Żal średniego pokolenia

Józef Oleksy stara się utrzymywać dobre stosunki z ludźmi z różnych politycznych stron. Bo uwielbia być lubiany i szanowany. Ciężko znosi ataki, a trzeba przyznać, że spotkało go wiele

Publikacja: 23.07.2010 13:52

Józef Oleksy obok Tadeusza Iwińskiego w sejmowych ławach, po żłożeniu dymisji ze stanowiska premiera

Józef Oleksy obok Tadeusza Iwińskiego w sejmowych ławach, po żłożeniu dymisji ze stanowiska premiera, 1996 r.

Foto: Fotorzepa, Piotr Janowski Piotr Janowski

Dla Józefa Oleksego słowa Jarosława Kaczyńskiego o tym, że jest „politykiem lewicy średnio-starszego pokolenia”, a nie postkomunistą, były jak balsam.

Przez niemal całe polityczne życie ostatnich 20 lat, kiedy pełnił rozmaite ważne funkcje w państwie i partii, zmagał się z rozmaitym atakami. Wszystkie krążyły wokół przeszłości. Był komuchem, postkomuchem, agentem, zdrajcą i aferzystą. – To mnie bardzo boli. Nikt nie chce dojrzeć tego, co ja przez 20 lat harówy robiłem dla państwa – mówi z żalem głosie.

[srodtytul]Zawsze w głównym nurcie[/srodtytul]

Życiorys Oleksego to historia człowieka, którego pierwsza połowa kariery zbudowana została na działalności w partii komunistycznej, a druga – w partii postkomunistycznej. I to nie gdzieś na boku, po cichu, ale w głównym nurcie obu ugrupowań.

W PRL piął się po szczeblach kariery: komórka partyjna na SGPiS, Wydział Pracy Ideowo-Wychowawczej KC, organy kontroli partyjnej, Komitet Wojewódzki w Białej Podlaskiej. W wolnej Polsce był posłem, dwukrotnie marszałkiem Sejmu, szefem SLD, a przede wszystkim premierem. – I co z tego? I tak mówią o mnie tylko złe rzeczy. A przecież mój dorobek w służbie Polsce nie jest mały. Nie stałem się też człowiekiem majętnym – żali się.

Bo Józef Oleksy lubi się żalić. A to na media, a to na kolegów partyjnych. Ale jest ujmujący. Nawet kiedy z jego opowieści wynika, że podczas dość błyskotliwej kariery w PZPR, u boku takich ludzi jak Wojciech Jaruzelski czy Jerzy Urban, właściwie był ciągle zwalczany i ciągle w opozycji.

Mówi, że zawsze chciał zmian, że był społecznikiem, działał dla ludzi. – Wiedziałem, że żyję w państwie totalitarnym, ale ciągle myślałem, że coś uda się zmienić. Miałem nadzieję, że zmiany kiedyś nadejdą – powtarza.

Mając nadzieję na zmiany jako działacz PZPR, życia nie spędził na banicji ani w kazamatach, ale na dobrych posadach. Kształcił się za granicą, uczył języków, zdobywał doświadczenie. Największym zesłaniem było sekretarzowanie w Białej Podlaskiej. – Nie miałem natury wojownika, dlatego nigdy nie myślałem o działalności w opozycji. Myślałem o świecie w kategoriach własnego życia i moich osobistych wyobrażeń o sukcesie i pomyślności – mówi.

Mimo że jego życiorys, doświadczenia, kręgi polityczno-towarzyskie odnoszą się do dawnego systemu, mimo że w wolnej Polsce oskarżany był o wszystko co najgorsze – po stronie antykomunistycznej jest lubiany. A często ceniony za kompetencje. Kiedy jeszcze Stefan Niesiołowski był wojowniczym antykomunistą, widywano ich często razem w Sejmie.

Wielu moich rozmówców mówi o Oleksym ciepło. Co najczęściej słyszę? – Oleksy to sympatyczny gość. Wódki się z każdym napije i o wielkich ideach porozmawia.

[srodtytul]Ciepło o PiS[/srodtytul]

No i wreszcie odczarował go Jarosław Kaczyński. Podczas kampanii wyborczej były pomysły, aby jedną z debat programowych w Hotelu Europejskim kandydat PiS odbył właśnie z Oleksym. W końcu do tego nie doszło, ale dzięki Kaczyńskiemu o „lewicowym polityku" znowu się mówi.

Z rozmowy z Oleksym wynika, że ma dość myślowych schematów, poprawności politycznej. Umie rzeczowo traktować ludzi, z którymi się nie zgadza. – On docenia wagę politycznych koncepcji, dlatego, choć się z nami nie zgadzał, nigdy nie atakował IV RP – mówi Elżbieta Jakubiak z PiS.

Były szef SLD, którego pozycja w partii znów rośnie, twierdzi, że w przyszłości koalicja z PiS wcale nie jest wykluczona. Oczywiście, musiałyby zostać spełnione różne warunki, a najlepiej gdyby się zmieniło przywództwo PiS. A kiedy pytam go o najciekawszych i najwybitniejszych polityków ostatnich 20 lat, pada pierwsza trójka: Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Kwaśniewski, Jarosław Kaczyński. A kogoś jeszcze z PiS ceni? Józef Oleksy wymienia kolejno: Lecha Kaczyńskiego, Elżbietę Jakubiak, Pawła Poncyljusza, Beatę Kempę, Pawła Kowala, Zbigniewa Girzyńskiego... – To cały PiS pan tak ceni?! – Nie, nie cały. Ale cenię też Donalda Tuska, Grzegorza Schetynę, Eugeniusza Wyznera, byłego wiceszefa MSZ, i Andrzeja Olechowskiego.

– Dobrze go pamiętam jako swojego szefa – wspomina Elżbieta Jakubiak, dziś posłanka PiS, kiedyś pracownica Kancelarii Sejmu, w okresie, gdy Oleksy był marszałkiem. – Wielką przyjemnością było pracować w kancelarii przez niego zarządzanej. Jeśli się dzieli urzędników na kategorie, to za tamtych czasów pracownik kancelarii należał do kategorii A1. Sejm miał prestiż i on o ten prestiż bardzo dbał. Denerwowało mnie tylko, że pozwolił swoim kumplom mówić do siebie per Józio. Ja uważam, że trzeba do niego było per panie marszałku. Jest dobrze wykształcony. Pamiętam jego wpisy do książek dla gości. Zawsze były bardzo inteligentne i ciekawe. Ma dużą wiedzę o polityce, rozumie jej istotę. Lubi prawdziwą politykę – mówi.

Ciepłe uczucia między politykami PiS a Józefem Oleksym biorą się zapewne także z tego, że zawsze akcentował swój katolicyzm, lubił przypominać, że chodził do katolickiego liceum przez trzy lata, zanim je zlikwidowano. I nie ukrywa niechętnych uczuć wobec „Gazety Wyborczej” oraz poprawności politycznej. Zapewne wynika to także z tego, że Adam Michnik wszedł w bardzo zażyłe relacje z Aleksandrem Kwaśniewskim, a z nim od pewnego momentu pozostawał w nie najlepszych.

[srodtytul]Do Moskwy nie jeździłem[/srodtytul]

Jarosław Gowin: – Dzisiaj o wielu ludziach wywodzących się z komunistycznej ekipy mam dobre zdanie, zweryfikowałem swoje wcześniejsze opinie. Dotyczy to takich ludzi jak Szmajdziński, Zemke, Borowski. Ale to są postkomuniści par excellence. Spadkobiercy PRL w sensie dosłownym. Pamiętam Józefa Oleksego dobrze z lat 80. i nie mam żadnych wątpliwości, że był klasycznym przykładem nomenklatury komunistycznej. Oni wszyscy tworzyli organizację, która korzystała wprost z majątku pezetpeerowskiego.

Elżbieta Jakubiak: – Nie podoba mi się tylko to, że mając takie korzenie, on i Kwaśniewski nie są w stanie powiedzieć, że robili to po prostu dla kariery.

A jakie było najlepsze miejsce do robienia kariery w latach 70.? Handel zagraniczny na SGPiS. Tam właśnie trafił Józef Oleksy. Jak sam przyznaje, na wydziale 90 proc. wykładowców i ponad 20 proc. studentów było w partii. Oleksy początkowo nie wstępował do PZPR. Działał w ZSP, był popularny, lubiany. Wygłaszał pogadanki, na które przychodziło po kilkaset osób. Wystartował na szefa uczelnianej komisji i wbrew opinii partyjnej egzekutywy – wybory wygrał. Jak twierdzi, były to wybory demokratyczne. W komisji obok niego działali m.in. Danuta Hübner, Leszek Balcerowicz, Henryka Bochniarz, Grzegorz Wójtowicz czy Dariusz Rosati. Ale też np. Jerzy Kropiwnicki. – Ja byłem wtedy w opozycji do PZPR. Opierałem się ich naciskom – zapewnia.

Długo jednak w tym oporze nie wytrzymał. W 1969 roku w końcu do partii się zapisał. – Nie było panu głupio wstępować do PZPR po Marcu ’68?

– Wtedy o polityce myślałem niewiele. Tematy żydowskie były mi obce. Niewiele z tego rozumiałem.

Dlaczego pan wstąpił do partii? – Chciałem coś robić, połknąłem bakcyla społecznikowskiego, a wtedy zaczęło się werbowanie. Brali najlepszych – mówi.

A może po prostu był pan oportunistą? – Może? Ale chyba nie do końca, chciałem po prostu działać.

Tworzył Ogólnopolską Radę Młodych Naukowców. Gromadził asystentów, doktorantów, wykładowców. Do dziś jest z tego dumny. – Gierek zapytał mnie w 1971 roku, po co to robimy? A ja na to: – Bo my was kiedyś zastąpimy. Będziemy rektorami, profesorami i będziemy mieli wpływ.

Nie przeszkadzało panu, że działał pan w partii całkowicie zależnej od sowieckiej KPZR? – Nie zwracałem na to uwagi. Istotę tej zależności przyjąłem jako fakt. Nie jeździłem na szkolenia do Moskwy.

Jednak Oleksy dość szybko zaczął się piąć po stopniach kariery. Najpierw został sekretarzem Komitetu Uczelnianego SGPiS. Potem dostał się do Komitetu Centralnego do Wydziału Pracy Ideowo-Wychowawczej.

Nieustannie podkreśla, że liczył, iż w partii nastąpią zmiany. Tymczasem przyszła „Solidarność”. Wielkie nadzieje na odnowę w kraju. W kwietniu 1981 z pracy w KC wyrzucił go twardogłowy Walery Namiotkiewicz. Oleksemu pomogli wtedy Mieczysław Rakowski i Jerzy Urban, dając mu pracę w biurze prasowym rządu. – Pracowałem u boku Urbana, ale pokazywałem się na zewnątrz.

[srodtytul]Na wschodnich rubieżach[/srodtytul]

Oleksy ciągle liczył na zmiany w partii. – Liczyłem, że IX Zjazd przyniesie prawdziwą odmianę – wspomina. Po zjeździe został szefem partyjnego Biura Kontroli w Centralnej Komisji Rewizyjnej. – To była nowość. Mieliśmy kontrolować, niezależnie od Biura Politycznego, wykonanie uchwał partyjnych. Gdybym był aparatczykiem, jak się o mnie mówi, to bym milczał. Ale myśmy naprawdę wielu ludziom nadepnęli na odcisk. Byłem niewygodny. Było to możliwe dzięki stanowczości przewodniczącego Kazimierza Morawskiego – przekonuje.

Potem przyszedł stan wojenny. – I co pan na to? – Dowiedziałem się o tym tak jak wszyscy. Z telewizji 13 grudnia rano. Byłem bardzo zaskoczony – przekonuje.

– Żadnych wątpliwości pan nie miał? Ginęli ludzie, dziesiątki tysięcy rodzin znalazły się w dramatycznej sytuacji.

– Tłumaczono wtedy, że musi być bezpieczeństwo i spokój. A jak coś się dzieje, to trzeba twardo reagować. I myśmy tę optykę przyjmowali – tak tłumaczy swoją dalszą działalność w partii. Ale dodaje zaraz: – Nie mieliśmy wątpliwości, że system jest drętwy i nieskuteczny. Ja wiedziałem, że żyję w systemie niedemokratycznym i totalitarnym. Nie patrzyłem na świat oczami opozycji. Byłem tam, bo tak potoczyło się moje życie.

Pozostał w KC. Słynne Inspekcje Robotniczo-Chłopskie były jednym z organów komisji, w której pracował Oleksy. – Jeździliśmy w różne miejsca i organizowaliśmy niespodziewane kontrole – wspomina z uśmiechem.

W 1985 roku po X Zjeździe znowu wyleciał z KC i przez pół roku pozostawał bez pracy. Potem wezwał go generał Jaruzelski i oznajmił, że teraz miejsce towarzysza Józefa jest w terenie. Wysyłano wielu młodych zdolnych w teren. Wypadło na Białą Podlaską. Pod granicę wschodnią przyjeżdżali czasem notable z Warszawy. Zwłaszcza gdy przez Bug przeprawiali się towarzysze ze Wschodu i trzeba było ich godnie witać. Organizował dla towarzyszy przyjęcia na polance. Wódeczka, boczek, ogórek, obrus na masce samochodu.

[srodtytul]Wachowski i tak wie wszystko[/srodtytul]

Potem zaczęła się wolna Polska. Był przy Okrągłym Stole. Od początku wszedł do Sejmu, jako poseł zasłynął z bardzo dobrych wystąpień. Był jednym z twórców SdRP. Od początku, przez wiele lat, był jedną z trzech głównych postaci postkomunistycznej lewicy obok Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Nieustannie ze sobą rywalizowali, podgryzali się, a jednocześnie współpracowali. W siedzibie SLD na ul. Rozbrat opowiadają, że Kwaśniewski w swoim czasie opowiadał Oleksemu, że Miller pod nim ryje, a Millerowi – że Oleksy pod nim. No i kiedyś Miller z Oleksym się zgadali, że Olek napuszcza ich na siebie. Poszli do Olka: – Oluś, co ty nas tak rozgrywasz? – zapytali. Kwaśniewski się wykręcił.

Pytam go o uwłaszczenie nomenklatury. – To było zjawisko dużo węższe, niż pisano. Jak trzeba było komercjalizować, to łebscy partyjni dyrektorzy się brali za to. Ale duża część partyjnych funkcjonariuszy się nie załapała. Poszli w biedę i zapomnienie.

I dodaje: – Prawdziwy problem z uwłaszczaniem przyszedł później. Prywatyzacja bez strategicznej koncepcji. To wielki błąd transformacji.

Jako premier chciał prowadzić inne zasady prywatyzacji, zwłaszcza dotyczące bankowości. – Proponowaliśmy, by zagraniczny kapitał mógł objąć tylko 35 proc. własności banków.

Jako marszałek Sejmu spotykał się regularnie z prezydentem Wałęsą. Ten zaś przychodził zawsze ze świtą kilku swoich ministrów. Pewnego razu Oleksy powiedział Wałęsie, że chciałby z nim rozmawiać w cztery oczy, bez towarzystwa. Wałęsa ich wygonił. Ale potem Mieczysław Wachowski podszedł do Oleksego, mówiąc: – Widziałeś tę doniczkę na stoliku? A jak myślisz, co było w tej doniczce? Myślisz, że nie wiem, o czym rozmawialiście?

Kiedy został premierem, między nim a Wałęsą często skrzyło. Zwłaszcza przy okazji obchodów 50. rocznicy zakończenia II wojny w Moskwie. Wałęsa, którego wspierał Bronisław Geremek, był zdecydowanie przeciwko obecności premiera RP w Moskwie. W tym czasie trwała wojna w Czeczenii. Publicznie mu zakazywał wyjazdu. A Oleksy się uparł. – Nie przeszkadzało mi w ogóle, że to odbywało się w Moskwie. Ważne było to, że trzeba uczcić polskich żołnierzy. Sentyment i patriotyzm mówiły mi, że trzeba uczcić tę rocznicę.

Wałęsa był na niego wściekły. – Nie ma pan prawa reprezentować państwa polskiego! – krzyczał. Premier i prezydent mieli telefon łączący ich bez pośrednictwa sekretarek. – No to ja przez trzy tygodnie złośliwie do niego wydzwaniałem – wspomina Oleksy z łobuzerskim uśmiechem. – Trzy razy dziennie. Nigdy nie odebrał. Dwa razy podniosła sekretarka, wbrew przepisom. Kazałem jej przekazać, że chcę rozmawiać z prezydentem.

[srodtytul]To tylko gra wywiadów[/srodtytul]

Krytykowano go za to, że promuje swoich towarzyszy w różnych miejscach, ale chwalono za to, że sprawnie ogarniał aparat państwowy. Pod koniec 1995 r. wybuchła bomba. Andrzej Milczanowski, minister spraw wewnętrznych w rządzie Józefa Oleksego, człowiek z nominacji Lecha Wałęsy, ogłosił, że premier jest podejrzany o szpiegostwo – jako agent „Olin” miał od lat 80. być informatorem KGB. Oleksy w styczniu 1996 r. podał się do dymisji. Sprawę w końcu umorzono, śledczy nie byli w stanie wykazać, że kontakty Oleksego z rezydentem KGB Władimirem Ałganowem wykraczają poza ramy stricte towarzyskie. Po latach został oczyszczony, ale sprawa ta ciągle wywołuje w nim ogromne emocje. Jedyny raz podczas długiej rozmowy denerwuje się, mówi podniesionym głosem. – To była gra kilku wywiadów i podłe zachowanie kilku osób – tłumaczy.

– Najgorsze było to, że wtedy zostałem kompletnie sam. Wszyscy się ode mnie odsunęli. To było okropne – mówi ze smutkiem. Wkrótce jednak partia stanęła za nim, wybrano go na szefa SLD. – Zaufali mi. To chyba najważniejsze wydarzenie w moim politycznym życiu.

A potem jeszcze przyszła ciągnąca się siedem lat sprawa lustracyjna, którą w końcu wygrał przed Sądem Najwyższym. – Przecież nie ukrywałem, że przeszedłem przeszkolenie w wywiadzie, ale na czas wojny. W teczkach innych ludzi, którzy uczestniczyli w tych szkoleniach, znaleziono zobowiązanie do współpracy w czasie pokoju. W mojej teczce takiej deklaracji nigdy nie było – podkreśla.

[srodtytul]Dlaczego mnie to spotkało?[/srodtytul]

Jarosław Kaczyński postanowił zdjąć z niego metkę postkomunisty. Nie spotkało się to z entuzjastycznym przyjęciem wśród jego zwolenników i przeciwników. Za to były premier z SLD docenia słowa byłego premiera z PiS.: – Obojętnie kto napada teraz na Kaczyńskiego, trzeba mu oddać, że wykazał polityczną odwagę, proponując zmianę tonacji w odniesieniu do słynnych politycznych etykiet.

Lech Kaczyński go lubił. – Wiedział z jednej strony, że to komuch, ale szanował go za to, że to niezwykle sprawny człowiek o najwyższych przymiotach intelektualnych – mówi Jakubiak.

Jarosław Gowin: – Ciągle nie mogę przestać patrzeć na niego przez pryzmat rozmowy nagranej przez Gudzowatego. To jest przedstawiciel formacji, która jest beneficjentem schyłkowego okresu PRL i spadła na cztery łapy w III RP. A potem robiła wszystko, by środowisku postkomunistycznemu i sprzymierzonemu z nim środowisku „Gazety Wyborczej” zapewnić uprzywilejowaną pozycję. Zaprzeczanie przez Jarosława Kaczyńskiego, że Oleksy nie jest postkomunistą, traktuję jako przejaw najdalej posuniętej elastyczności w posługiwaniu się prawdą.

A Józef Oleksy wciąż powtarza: – Jestem pełen zadumy, szukając odpowiedzi na jedno pytanie: dlaczego właśnie mnie spotkało tyle publicznych i nieuczciwych ataków w ciągu ostatnich 14 lat?

Dla Józefa Oleksego słowa Jarosława Kaczyńskiego o tym, że jest „politykiem lewicy średnio-starszego pokolenia”, a nie postkomunistą, były jak balsam.

Przez niemal całe polityczne życie ostatnich 20 lat, kiedy pełnił rozmaite ważne funkcje w państwie i partii, zmagał się z rozmaitym atakami. Wszystkie krążyły wokół przeszłości. Był komuchem, postkomuchem, agentem, zdrajcą i aferzystą. – To mnie bardzo boli. Nikt nie chce dojrzeć tego, co ja przez 20 lat harówy robiłem dla państwa – mówi z żalem głosie.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy