Tomasza Wełnickiego poznałem osobiście, ale już Restytuta Staniewicza znałem tylko z cudzych wspomnień. Ten drugi urodził się w niepodległej II RP (rocznik 1928), ale był zbyt młody, by otrzeć się o epopeję wojenną. Jego ojciec – legionista i minister rolnictwa Witold Staniewicz – jako jeden z niewielu piłsudczyków znalazł po wojnie pracę na uniwersytecie, a w 1959 r. został nawet rektorem Akademii Rolniczej w Poznaniu.
Samo imię Restytut kojarzyło się z faktem narodzin w dziesiątą rocznicę odrodzenia Polski. W swoim skromnym mieszkaniu w Poznaniu Staniewicz junior odtworzył kawałek Wilna, które wraz z rodzicami musiał opuścić po wojnie. Wziął udział w rewolcie poznańskiej w 1956 r., ponoć zdobył czołg na moście teatralnym. Po studiach znalazł pracę w Instytucie Zachodnim. Dom Staniewiczów był w latach 60. nieformalnym punktem zebrań poznańskich tzw. przedwojennych sfer. W 1966 roku odmówił podpisania apelu przeciw biskupom polskim, którzy „wybaczali i prosili o wybaczenie”. Odcięto mu wtedy wyjazdy zagraniczne. W 1968 roku już głośno protestował przeciw pacyfikacji Marca i w 1970 roku wyrzucono go w końcu z instytutu. Dwa lata trwało poszukiwanie pracy – w końcu przygarnęła go na skromniutkim etacie Biblioteka Kórnicka.
Status strażnika świętego ognia, szczególnie po śmierci rodziców w połowie lat 60., miał swoją cenę. Staniewicz żył w wąskim kręgu ludzi wierzących jak on, że można żyć, nie kłamiąc. Nie założył rodziny, miał trudny, apodyktyczny charakter. W 1977 roku nadszedł jego czas – jego mieszkanie zostało punktem kontaktowym Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.
To wtedy do jego mieszkania zapukali dwaj młodzi studenci: Marek Jurek i Krzysztof Nowak. Nie ukrywali, że czują się neoendekami, ale Staniewicz pokazał im, jak piękny był legionowy sen o szpadzie.
Jak udało mu się tak silnie zafascynować studentów młodszych odeń o 40 lat? Nigdy nie zapomnę, jak wiele lat potem Krzysztof Nowak opowiadał mi z błyskiem w oku o rozmowach w mieszkaniu Staniewicza pełnym pamiątek dotyczących Piłsudskiego i Wilna. Miejscu przeniesionym w czasie z lat 30. do szarej epoki Gierka.
Ale każda fascynacja ma swój kres. W 1979 roku młodzi zrazili się kłótniami w ROPCiO i postanowili założyć własny Ruch Młodej Polski. „Ja was zniszczę – wierzcie mi, potrafię być politykiem skutecznym” – tak krzyczał na nich, gdy przyszli wyjawić mu, że z całym szacunkiem, ale chcą iść swoją drogą. Po latach nie opowiadali o tej scenie z jakimś tanim szyderstwem. Raczej z zadumą, jak strażnik niepodległościowego świętego ognia nie potrafił zrozumieć, że młodzi nie mogą w nieskończoność wysłuchiwać jego monologów. Jak łatwo myślenie o wielkiej polityce w labiryncie opozycyjnych ambicji mogło ocierać się o groteskę.