskich polityków – nie jestem dumny i czego nie uważam za doświadczenie, które w pozytywny sposób ukształtowało mój charakter. Dodam, że ani mój, ani żaden inny ojciec na osiedlu nie łamał obowiązującego prawa. Wręcz przeciwnie: wypełniali swoje rodzicielskie obowiązki – tak je rozumieli – łojąc swoich synów za różne przewinienia. Podobnie ja nie łamałem prawa, gdy zdarzało mi się dać klapsa mojej pierwszej córce, choć dziś wstydzę się tego i drugą wychowuję bez klapsów. W dalszym ciągu uważam, że nie należy karać rodziców prawnie za dawanie klapsa dzieciom, ale równie głęboko jestem przekonany, iż każda forma bicia dziecka, włącznie z tzw. niewinnym klapsem, jest zła.
Przeciwnicy wpisania zakazu bicia dzieci do polskiego prawa ułatwiają sobie zadanie, pytając np.: „a co, jak dziecko dostaje histerii?”. Albo – jak podpowiada Wildstein – „gdy wbiegnie na ulicę pod samochód”. Wtedy musimy dziecko szarpnąć, skrzyczeć, inaczej zginie pod kołami. Zabawne, że przeciwnicy wprowadzenia prawnego zakazu bicia dzieci na poparcie swego stanowiska wymyślają takie niezwykłe konstrukcje, a nie chce im się skonfrontować z realnymi przejawami przemocy, które mają miejsce w polskich domach.