Tak tylko można wytłumaczyć kolejne rewelacje Kremla na temat rzekomej współpracy wojennej Polski Piłsudskiego i Trzeciej Rzeszy. Podobnie chyba jedynie wiarą w krótką pamięć społeczeństw da się wyjaśnić próbę wykorzystania starych haseł komunistycznej propagandy, według której Stalin podpisał pakt z hitlerowskimi Niemcami, starając się zyskać na czasie.

Pojawia się jednak proste pytanie: dlaczego Rosjanie to robią? Dlaczego nie chcą dostrzec tego, co widzą wszyscy rzetelni badacze, a mianowicie wbudowanej w sowiecki system agresji? Stalin dążył do wojny tak samo jak Hitler. Komunizm, podobnie jak nazizm, by żyć, musiał się rozprzestrzeniać. Dla obu ustrojów wojna była koniecznością. Inaczej niż w przypadku tradycyjnych mocarstw, którym wojna służyła do realizacji pewnych celów i była podporządkowana partykularnym i egoistycznym, ale przez to ograniczonym, interesom, zarówno bolszewicy, jak i naziści głosili i realizowali ideologie uniwersalne. Tu nie było miejsca na kompromisy. Można było wygrać albo zginąć. Tak naprawdę obaj dyktatorzy doskonale to rozumieli. Stalin był równie pod tym względem fanatyczny jak Trocki, a Hitler jak Röhm czy Streicher; ci pierwsi tylko lepiej przygotowali zbrodniczą ekspansję.

Obecna polityka Kremla, która próbuje usprawiedliwiać Stalina i która w coraz większym stopniu nawiązuje do komunistycznych uzasadnień podboju, jest zatem, śmiem powiedzieć, skrajnie antyrosyjska. Przecież pierwszą ofiarą komunistów było to, co najbardziej rosyjskie: Cerkiew, inteligencja, arystokracja. W pierwszym okresie komunizmu wojennego bolszewicy starali się wyrugować rosyjskie elity i tradycję. Wygląda na to, że jedynym uzasadnieniem takiej postawy jest swoisty postkomunistyczny rodowód obecnych przywódców na Kremlu. Władimir Putin, najpierw prezydent, potem premier, niegdysiejszy oficer KGB, byłby tego idealnym przykładem. Rosja nie umiała się wyzbyć sowieckiego pokostu. Współcześni Rosjanie nigdy nie potrafili naprawdę osądzić przeszłości. Większość wolała przymknąć oko na zbrodnie, byle zachować częściową choćby moc imperium. Nawet iluzoryczną.

I choćby była to prawda, że obecna Rosja jest tylko zakładnikiem postkomunistycznych elit, to jest ona mało pocieszająca. Bo to znaczy, że Moskwa – dopóki nie potępi komunizmu – nie może być normalnym partnerem dla innych krajów.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/08/28/rosja-w-niewoli-postkomunistow/]Skomentuj[/link][/ramka]