Sierpień Lecha Kaczyńskiego

Od pierwszych dni budowania „Solidarności” we wrześniu 1980 roku Lech Kaczyński był w centrum grupy działaczy tworzących nowy ruch. Czy znalazłby się w czołówce jego twórców, gdyby w Sierpniu nikt go nie widział?

Aktualizacja: 11.09.2010 14:57 Publikacja: 11.09.2010 01:01

? Narada strajkowych doradców: Lecha Kaczyńskiego i Jadwigi Staniszkis z członkami prezydium MKS, w

? Narada strajkowych doradców: Lecha Kaczyńskiego i Jadwigi Staniszkis z członkami prezydium MKS, w przerwie negocjacji z komisją rządową wicepremiera Mieczysława Jagielskiego, prawdopodobnie między 26 a 30 sierpnia 1980 r. Od lewej: Stefan Lewandowski (tyłem) – członek prezydium MKS reprezentujący Port Gdański, Jadwiga Staniszkis, Tadeusz Stanny (tyłem) – reprezentujący Rafinerię Gdańską, Lech Kaczyński, Anna Walentynowicz (tyłem), Jerzy Sikorski – z Gdańskiej Stoczni Remontowej. Na drugim planie od lewej: Elżbieta Gawlas – pracownica Stoczni Gdańskiej z własnej inicjatywy sporządzała protokoły negocjacji, Lech Wałęsa oraz dwóch niezidentyfikowanych pracowników Stoczni Gdańskiej

Foto: Fotorzepa, Stanisław Składanowski Stanisław Składanowski

W pierwszej chwili wydawało się, że to tylko jedna z wielu wymian ciosów między Jarosławem Kaczyńskim a sierpniowymi celebrytami popierającymi Platformę. Lider PiS oskarżył doradców strajkowych o asekuranctwo, a swojego brata przedstawił jako rzecznika robotników w dyskusji z doradcami. A jednak retorsja była szokująca brutalna.

Najpierw Wałęsa orzekł, że w czasie Sierpnia „Lech Kaczyński był daleko, daleko, jeszcze dalej, w ogóle nie [był] liczącym się działaczem w tamtym czasie” (PAP, 31.08.2010 r.). Potem w wypowiedzi dla „Super Expressu” Wałęsa poszedł jeszcze dalej i ogłosił, że Lech Kaczyński był w czasie strajków tak tchórzliwy, że bał się własnego cienia (7.09.2010 r.).

Tadeusz Mazowiecki na łamach ostatniego numeru „Wprost” określa byłego prezydenta jako poznanego w stoczni młodego człowieka, który „nie odegrał żadnej roli w sprawie politycznej koncepcji porozumienia sierpniowego”.

Bogdan Borusewicz ogłosił, że Lech Kaczyński „pojawił się na dwa dni przed zakończeniem strajku i nie musiał nikogo reprezentować z grupy doradców”. Dodał, iż jest przyzwyczajony, że słyszy o nowych rolach osób, które były na strajku krótko albo w ogóle ich tam nie było. (PAP, 31.08.2010 r.)

 Bogdan Lis z kolei ogłosił, że „Lech Kaczyński z nikim w naszym imieniu nie negocjował, był na stoczni może godzinę, może godzinę 15 minut. Jerzy Borowczak poszedł jeszcze dalej, mówiąc, że „Kaczyńskich tam (czyli na stoczni) nie było” (oba cytaty za stroną HYPERLINK "http://www.tvn24.pl/" \t "_blank" www.tvn24.pl z 2.09.2010 r.).

Wrażenie wymazywania z kart historii Kaczyńskiego wzmacniają znani historycy. Andrzej Friszke na łamach „Polityki” pisze: „Jak wspomina Borusewicz [Kaczyński] na strajku pojawił się na dwa lub trzy dni przed jego zakończeniem, nie wszedł jednak do żadnych ekip kierowniczych lub doradczych”. Oto poważny badacz orzeka o istotnej okoliczności w biografii byłego prezydenta jedynie na podstawie jednej, aktualnej wypowiedzi uczestnika tamtych wydarzeń, dziś ostro zaangażowanego w politykę. Jeszcze dalej posunął się Norman Davies, nieznany dotąd z prac o historii „Solidarności”. Ogłasza on, że nie słyszał o Kaczyńskich ani w sierpniu 1980, ani w 1989. Nikt nie komentuje jakoś tej burleski.

[srodtytul]Dwa tygodnie czy godzina?[/srodtytul]

Przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego wskazują, że wyolbrzymiając rolę swego brata czy głosząc, że przyćmi on legendę Wałęsy, wywołuje u swoich oponentów przesadę w drugą stronę. A jednak nawet najwięksi jego adwersarze nie zdobyli się nawet w burzliwych latach 2005 – 2010 na sugerowanie tchórzostwa Lecha Kaczyńskiego w latach opozycji czy tezy o pobycie na strajku sierpniowym „tylko godzinę”.

W ciągu ostatnich 20 lat zdarzyło mi się przeprowadzić przynajmniej cztery długie rozmowy z Lechem Kaczyńskim o epopei WZZ i Sierpnia, z których tylko jedna ukazała się drukiem. Dziś żałuję, że wspomnień tych nie nagrywałem lub nie przelewałem choćby w skrócie na papier.

Kiedy Lech Kaczyński dołączył do strajku? Najbardziej cenne są źródła pisane, bo są nieczułe na dzisiejsze polityczne emocje wokół tej sprawy.

W wywiadzie „O dwóch takich” Lech Kaczyński przyznaje, że nie został poinformowany przez Borusewicza o przygotowaniach do rozpoczęcia strajku, ale z jego relacji wynika, że był na strajku niemal od początku.

„Kiedy się zaczęło, załatwiłem sobie jeszcze pół etatu w pomaturalnej szkole dla opiekunów społecznych, a potem, korzystając z wakacji, poszedłem pod bramę stoczni. Wpuścili mnie na godzinę, ale już zostałem. Wałęsa zapytał: Pomożesz? Wtedy przeszedłem z nim na ty” – wspomina Lech Kaczyński w „Alfabecie braci Kaczyńskich”.

Ile czasu trwało to załatwianie połówki etatu – zabezpieczenia na wypadek wyrzucenia z Uniwersytetu Gdańskiego za udział w strajku? Można zaryzykowac tezę, że pierwsze cztery dni strajku.

W 2002 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” ukazały się pośmiertnie wspomnienia Aliny Pienkowskiej m.in. o Sierpniu „80. Czytamy w nich: „Leszek Kaczyński. Przez przypadek nie został doradcą MKS. Ale sam sobie winien, bo się gdzieś na cztery dni zawieruszył. Wszedł do stoczni, jak już zamknęliśmy skład grupy ekspertów. To było tak samo jak z zakładami pracy – najpierw była ich garstka, potem mnóstwo, ale (jeszcze później – przyp. aut.) nie dało się do prezydium wprowadzać bez przerwy nowych ludzi, nawet jeśli byli uczciwi”. 

Ale jak się zdaje – była i dodatkowa, wcześniejsza przyczyną opóźnienia.

W 2003 roku Lech Kaczyński udzielił długiego filmowego wywiadu Jerzemu Zalewskiemu. Reżyser wspomina, że Kaczyński wyjaśnił wtedy, że nie uczestniczył w pierwszych dniach strajku, bo wcześniej wyjechał na konferencję o prawie pracy na Węgrzech.

Potwierdza to Andrzej Gwiazda, który 31 sierpnia br. wypowiadając się dla PAP wspominał:

„Lech Kaczyński nie znalazł się we władzach MKS, gdyż nie było go w tym czasie w Polsce. – Wrócił do kraju na wieść o strajku, ale ten już się zaczął. Gdyby przyjechał na rozpoczęcie strajku, a przynajmniej był obecny przy zawiązaniu MKS, zapewne by się w nim znalazł i nie byłoby na ten temat spekulacji”.

Długoletni sopoccy przyjaciele rodziny Kaczyńskich małżeństwo Mira i Krzysztof Żukowscy przypominają, że Lecha w domu w pierwszych dniach strajku oprócz załatwiania połówki etatu w szkole dla opiekunów społecznych – mogła zatrzymać opieka nad niedawno urodzoną córeczką. Marta Kaczyńska urodziła się 22 czerwca i w chwili wybuchu strajku miała siedem tygodni.

Krzysztof Żukowski wspomina: „Wróciliśmy z gór z urlopu, który skończył się 17 sierpnia. Gdzieś w środę, 20 sierpnia, lub czwartek, 21 sierpnia, odwiedziliśmy Leszka i Marię. Leszek jadł obiad po powrocie ze stoczni. Był bardzo rozemocjonowany, opowiadał o entuzjaźmie robotników i szykował się do powrotu na strajk”.

Róża Janiec, przyjaciółka rodziny Kaczyńskich, wspomina z kolei, że w pierwszej, pełnej ryzyka fazie strajku –koledzy z WZZ mieli prosić, by nie włączał się w strajk bo w razie pacyfikacji jako specjalista od prawa pracy miał pomagać ewentualnym ofiarom represji.

Jan Olszewski, który z ofertą doradztwa prawnego przyjechał do stoczni, wspomina na łamach „Naszego Dziennika”, że pierwszą osobą, którą spotkał za bramą, był Lech Kaczyński, którego notabene pomylił z bratem Jarosławem. Było to, jak wspomina Olszewski, po przybyciu grupy warszawskich doradców, czyli po 24 sierpnia.

Ile Lech Kaczyński spędził czasu na strajku? Dziś bardzo trudno to ocenić. Mając własne wspomnienia ze strajków w Stoczni im. Lenina w maju i sierpniu 1988 r., mogę stwierdzić, że byli tacy działacze, którzy siedzieli w stoczni non stop, i byli tacy, którzy co rusz pojawiali się i znikali. Było oczywiste i akceptowane, że część działaczy pojawia się na stoczni w chwilach kluczowych narad, a potem na przykład organizuje druk i kolportaż ulotek na mieście. Reguły konspiracji nakazywały unikać wypytywania, dlaczego ktoś raz się pojawia, a drugi raz opuszcza strajkujących. Z jaką misją znika i dlaczego akurat w danym momencie się pojawia. Nikt nie liczył z zegarkiem w ręku, kiedy Kaczyński był na terenie stoczni, a kiedy jechał do domu „zmienić koszulę”.

[wyimek]Sprowadzanie udziału Lecha Kaczyńskiego w Sierpniu do „dwóch dni” czy „godziny” jest żenujące. Przeczą temu świadectwa sprzed lat[/wyimek]

Z pewnością przez cały okres protestu Lech Kaczyński był rozdwojony między świadomością wielkiej szansy na zmianę Polski a oczekiwaniami swojej żony. Miała ona prawo wymagać od męża, aby pomagał jej przy parotygodniowym dziecku. Na pewno sprowadzanie udziału Kaczyńskiego w Sierpniu do „dwóch dni” czy „godziny” jest żenujące. Przeczą temu świadectwa sprzed lat.

[srodtytul]WZZ w jądrze strajku[/srodtytul]

Działacze WZZ stanowili faktyczne jądro strajku. To ta grupa (powstała w 1978 roku) zaplanowała strajk, dostrzegając w zwolnieniu Anny Walentynowicz dobry powód do szerszego protestu politycznego. Lech Kaczyński był w tym środowisku od samego początku obok Krzysztofa Wyszkowskiego, małżeństwa Joanny i Andrzeja Gwiazdów, a potem Anny Walentynowicz. Z czasem do tego środowiska dołączył Lech Wałęsa na czele grupy młodych bojowych robotników, ale bardzo długo przed strajkiem był uważany raczej za podopiecznego niż partnera. Dlatego strajk zaplanowali Bogdan Borusewicz pełniący wówczas rolę zawodowego rewolucjonisty, który wyznaczył rolę inicjatorów trzem młodym robotnikom: Bogdanowi Felskiemu, Jerzemu Borowczakowi i Ludwikowi Prądzyńskiemu.

16 sierpnia, gdy Wałęsa chciał zakończyć strajk po spełnieniu postulatu przywrócenia do pracy słynnej suwnicowej i podwyżek, to Walentynowicz wraz z Aliną Pienkowską oraz Henryką Krzywonos zatrzymały rozchodzących się robotników. Mimo rozdrażnienia przystaniem Wałęsy na szybkie zakończenie strajku otrzymał on od WZZ-owców zgodę na dalsze kierowanie strajkiem i szybko wykazał taki talent w roli trybuna ludowego, że usunął w cień Walentynowicz i Gwiazdę. W drugiej linii był Bogdan Borusewicz, który pełnił rolę nieformalnego koordynatora strajku. W całej tej konstelacji pozycja Lecha Kaczyńskiego była istotna, bo to on pełnił rolę doradcy WZZ-owskiej grupy.

Podobną rolę potem w NSZZ „Solidarność” odgrywać będą Jacek Kuroń czy Adam Michnik, którzy nie dyskutowali o najważniejszych sprawach strategii na forum KKW, tylko forsowali swoje pomysły w rozmowach w cztery oczy z Wałęsą czy Gwiazdą.

Jeszcze inną rolę odgrywali doradcy z Warszawy. Formalnie to oni byli głównymi doradcami MKS, ale faktycznie ich poglądy ścierały się niekiedy z opiniami Borusewicza, Olszewskiego czy właśnie Lecha Kaczyńskiego. A przecież byli jeszcze wysłannicy Kościoła – Romuald Kukułowicz reprezentujący prymasa Wyszyńskiego czy Edward Myczka, wysłannik biskupa gdańskiego Lecha Kaczmarka.

Wszyscy oni tworzyli coś w rodzaju grup lobbystów – bardziej lub mniej sprawnych, rywalizujących we wpływaniu na strategię prezydium MKS w negocjacjach z ekipą rządową.

Starzy WZZ-owcy, tacy jak: Borusewicz, Lech Kaczyński czy Krzysztof Wyszkowski, byli w cieniu, ale faktycznie mieli wpływ na liderów strajku podobny jak Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. A może większy, bo konspirowali razem z liderami strajku od dwóch lat. Sytuację komplikował fakt, że Wałęsa walczył po cichu o uniezależnienie się od niedawnych mentorów. Z tego powodu starał się równoważyć i rozgrywać na swoją korzyść rywalizację różnych grup doradczych.

Gdy sięgnie się po wcześniej drukowane wspomnienia, to przynależność Lecha Kaczyńskiego do grupy istotnych doradców opisywana była jako kwestia niebudząca żadnych kontrowersji. We wspomnieniach Waldemara Kuczyńskiego z Sierpnia ’80 spisanych w 1983 roku autor pisze, że doradców warszawskich w razie aresztowania ich w drodze do stoczni mogli zastapić równie kompetentni doradcy:

„Przy MKS [formowała się] i tak instytucja »osób wspomagających strajk« (np. Konrad Bieliński wydawał biuletyn »Solidarność«, Ewa Milewicz wykonywała różne prace administracyjne, Borusewicz był faktycznym doradcą prezydium, podobnie prawnik gdański Leszek Kaczyński itp.)”.

Opinia Kuczyńskiego pokazuje, że rola Lecha Kaczyńskiego w Sierpniu ’80 nie była obiektem kontrowersji ani 27 lat temu, ani jeszcze nawet osiem lat temu (zapis Pienkowskiej). Dziś wojna z PiS każe części bohaterów tamtych wydarzeń mówić inaczej. Choć akurat Kuczyński jako jedyny z byłych ekspertów oburzył się dzisiejszym przypisywaniem przez Wałęsę Kaczyńskiemu tchórzostwa.

Andrzej Gwiazda twierdzi, że gdyby nie parodniowe spóźnienie Kaczyńskiego – wszedłby pewnie do MKS. Krzysztof Wyszkowski sądzi z kolei, że Borusewicz próbował „wcisnąć” Lecha Kaczyńskiego do zespołu doradców, ale Mazowiecki się na to nie zgodził. Dlaczego?

Można podejrzewać, że pan Tadeusz chciał, aby jego grupa składała się z osób dobrze się znających z „warszawskiego podwórka”, ale, i dbał też o jej „umiarkowanie”. Dlaczego? Pamiętajmy, że sam status „zawodowych rewolucjonistów” w czasie strajku był delikatną sprawą. Już przy tworzeniu „grupy warszawskiej” Bronisław Geremek dbał, by nie było w jej składzie zdeklarowanych korowców.

Udział w strajku „sił antysocjalistycznych” nie mógł być wyzywający dla władz, choć bez nich robotnicy nie daliby sobie rady.

Formalnie władzą strajku był Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z 15-osobowym prezydium. Byli wśród nich ludzie doświadczeni, ale i ludzie politycznie naiwni. Jednak wszelka ostentacja aktywistów WZZ w wyznaczaniu strategii strajku mogła być wykorzystana przez władze PRL do ilustracji propagandy o „zewnętrznej, pozarobotniczej inspiracji protestu”.

Znacznie łatwiej od Lecha Kaczyńskiego było aspirować do roli liderów strajku Wałęsie, który miał za sobą legendę jednego z członków komitetu strajkowego w 1970 roku; Annie Walentynowicz, która przepracowała w stoczni ponad 30 lat, czy nawet Andrzejowi Gwieździe, który był pracownikiem gdańskiego przedsiębiorstwa Elmor. Podobnie jak inni korowcy i erempowcy Kaczyński nie pchał się przed kamery i obiektywy, co dziś wykorzystują oczywiście jego wrogowie.

Ale tak samo rzadkie są strajkowe zdjęcia Konrada Bielińskigo czy Ewy Milewicz z KOR czy Aleksandra Halla i Arkadiusza Rybickiego z RMP. Wszyscy oni nie wątpili, że po ewentualnej pacyfikacji mogą być dobrymi kandydatami na jakiś proces pokazowy jako „siły antyscojalistyczne”. Dziś wiemy, że protest się udał, więc śmieszyć mogą takie obawy. Ale wtedy punktem odniesienia był Grudzień ’70.

Kaczyński był wiec faktycznym doradcą prezydium MKS, choć poza grupą warszawską.

Z racji przebytej wcześniej drogi z liderami WZZ doradzał głównie Wałęsie, Borusewiczowi i Gwieździe. Wałęsa i Gwiazda wysunęli się na czoło w drugiej fazie strajku, gdy rozpoczęły się rozmowy z wicepremierem Jagielskim. Dziś Lech Wałęsa lekceważy wiedzę Lecha Kaczyńskiego, znawcy kodeksu pracy, wyśmiewając go w bardzo głupi sposób jako doradcę, „który trzymał się niewolniczo PRL-owskiego prawa pracy”. To bardzo płytkie szyderstwa. Właśnie doskonała znajomość prawa pracy była niezbędna przy negocjowaniu z przedstawicielami władz gwarancji dla strajkujących i dyskusji o postulatach robotniczych.

[srodtytul]Dyskretna rywalizacja[/srodtytul]

Jeśli dziś Jarosław Kaczyński wspomina o sporze o realizm postulatu wolnych związków zawodowych, to oczywiście nie ma na myśli otwartych polemik z udziałem prezydium MKS, doradców gdańskich i doradców warszawskich.

Owszem, grupy doradców społecznych w pewnych kwestiach rywalizowały o posłuch u liderów strajku. Szacowni „warszawiacy” nie znali także hierarchii gdańskiej opozycji. Był też z ich strony paternalizm, wynikły z różnicy pokoleń (nawet dziś Mazowiecki wspomina Lecha Kaczyńskiego w sierpniu 1980 r. jako „młodego człowieka”). Spór o wybór taktyki odbywał się jednak w pojedynczych rozmowach lub w trakcie dyskretnych narad. Doradcy swoich zastrzeżeń nie chcieli wynosić na forum Sali BHP – po pierwsze, aby nie gorszyć robotników dyskusjami w swoim gronie, a po drugie z racji opozycyjnych nawyków woleli szeptać swoje rady do ucha strajkowego liderów niż wystawiać arkana polityki na dyskusje, w MKS, gdzie dominowali ludzie bardzo słabo wyrobieni politycznie. Pamiętajmy o jeszcze jednym czynniku – liderzy strajku cały czas się obawiali, że SB mogła mieć wśród delegatów zakładów swoje wtyczki. Podejmowanie decyzji było więc wypadkową woli Wałęsy, stanowiska twardego WZZ-owskiego jądra i wreszcie prezydium MKS.

Na tym tle dopiero można się domyślić, że Lech Kaczyński polemizował z doradcami z Warszawy lub krytykował ich zbytnią ostrożność nie w otwartej dyskusji na forum MKS, tylko w rozmowach w cztery oczy z Wałęsą, Walentynowicz, Gwiazdami czy Wyszkowskim. Jaki był zakres tych rozmów, nigdy nie ustalimy. Jak rozumiem, Jarosław Kaczyński, przywołując je, opierał się na relacjach brata. I w tym sensie jest to opinia równie trudna do weryfikacji jak wszystkie relacje dotyczące powstawania decyzji politycznych w wąskich, przyzwyczajonych do konspiracji gronach.

Ale w wywiadzie dla „Arcanów” z 2000 roku Lech Kaczyński przyznawał, że w pewnym momencie także doradcy warszawscy przyjęli postulaty wolnych związków za swój i od tego momentu wszyscy działali razem.

I jeszcze jedno. Faktem jest, że gdy strajk się zakończył, Lech Kaczyński już od pierwszych dni budowania „Solidarności” był w samym centrum grupy działaczy, którzy tworzyli nową organizację. Czy byłby w czołówce twórców przyszłego NSZZ „Solidarność”, gdyby w Sierpniu nikt go nie widział?

[srodtytul]Pamięć jak plastelina[/srodtytul]

Pamięć o sierpniowej wspólnocie działania nie może paraliżować mówienia o sporach, które rozgrywały się w opozycji. Jeśli Jarosław Kaczyński powinien się zastanowić, czy podnosić taką kwestię na rocznicowym zjeździe „Solidarności”, to dlatego, że porusza temat, który musi wywołać kontrowersje i który bardzo trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Sam wprawdzie podkreślał, że warszawscy doradcy byli ludźmi dobrej woli i że nie należy ich ówczesnego stanowiska uważać za zdradę, ale bardzo szybko obrońcy Mazowieckiego i Geremka ukuli tezę, że chciał wykreować ich na niemal sojuszników władzy.

Spory byłyby łatwiejsze, gdyby istniały poważne monografie przedstawiające z różnych stron wydarzenia sierpniowe. Cóż zrobić jednak, gdy IPN nie wykazuje inicjatywy na tym polu? Czy można się dziwić, że po doświadczeniach Sławomira Cenckiewicza nie widać jakoś nowych młodych badaczy, którzy braliby się za temat WZZ i Sierpnia? Także starsi naukowcy też omijają te wydarzenia szerokim łukiem, bo się boją, że jeśli napiszą coś, co urazi tego czy innego weterana Sierpnia, to zamiast dyskutować z nimi, nazwie ich on partyjnymi propagandzistami.

A skoro niezależnych prac na temat wydarzeń sprzed 30 lat nie ma zbyt wiele, Lis czy Borowczak mogą mówić, co chcą, a media bezkrytycznie to puszczają.

Fakt, że były prezydent nie może już się bronić – nikogo nie skłania do jakiejś choćby szczątkowej kurtuazji. Takie czasy.

W pierwszej chwili wydawało się, że to tylko jedna z wielu wymian ciosów między Jarosławem Kaczyńskim a sierpniowymi celebrytami popierającymi Platformę. Lider PiS oskarżył doradców strajkowych o asekuranctwo, a swojego brata przedstawił jako rzecznika robotników w dyskusji z doradcami. A jednak retorsja była szokująca brutalna.

Najpierw Wałęsa orzekł, że w czasie Sierpnia „Lech Kaczyński był daleko, daleko, jeszcze dalej, w ogóle nie [był] liczącym się działaczem w tamtym czasie” (PAP, 31.08.2010 r.). Potem w wypowiedzi dla „Super Expressu” Wałęsa poszedł jeszcze dalej i ogłosił, że Lech Kaczyński był w czasie strajków tak tchórzliwy, że bał się własnego cienia (7.09.2010 r.).

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą