Włoszczowska urodziła się dla roweru

O takich jak ona mówią: skazana na wygrywanie. Maja Włoszczowska, mistrzyni świata w kolarstwie górskim, będzie na olimpiadzie w Londynie jedną z głównych kandydatek do złotego medalu

Publikacja: 11.09.2010 01:01

Włoszczowska urodziła się dla roweru

Foto: AP

Artystka w jeździe po górskich wertepach jest matematyczką z wykształcenia, która potrafi dowcipnie odpowiedzieć na pytanie i sama je zadać, gdy zajdzie taka potrzeba. Olimpijskie srebro zdobyła w przedostatnim dniu igrzysk w Pekinie, dwa lata temu. Wtedy pojawiły się pierwsze wywiady w kolorowych pismach, ale świat celebrytów jej nie porwał, nigdy nie uczestniczyła w żadnym skandalu.

Przed kilkoma dniami wylądowała na Okęciu ze złotym medalem mistrzostw świata wywalczonym w kanadyjskim Mont Sainte Anne. – Strasznie bolą mnie nogi. Od wyścigu upłynęło już sporo czasu, a ja wciąż nie mogę chodzić po schodach – skarżyła się. Mówiła też o bólu i łzach szczęścia, nie tylko swoich.

[srodtytul]250 watów w nogach[/srodtytul]

Ma 27 lat, 170 cm wzrostu, waży 53 kg i aż nie chce się wierzyć, że w walce o medale jest tak skuteczna. – To dziewczyna urodzona do roweru – mówi Andrzej Piątek, trener i dyrektor sportowy grupy CCC Polkowice, w której ścigają się najlepsze w kraju specjalistki kolarstwa górskiego, w tym Włoszczowska.

Przed wylotem do Kanady Piątek oświadczył, że będzie złoto. Nie bał się takich deklaracji, bo wiedział, jak przygotowana jest jego zawodniczka. – Jeśli podczas treningów jest w stanie wygenerować przez dłuższy czas moc 250 watów, to jedzie po tytuł. Rowery z miernikami mocy pokazują to czarno na białym. I ona potrafiła tak jechać przez dwie godziny, dlatego radziłem naszemu sponsorowi Dariuszowi Miłkowi, właścicielowi firmy CCC, by leciał do Kanady świętować sukces. Nie poleciał, widocznie jego samolot ma za mały zasięg – żartuje Piątek. O tym, że trafił na brylant, wiedział już dziesięć lat temu. – Zobaczyłem ją w Sławnie koło Opoczna, gdy wygrywała zawody juniorek, a badania wydolnościowe potwierdziły jej ogromne możliwości. Rok później 18-letnia Maja pojechała do

Lizbony na szosowe mistrzostwa świata i zdobyła brązowy medal w wyścigu ze startu wspólnego juniorek. – Do końca walczyłam z Walijką Nicole Cooke, wierzyłam, że dopadnę ją na zjeździe, ale zaczęły mnie łapać skurcze, i zamiast pierwsza byłam trzecia – mówiła wtedy bardzo szczęśliwa.

Pytana, dlaczego zrezygnowała z kolarstwa szosowego i co ją tak pociąga w kolarstwie górskim, odpowiedziała, że przewidywalność. – Tu wygrywają naprawdę najmocniejsi, a na szosie można dowieźć się na czyimś kole i zdobyć srebrny medal.

– Nie planowała kariery sportowej, ja też nie myślałam, że Maja będzie się kiedyś ścigać wyczynowo – wspomina mama mistrzyni świata Ewa Włoszczowska. – Po prostu lubiliśmy spędzać czas na sportowo. Rowerami górskimi przejechaliśmy Polskę i kawałek Europy. Tak się złożyło, że kiedyś razem z Mają wygrałyśmy Family Cup, tam zobaczył ją trener Śnieżki Karpacz Zdzisław Szmit, dał jej koszulkę klubową w prezencie i zaprosił na trening. Od dziecka była typem prymuski. Czego się dotknęła, była najlepsza – mówi z dumą mama. – Nigdy nie miała najmniejszych problemów z nauką. Potrafiła pogodzić ciężkie dzienne studia matematyczne z karierą sportową na najwyższym poziomie. Myślę, że powinna jeszcze coś studiować, będę ją do tego namawiać.

