Ceną pojednania było pomijanie kłopotliwych tematów. Dopiero teraz przypomniano sobie, że być może prawo z 1940 roku kładące kres istnieniu polskiej mniejszości nie powinno być przez RFN uznawane za obowiązujące. Ale III RP i jej dyplomacja nie dbała nawet o to, aby przypominać niemieckiej stronie o obowiązku stosowania się do traktatu o dobrym sąsiedztwie z 1991 roku. Zaniedbywano sprawę nauki języka polskiego jako języka macierzystego, długo milczano o likwidacji polonistyki na wielu uniwersytetach i dążeniu do zakończenia działalności polskich misji katolickich. W licznych przypadkach zadowoliliśmy się pozornymi rozwiązaniami. Co z tego, że od kilkudziesięciu lat działa Komisja do spraw Podręczników, skoro podręczniki niewiele się zmieniły? Trzeba jednak podkreślić, że strona niemiecka gotowa była w ostatnich latach spełnić wiele polskich postulatów – ale po zmianach personalnych, którymi chciano opłacić odsunięcie Steinbach – nikt już ich nie formułuje.
„Holokaustyzacji” wypędzenia nie byłoby bez mitu „przezwyciężonej” przeszłości, który istnieje, mimo że ciągle odkrywane są nowe bulwersujące fakty z przeszłości. Ostatnio ujawniono np., że znany muzykolog, uchodzący w latach 60. za lewicowca, Hans Henrich Eggebrecht, zmarły w 1979 roku, służył w jednostce żandarmerii polowej, która w czasie trzydniowej masakry na Krymie zamordowała w 1941 roku 14 tysięcy Żydów.
[srodtytul]Weźmy przykład z Włochów[/srodtytul]
Co więcej, dopiero teraz zaczęto karać za zbrodnie popełnione na ludności cywilnej przez SS i Wehrmacht. Włosi po otwarciu w 1994 roku tak zwanej szafy wstydu, w której pod naciskiem RFN, w 1960 roku zarchiwizowano akta 2274 przypadków zbrodni na cywilach, rozpoczęli procesy, najczęściej zaoczne, niemieckich zbrodniarzy wojennych. Na przykład skazano na dożywocie sprawców masakry co najmniej 800 osób w Marzabotto, a także w Rowach Ardeatyńskich, gdzie rozstrzelano 335 osób.
Niemcy odmawiają ekstradycji skazanych przez sądy włoskie zbrodniarzy wojennych, powołując się na ustawę zasadniczą, która nie zezwala na wydanie obywateli RFN innym państwom. Nawet europejski nakaz aresztowania niczego nie zmienił. Powoli jednak pod naciskiem włoskiej opinii publicznej nastawienie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości zaczyna się zmieniać. W sierpniu 2009 roku sąd w Monachium skazał na dożywocie oficera Wehrmachtu za zabicie w Toskanii w 1944 roku dziesięciu cywilów. Miał on zresztą taki sam wyrok wydany przez włoski sąd wojskowy w La Spezii. Obecnie przed sądem w Akwizgranie stoi oficer SS, z pochodzenia Holender, który w ramach akcji odwetowej „Silbertanne” zastrzelił w 1944 roku trzech holenderskich cywilów. Po wojnie uniknął sprawiedliwości, uciekając do Niemiec. Dopiero teraz niemiecka prokuratura doszła do przekonania, że jego czyny były niezgodnymi z prawem międzynarodowym represjami wymierzonymi w holenderską ludność.
Trudno nie spytać – a co ze zbrodniami w Polsce? Czy życie Polaka było mniej warte niż życie Włocha, Greka czy Holendra? Ilu ludzi rozstrzelano w Polsce jako zakładników i w czasie akcji pacyfikacyjnych? Jak wielu sprawców uniknęło kary? Ile rodzin dostało za to odszkodowania? Inaczej niż we Włoszech polskie sądy nie zajmują się tymi sprawami. Nie słychać też o tym, by prokuratora niemiecka wszczynała nowe postępowanie w sprawie zbrodni wojennych w Polsce.
Witold Kulesza, pisząc w 2005 r. o zbrodniach samego tylko Wehrmachtu w Polsce, stwierdził: „W ramach przeprowadzonych w Polsce badań zebrano setki zeznań naocznych świadków. Ofiary zostały zidentyfikowane i przynajmniej przez stwierdzenie przynależności do poszczególnych jednostek Wehrmachtu próbowano ustalić tożsamość sprawców. Wyniki tych wstępnych badań zostały przekazane do dalszych czynności niemieckiej prokuraturze. Nigdy jednak nie doszło do postawienia zarzutów, gdyż wszystkie postępowania prokuratorskie zostały umorzone z różnych powodów”.
Najczęściej stwierdzano, że zbrodnie na Polakach się przedawniły albo były dokonywane w ramach zwalczania ruchu oporu i tym samym zgodne z prawem międzynarodowym. Czas więc najwyższy, aby polski wymiar sprawiedliwości wziął przykład z Włochów i nie czekając na sądy niemieckie, wymierzył sprawiedliwość tym, którzy dotąd uszli karze.
Podobnie jak to uczynili Włosi, powinno się także umożliwić rodzinom polskich ofiar dochodzenie praw do odszkodowania. Ostatni wyrok Sądu Najwyższego przyjmujący skargę kasacyjną Winicjusza Natoniewskiego, który domaga się od polskich sądów przyjęcia sprawy przeciwko państwu niemieckiemu o odszkodowanie za krzywdy, jakich doznał w czasie II wojny, jest krokiem we właściwym kierunku.
I czyż nie powinno być zadaniem ministra Bartoszewskiego oraz polskiego MSZ uświadomienie niemieckim partnerom, jak wiele jeszcze mają do zrobienia w sprawie prawdziwego pojednania i że byłoby sprawą haniebną, gdyby mordy na polskiej ludności cywilnej zostały potraktowane inaczej niż te popełniane np. we Włoszech? Byłoby to znacznie ważniejsze niż prowadzenie półprywatnej wojny z przewodniczącą Związku Wypędzonych i o wiele bardziej przekonująco pokazałoby niemieckiej opinii publicznej, ile obłudy i pychy jest w głoszonej przez nią ideologii.