Pogląd, że główna partia opozycyjna nie potrafi merytorycznie krytykować rządu, należy do tych stwierdzeń, które Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, niezwykle irytują. Na jednej z konferencji prasowych powiedział dziennikarzowi występującemu z taką tezą, żeby się tym bardziej zainteresował, a przekona się, że jego partia zajmuje się nie tylko tragedią smoleńską. Trochę ma racji, choćby w tych dniach Prawo i Sprawiedliwość złożyło na przykład ciekawy projekt nowej ustawy o upadłości konsumenckiej, a w sprawie pieniędzy otwartych funduszy emerytalnych, które rząd chce wciągnąć z powrotem do budżetu, toczą się wręcz negocjacje na linii ministrowie – PiS.
A jednak, wrażenie zewnętrzne jest całkiem inne. Dlaczego? Na pewno w PiS zabrakło dotychczasowych ekonomicznych tęgich głów – zginęły 10 kwietnia panie Grażyna Gęsicka i Aleksandra Natalli-Świat, odeszła do Rady Polityki Pieniężnej profesor Zyta Gilowska. Nowa wiceprezes PiS Beata Szydło na razie dopiero walczy o medialne uznanie, wgryza się w tematykę. – Pracujemy ciężko, a słowa, że nic nie robimy, są nieprawdziwe. Cóż, przyjmuję je jako wezwanie do jeszcze cięższej pracy – mówi „Rzeczpospolitej”.
[srodtytul]Ileż można patrzeć[/srodtytul]
Ale to nie PiS, to nie SLD i to nie PSL toczą dziś z rządem najważniejszy na politycznej mapie spór. Robią to niezależni ekonomiści, pozostający poza polityką, a jeśli już z kimś kojarzeni wcześniej, to właśnie z Platformą Obywatelską: profesorowie Leszek Balcerowicz, Krzysztof Rybiński, Stanisław Gomułka.
W rozmowach z nimi padają głównie liczby. Profesorowie mają je wszystkie w pamięci: wzrost długu publicznego za Tuska, wcześniej, prognozy wzrostu, ile jest zadłużenia jawnego, a ile ukrytego. W głowach liczą szybciej niż mój kalkulator. Ale trudno powiedzieć, żeby się zachowywali tak jak na seminarium akademickim. Buzują emocje, padają mocne sformułowania, ciosy wymierzane są mocno i bezwzględnie. Zdaje się chwilami, że to nie trzech samotnych profesorów ekonomii dyskutuje z ministrem finansów, który w swojej partii też ma zresztą niewielkie zaplecze, ale że ścierają się wodzowie wielkich politycznych obozów. – Zostaliśmy do tego zmuszeni – dokładnie tę samą frazę słyszę od profesorów Stanisława Gomułki i Krzysztofa Rybińskiego. – Choć nie koordynowaliśmy naszych wystąpień, każdy sam poczuł się zmuszony do zabrania głosu – mówi Gomułka. Rybiński dodaje: – Ileż można patrzeć na to, że nikt nie mówi o tak ważnych sprawach? Kiedyś była jakaś dyskusja, rząd coś tam planował, opozycja się do tego odnosiła. Dziś władza steruje ludźmi za pomocą rozwiniętego PR, media prywatne żyją w układzie biznesowym z rządem, a w publicznej telewizji skaczą od ściany do ściany. Opozycja natomiast zajmuje się tylko Smoleńskiem. A dług narasta i jak czegoś nie zrobimy dzisiaj, to za kilka lat ugrzęźniemy, z wielu przyczyn, na dobre – podkreśla.
I choć w zarzutach wobec PiS jest trochę przesady, bo część inicjatyw jest przez media niezauważana, to wrażenie pustki politycznej jest ważnym kontekstem sporu, jaki wyżej wymienieni profesorowie i Leszek Balcerowicz toczą z ministrem finansów Jackiem Rostowskim. A pośrednio i z premierem Donaldem Tuskiem. – Moim zdaniem ta krytyka boli premiera Tuska mocniej niż wszelkie ataki opozycji. SLD się nie przejmuje, bo za małe, by mu zagrozić. PiS ogrywa i spycha do narożnika. Ale jak zagrzmi Balcerowicz, kiedyś przecież jego mentor, osoba poważana przez ekonomistów na całym świecie, jak celnie uderzy Rybiński, to to musi boleć. Nie może być inaczej – mówi „Rzeczpospolitej” były premier Leszek Miller.