Problem polegał na tym, że nikt nie przewidział, iż Związek Sowiecki upadnie. I ani Radio Wolna Europa, ani Giedroyc, ani nikt inny nie był na to przygotowany. Nikt nie opracował koncepcji, czym zastąpić PRL, gdy ten twór przestanie istnieć. Przedstawiciele „Solidarności”, którzy zasiedli przy Okrągłym Stole, nie zdawali sobie sprawy, że komuniści polscy nie mają już sowieckiego poparcia. I rozmawiali z nimi tak, jakby nadal byli silni. Mało tego, nawet później, gdy już wszyscy wiedzieli, że komuniści nic nie znaczą, oni respektowali zawarte z nimi umowy. To dla mnie – człowieka, który wychował się w Polsce niepodległej i żył pół wieku w Wielkiej Brytanii według zachodnich standardów – coś zupełnie niezrozumiałego.
[b]To był błąd?[/b]
Katastrofalny. Polska powinna od razu w zdecydowany sposób przeprowadzić lustrację i dekomunizację. Jasno określić, co było dobre, a co złe. Tego nie zrobiono. W efekcie dzisiejsza lustracja to kpina. Ogranicza się do szkalowania ludzi na podstawie jakichś tajnych materiałów. Ten był agentem, tamten był agentem.
To niepoważne.
[b]To jak powinna wyglądać lustracja?[/b]
Tak jak w Niemczech. Przede wszystkim trzeba ustanowić jasne prawo. Ludzi, którzy robili złe rzeczy, należy pociągnąć do odpowiedzialności – to zasada elementarnej sprawiedliwości – ale przede wszystkim odsunąć ich od wpływania na sprawy publiczne. Zaniechano tego i teraz zdeprawowani przez komunizm ludzie nadal zatruwają ten nieszczęsny kraj. Czy pan wie, że wśród londyńskiej emigracji prowadzi się zbiórkę na inwalidów AK żyjących w Polsce? Państwa polskiego nie stać na utrzymanie tych ludzi, a jednocześnie byłym ubekom znakomicie się w nim wiedzie. To wyjątkowo przykry objaw choroby, o której mówimy.
[b]Ludzie opozycji PRL-owskiej w większości byli wychowani w komunistycznym kraju. Nie wiedzieli, jak funkcjonuje rynek, jak działa nowoczesne cywilizowane państwo i jego urzędy. Nie rozumieli, co widać do dziś, na czym polega wolność słowa i wymiany poglądów. Dlaczego po 1989 roku nie skorzystano z doświadczenia osób, które znały to doskonale – emigracji?[/b]
No cóż, Polacy uznali, że emigracja jest czymś nieważnym. Jest jakąś Polonią. Kardynał Stefan Wyszyński mówił do młodzieży, która przyjeżdżała z Londynu do PRL: „Pamiętajcie, że Polska jest tylko tutaj. Od Bugu do Odry”. To bardzo głęboko zakorzeniło się w polskiej mentalności. Polacy z emigracji dla Polaków w kraju byli oderwanymi od rzeczywistości starszymi panami, którzy mieli jakieś dziwne pomysły.
[b]Jak emigracja przyjęła rok 1989?[/b]
Różnie. Niestety, jej dwaj wielcy prorocy: Józef Garliński w Londynie i Jan Nowak w Monachium, stwierdzili wówczas, że „marzenie nasze się spełniło”. „Polska jest niepodległa. Jesteśmy już niepotrze- bni”. Skutki tego były fatalne. Nowak co prawda potem zmienił zdanie, nazwał obecną Polskę drugą Polska Ludową. Ale niewiele to już dało.
[b]Najbardziej sceptyczny wobec tego, co się stało po 1989 roku, był chyba Giedroyc.[/b]
O tak! Ja znałem go bardzo długo i wiem, że dla niego to była całkowita klęska. Klęska jego koncepcji. On wiedział, że naród bez elit jest niczym. Chciał więc oddziaływać na „elity” w PRL, tchnąć w nie prawdziwie polskiego ducha.
Dlatego przemycał do kraju „Kulturę” i książki Insytytutu Literackiego. Dlatego zapraszał do siebie do Paryża Michnika, Smolara i tego typu ludzi. Niestety, poniósł całkowitą klęskę. Wpływ komu- nistyczny na mentalność Polaków był za mocny, a siłę polskiego patriotyzmu Giedroyc przecenił.
[b]Dlatego mówił, że czuje się jak na własnym pogrzebie?[/b]
Dlatego. Dlatego też nigdy nie przyjechał do Polski, nie przyjął jej obywatelstwa ani żadnych orderów. Mało tego, próbował przekonać prezydenta Kaczorowskiego, żeby nie przekazywał Wałęsie insygniów władzy! Giedroyc po 1989 roku był całkowicie załamany. Nie udało mu się przekuć homo sovieticusów na prawdziwych Polaków, na Europejczyków.
[b]Pan jednak jeździ do Polski.[/b]
Tak i utwierdzam się w swoim przekonaniu. Weźmy nawet język, którym posługują się Polacy. Jest to język zsowietyzowany. Raz wziąłem udział w sesji naukowej na KUL, po której mój referat został opublikowany w tomie zbiorowym. Czytałem go i nie wierzyłem własnym oczom. Ktoś przerobił mi Związek Sowiecki na Związek Radziecki. Niedawno czytałem zaś pewną wydaną w Polsce książkę, z której dowiedziałem się, że AK razem z Sowietami w 1944 roku „wyzwalała” Wilno. Takie rzeczy pisze się w Polsce dwie dekady po upadku komunizmu!
[b]Właściwie jak to się stało? Dlaczego Polacy okazali się tak mało odporni na sowietyzację?[/b]
Duża część elit została eksterminowana podczas wojny i po wojnie. Inni po prostu chcieli się urządzić, spokojnie żyć. Tworzyli więc rozmaite teorie. Jedna mówiła, że rzymskokatolicka kultura nic nam nie dała i trzeba poszukiwać porozumienia ze Wschodem. Druga, że trzeba być Wallenrodem i zapisać się do partii, bo tylko tak da się działać na rzecz Polski. Wszystko to były mrzonki wypływające z niezrozumienia systemu komu- nistycznego. Polacy kapitulowali przed komunizmem i kolejne pokolenia gniły moralnie w tym systemie.
[b]Jeżeli było z Polakami tak źle, to jak wytłumaczyć rok 1956, 1968, 1970 czy „Solidarność”?[/b]
To były klasyczne ruchy „anty”. System sowiecki gwałci bowiem człowieka w straszliwy sposób. Intelektualnie, fizycznie, materialnie. Nic więc dziwnego, że ludzie mieli dość i się buntowali. To były naturalne ludzkie odruchy przeciwko zniewoleniu, złym warunkom życia i tym podobne. Ale za tymi buntami nie stała żadna wielka koncepcja, żadna patriotyczna wizja.
[b]A jak ocenia pan rolę, jaką odegrał w PRL Kościół?[/b]
Kościół w polskim życiu, czy się to komuś podoba czy nie, odgrywał zawsze rolę ogromną. Przez wieki wychowywał polską elitę. Niestety, po roku 1945 nastąpił bardzo niefortunny zbieg okoliczności polegający na zbliżeniu koncepcji komunistów z koncepcją Wyszyńskiego. Sowieci od początku mieli problem, co zrobić z tym paskudnym katolicyzmem. Ostatecznie zdecydowali się na bardzo skuteczną taktykę. Zlikwidowali wszelkie instytucje intelektualne z wyjątkiem jednego kontrolowanego przez siebie uniwersytetu.
[b]I jednej gazety.[/b]
Która także znajdowała się pod kontrolą. Zlikwidowali natomiast kościelną działalność charytatywną i wpływ na młodzież. Żeby ludzie się nie buntowali, zostawili natomiast całą religijną obyczajowość. Niech sobie chodzą procesje, niech wierni biorą udział w pielgrzymkach. W tym samym czasie kardynał Wyszyński, oczywiście z zupełnie innych pobudek, również uznał, że najważniejszą sprawą w Kościele jest życie parafialne. I tak te dwie koncepcje się zbiegły.
[b]Efekt?[/b]
Kościół dziś już nie wychowuje polskich elit. Nie chce mieć z tym nic wspólnego. Z całym szacunkiem dla Jana Pawła II i Wyszyńskiego, ale oni zostawili Kościół w straszliwym bałaganie. To jest zbiorowisko ludzi o wielkich tytułach naukowych, ale o bardzo słabym wyrobieniu obywatelskim i państwowym. Żeby prymasem mógł zostać Glemp – być może nawet niezły parafialny ksiądz – który przyjechał kiedyś do Londynu na jakieś patriotyczne uroczystości i przed paroma tysiąca- mi emigrantów oświadczył, że pokój 1945 roku był „zrządzeniem boskim”, bo pozwolił „Polsce” na rozwój przemysłu i nauki! Przecież to jest człowiek o bardzo wąskim zakresie pojęć. Inne przykłady: Kowalczyk, Dziwisz. Może już lepiej spuśćmy na to zasłonę.
[ramka][srodtytul]Zbigniew S. Siemaszko[/srodtytul]
urodzony w 1923 r. na Wileńszczyźnie. W czasie pierwszej sowieckiej okupacji został wraz z rodziną wywieziony wgłąb Związku Sowieckiego do Siemijarska nad Irtyszem. Jego ojca Antoniego prawdopodobnie rozstrzelało NKWD wiosną 1940 roku. W marcu 1942 roku wstąpił do armii gen. Andersa. Po wojnie ukończył studia w Wielkiej Brytanii i pracował w brytyjskiej firmie jako inżynier. Z zamiłowania jest jednak historykiem i publicystą. Był stałym współpracownikiem paryskiej „Kultury” i jednym z głównych autorów „Zeszytów Historycznych”. Napisał szereg książek m.in. „Narodowe Siły Zbrojne”, „Działalność generała Tatara 1943-1949”, „Początki sowietyzacji”.
Ostatnio opublikował swoją korespondencję z Jerzym Giedroyciem i Józefem Mackiewiczem. Pracuje nad biografią swojego byłego dowódcy gen. Andersa. Mieszka w Londynie.[/ramka]