To, o czym nie przeczytamy w oficjalnej biografii, miało początek w 1935 r. w szpitalu psychiatrycznym w Kościanie, małym podpoznańskim miasteczku. Od lat 90. szpital ten nosi imię doktora Oskara Bielawskiego, przez wiele lat dyrektora placówki. – Prowincjonalne miasta żywią się swoimi mitami. Jednym z nich jest sylwetka dr. Oskara Bielawskiego – twierdzi Artur Hojan, badacz zbrodni nazistowskich, autor przygotowywanej do druku książki „Dr Bielawski i eugenika”. Gdy zainteresował się historią miasta, odkrył, że w przeszłości dyrektora szpitala istnieje tzw. okres eugeniczny. – W wolnym czasie napisałem na ten temat artykuł. Chciałem go opublikować w lokalnej prasie. Nikt nie był zainteresowany – opowiada Hojan.
Oficjalna biografia opublikowana przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Kościańskiej zaczyna się tak: „Doktora Bielawskiego poznałem w 1948 r. Był wtedy 57-letnim, wysokim, szczupłym mężczyzną, o ciemnej czuprynie i czarnym małym wąsiku. Zawsze elegans et odorans. Był wtedy autorytetem w psychiatrii nie tylko dla nas, młodych lekarzy. Z każdego jego zdania, gestu, mimiki czy poczynania można było wyciągnąć wniosek o jego trosce o dobro powierzonego mu pacjenta”. Autorem tych słów jest Henryk Florkowski, uczeń i przyjaciel doktora. Nigdy nie krył fascynacji mistrzem.
[srodtytul]Zwycięstwo na miarę Napoleona[/srodtytul]
O Bielawskim można się dowiedzieć, że urodził się w 1891 r. w Homlu, w rodzinie konduktora kolejowego wywodzącego się ze zubożałej szlachty kresowej. Jego przodkowie odnawiali mury Wawelu, projektowali na Kresach kościoły i nie przyjmowali pracy od rosyjskiego zaborcy, przez co doprowadzili rodzinę do materialnego upadku. Bielawski z dużym samozaparciem studiował medycynę w Dorpacie, a później w Odessie. „Były okresy, w których młody Bielawski, chcąc zaoszczędzić na posiłkach i opale, pozostawał całe przedpołudnie, do obiadu, w łóżku w nieopalonym pokoju. Z braku nafty uczył się w poczekalni dworca kolejowego” – pisze jego biograf Florkowski. Dyplom lekarski uzyskał w Odessie. Jeszcze podczas studiów został w 1914 r. jako podlekarz wcielony do armii rosyjskiej. Potem jednak służył w polskim wojsku, do którego w 1918 r. zgłosił się na ochotnika.
Po przejściu do cywila pierwszą pracę podjął w Dziekance pod Gnieznem. Rychło zasłynął z eksperymentalnego na owe czasy podejścia do chorych psychicznie: żadnego brutalnego wiązania, terapia poprzez pracę artystyczną, wyrozumiałość. Miał 38 lat, gdy w 1929 r., już jako dyrektor, trafił do szpitala w Kościanie. Przeprowadził tu rewolucję. Jednego dnia wypuścił z izolatek czterdziestu chorych uznawanych za agresywnych. Do tej pory przetrzymywani byli nago, spali na słomiankach, jedzenie podawano im przez otwory w drzwiach na metalowych, przywiązanych do łańcuchów miskach, ekskrementy usuwano zaś łopatą na długim kiju. Zmiany wymagały przełamania sprzeciwu nieprzyzwyczajonego do pracy z pacjentem personelu. Po latach Bielawski wspominał to jako zwycięstwo na miarę Napoleona. Zlikwidował wysoki mur odgradzający szpital. Część pacjentów, w celu socjalizacji, oddał do okolicznych rodzin, które miały się nimi opiekować w zamian za pracę. Wprowadził terapię sztuką, wymienił meble, by sale wyglądały estetycznie. Uczył personel, jak zdobyć zaufanie psychicznie chorego.