W Lizbonie Maja bardzo się cieszyła z medalu, ale myślała już o maturze w I LO im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze. – Później będę zdawać do Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu – informowała mnie zdecydowanym tonem. Na uwagę, że sportowcy częściej wybierają AWF, tylko się uśmiechnęła. – Za dobrze się uczę – usłyszałem po chwili. Ostatecznie wybrała Politechnikę Wrocławską.

[srodtytul]Na granicy ryzyka[/srodtytul]

Na medal była przygotowana już na igrzyskach w Atenach (2004). Skończyło się na szóstym miejscu. W Pekinie (2008) walczyłaby z Niemką Sabine Spitz o złoto, gdyby nie upadek mistrzyni świata Margarity Fullany. Niemka jechała pierwsza i w tym momencie mocniej nacisnęła na pedały. Maja i Rosjanka Irina Kalentiewa były za Hiszpanką, więc by ją ominąć, musiały zeskoczyć z siodełek i przebiec kilka metrów. Później Polka goniła uparcie Niemkę do końca, ale nie dała rady. Od trzeciego okrążenia miała problemy z hamulcami, była to więc pogoń na granicy ryzyka.

Rok temu jechała do Canberry po tęczową koszulkę mistrzyni świata, ale dramatyczny wypadek na treningu poprzedzającym zawody brutalnie rozwiał te marzenia. Na jej twarzy nie ma wprawdzie już żadnych śladów po uderzeniu w ostry głaz, ale w głowie została pamięć po tym zdarzeniu. – Teraz więcej kalkuluję. Jeśli niebezpieczeństwo jest zbyt duże, szukam drogi awaryjnej. Zbyt dobrze wiem, czym grozi nadmierne ryzyko – tłumaczy. W Kanadzie jako jedyna z czołówki, zamiast zjeżdżać po śliskich kamieniach pionowo w dół, zbiegała po nich z rowerem u boku. Inne jechały dookoła, nie zsiadając z siodełka. – Ale gdyby one zdecydowały się na ryzyko, nie miałabym wyjścia. Też bym ryzykowała – mówi z przekonaniem.

Trener Piątek wie, że jest uparta i zawsze postawi na swoim. On doradza, podpowiada, przemawia siłą argumentów, ale ostateczną decyzję i tak podejmuje Maja. W Kanadzie wsiadł na rower, założył strój przeciwdeszczowy i pojechał na trasę. Wyliczył z zegarkiem w ręku, że zbieganie jest czasowo korzystniejsze niż zjazd rowerem. I ona na szczęście z tej rady skorzystała. – Bałem się, że skręci nogę na tych kamieniach, była już krańcowo wyczerpana – mówi świetny przed laty kolarz Zbigniew Szczepkowski, jeden z witających mistrzynię na Okęciu. Widział to w nadanej później relacji telewizyjnej, bo transmisji na żywo w Polsce, niestety, nie było. Włoszczowska przyzna, że obawy były uzasadnione. – Łapały mnie skurcze, nie wiedziałam, czy zdołam dotrzeć do mety, i bardzo się tego bałam.

– To talent najczystszej próby, z podziwem patrzę, jak siedzi na siodełku, w jaki sposób pedałuje. Robi to z komputerową precyzję – ocenia jej technikę jazdy Szczepkowski. A Ryszard Szurkowski, legenda polskiego kolarstwa, dodaje: – Ale i tak najważniejsza w tym wszystkim jest głowa.

[srodtytul]Pieniądze dziś i jutro[/srodtytul]

Kolarze górscy nie są rozpieszczani, nie poświęca się im tyle uwagi co gwiazdom popularniejszych dyscyplin. Może dlatego Maja spokojnie odpowiada na każde pytanie. Gdy pytają, co myśli, kiedy wsiada na rower i rusza do walki na trasie, mówi, że wtedy nie ma już czasu na myślenie. Pochyla głowę nad kierownicą i kręci. Zakręt w prawo, zakręt w lewo, ostry podjazd, za chwilę stromy zjazd po kamieniach, na których może być przecież trochę piachu, gałązka. Wie, że musi być maksymalnie skoncentrowana, moment nieuwagi może bowiem skończyć się fatalnie. Tak jak w Canberze. Trasy, na których walczy o medale, zna świetnie. Tę w Kanadzie poznała w czerwcu. Jeździła po niej z kamerą na kasku, gdy świeciło słońce i gdy padał deszcz. Później mogła oglądać film wiele razy i uczyć się wszystkiego na pamięć. Piątek chce jesienią jechać do Londynu i przyjrzeć się olimpijskiej trasie, bo walka o medale igrzysk 2012 roku już się zaczęła.

Maja Włoszczowska to obok Justyny Kowalczyk jedna z najcenniejszych marek w polskim olimpijskim sporcie. Z Klubu Polska Londyn 2012 otrzymuje 620 tysięcy złotych rocznie, co pokrywa część potrzeb. Z wyliczeń Piątka wynika, że ekipa CCC Polkowice i jej liderka Włoszczowska potrzebują minimum półtora miliona złotych na sezon. 400 tysięcy daje Ministerstwo Sportu, o dziewczyny dbają też firma CCC i gmina Polkowice. Znane firmy produkujące sprzęt (Shimano, Scott) czy ogumienie (Geax) też chętniej niż kiedyś podpisują kontrakty. Już dawno mogła odejść do jednej z zagranicznych ekip i zarabiać większe pieniądze. Ale ona jest lojalna, została z tymi, z którymi dochodziła do sukcesów. I doczekała się uznania: teraz rowerowe firmy przysyłają jej przed sezonem prototypy rozwiązań swojego sprzętu.

Mama Ewa i brat Michał prowadzą firmę Quest produkującą ubrania sportowe, głównie kolarskie. Maja nie ukrywa, że prawdopodobnie po zakończeniu kariery poświęci się biznesowi. Potrafi chłodno kalkulować, nie tylko na trasie. Matematyka stosowana, którą ukończyła, z pewnością się jej w tym przyda, ale to na razie odległa przyszłość. Teraz myśli o wyprawie do Indii. Poleci tam w listopadzie, to jej czas urlopowy. W poprzednich latach w tym okresie zwiedziła Kenię i Wenezuelę.

Gdy wylatywała do Kanady, mama powiedziała jej, że zdobędzie złoty medal. Dwa lata przed igrzyskami w Pekinie pani Ewa wywróżyła córce srebro. Na pytanie, dlaczego tylko srebro, mówi: – Na złoto nie była jeszcze przygotowana. Teraz popatrzyłam jej w oczy i wiedziałam, że jest gotowa. Nie pomyliłam się – mówi spokojnie. A córka dodaje: – Mama ma zawsze rację.

Przed Londynem wystarczy więc mamie mistrzyni świata zadać jedno pytanie i będziemy wiedzieć, na co liczyć. Ale o to samo trzeba też koniecznie zapytać Andrzeja Piątka, tylko on zamiast w oczy musi spojrzeć na wyniki badań i sprawdzianów Majki. I też będzie wiedział. Zresztą on chyba wie już teraz.

Artystka w jeździe po górskich wertepach jest matematyczką z wykształcenia, która potrafi dowcipnie odpowiedzieć na pytanie i sama je zadać, gdy zajdzie taka potrzeba. Olimpijskie srebro zdobyła w przedostatnim dniu igrzysk w Pekinie, dwa lata temu. Wtedy pojawiły się pierwsze wywiady w kolorowych pismach, ale świat celebrytów jej nie porwał, nigdy nie uczestniczyła w żadnym skandalu.

Przed kilkoma dniami wylądowała na Okęciu ze złotym medalem mistrzostw świata wywalczonym w kanadyjskim Mont Sainte Anne. – Strasznie bolą mnie nogi. Od wyścigu upłynęło już sporo czasu, a ja wciąż nie mogę chodzić po schodach – skarżyła się. Mówiła też o bólu i łzach szczęścia, nie tylko swoich.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą