Historia niezwykłej kariery Wasilja Szukszyna dodawała sił wszystkim tym, którzy jak on przyjechali do moskiewskiej szkoły filmowej z dalekich radzieckich mieścin i wioseczek. Był naszym prawdziwym bohaterem, krążyły legendy (na jednym roku z Tarkowskim i Konczałowskim przynosił na zajęcia słownik wyrazów obcych, żeby zrozumieć kolegów).
Myśl o nim wracała uparcie przy różnych okazjach, ale dopiero teraz udało mi się raz jeszcze obejrzeć „Kalinę czerwoną”, którą tyle razy się zachwycałam i (mimo okropnych zdjęć) napatrzeć się nie mogłam. Czekałam na ten moment ze sporym niepokojem, ale i z ciekawością.
Wrażenie zdjęć, które kłują w oczy, potwierdziło się już po pierwszych dwu ujęciach, ale szybko przestało mieć znaczenie. Jak kiedyś film mnie w sobie „rozkochał, pochłonął i zjadł”. Nie chcę odbierać przyjemności oglądania „Kaliny czerwonej”, streszczając jego fabułę, do czego niestety przyzwyczajają nas nasi krytycy i recenzenci, ale zachęcam do sięgnięcia po ten stary-świeży film. W tych dziwnych czasach, w których żyjemy, dawka prawdziwych radości i prawdziwych ludzkich emocji działa jak burza, po której łatwiej oddychać.
[i]Reżyserka i scenarzystka filmowa (m.in. „Wrony”, „Jestem”, „Pora umierać”)[/i]