Kulturalna wieś Nowica?

Kto raz tu przyjechał, wie, że to jedno z najbardziej niebanalnych miejsc, jakie można spotkać w życiu. Nawet jeśli objechało się pół świata

Publikacja: 07.05.2011 01:01

Aktorzy Teatru Lalek Gałązen podczas festiwalu Innowica. fot. piotr wais

Aktorzy Teatru Lalek Gałązen podczas festiwalu Innowica. fot. piotr wais

Foto: Rzeczpospolita

 

Z lasu wypada duch z brodą i włosami do bioder. Za nim inne przedziwne stwory i gromada krasnali. Wokół tłum dzieci. To Duch, który szukał w Beskidzie Niskim rytmu. W Węgajtach na Mazurach znalazł taniec. Tu przybył po rytm, bo tylko znając taniec i rytm, może pokonać Memła uosabiającego całe zło świata. Teatr Lalek Gałązen przygotowywał się do występów w Nowicy przez kilka dni. Jak się potem okazało, większość występujących to nie aktorzy przybyli z daleka, ale miejscowi. Tacy, którzy kiedyś uciekli z wielkich miast do odludnej beskidzkiej wsi. I dzieci gospodarzy, którzy mieszkają tu od lat. Spektakl ogląda, czy raczej bierze w nim udział, około setka widzów. Wszystko zaczyna się przemarszem przez wieś, a kończy ludowo-jazzowym jam session pod jedną z chat. Dzieci oczarowane. Dorośli jeszcze bardziej.

To fragment jednego z ciekawszych wydarzeń artystyczno-kulturowych w Polsce, które odbywa się od czterech lat w malutkiej, ukrytej za górami i lasami niezwykłej wsi Nowica.

Jest to dziś wieś łemkowsko-warszawsko-łódzko-krakowsko-śląska, bo część jej mieszkańców to ludzie, którzy kiedyś uciekli od cywilizacji wielkich miast, kupili ziemię i łemkowskie chyże, czyli chaty, żyją tu od ponad 20 lat. „Warszawskich" domów jest kilka. Do tego doliczyć trzeba jeszcze kilkadziesiąt osób, które zakochały się w Nowicy po uszy i bywają tu regularnie kilka razy w roku.

Miejscowi i zapaleńcy

Co tu jest ciekawego? – zapytałem jednego z gospodarzy, kiedy przyjechałem pierwszy raz. – Nic – brzmiała prowokująca odpowiedź. W Nowicy nie ma atrakcji turystycznych. Nie ma kina, dyskoteki, nie ma restauracji. Nie ma nawet budki z piwem. Sklepu też nie ma. A do najbliższych wcale nie blisko. W większości miejsc nie ma zasięgu ani Era, ani Plus, ani Orange.

Co jest? Pagórki, drzewa i łąki. Łemkowskie chaty i przydrożne kapliczki. Dwie cerkwie. Kto raz tu przyjechał, wie, że to jedno z najbardziej niebanalnych miejsc, jakie można spotkać w życiu. Nawet jeśli objechało się pół świata.

Jakiś cud sprawił, że nikt nie stawia murowanych klocków, że jest niepisane prawo, które mówi, iż nie stawia się ogrodzeń, a napływowi budują drewniane domy, które wtapiają się w krajobraz. Szczęśliwie polskie drogi sprawiają, że z Warszawy jedzie się tu sześć – siedem godzin, trudno trafić, i ta bariera eliminuje stonkę turystyczną.

Szczęśliwie też znalazła się grupa szlachetnych zapaleńców, która od kilkunastu lat stara się zachować to, co zostało z miejscowej kultury, i tej materialnej, i tej duchowej. Sprawiają, że to miejsce staje się jeszcze bardziej niezwykłe. W środku zimy w jednej z chat organizują minifestiwal jazzowy, którego widzami jest maksimum kilkadziesiąt osób. Odnawiają zagubione w górach austriackie cmentarze z pierwszej wojny światowej. Organizują plenery pisania ikon, podczas których nauczają najwybitniejsi artyści. Gromadzą wiedzę na temat łemkowskiej przeszłości. I przez cały rok przygotowują festiwal teatralny Innowica, który odbywa się w weekend majowy.

Tomasz Sikorski, zwany w Nowicy Kangurem, trafił tu jako harcerz w końcówce lat 70. Dziś jest menedżerem w jednej z giełdowych spółek. Wędrował w grupie harcerzy po Beskidzie. Kiedy jednej zimy trafili do prymitywnej chałupy, bez prądu, w której trzeba było grzać w piecu, zostali zaczarowani. Śpiewali „Czerwoną zarazę" i inne niepokorne pieśni, jak mówi dziś Kangur – „poszła szajba, że chcemy mieć taką chałupę". Po trzech latach znaleźli. Ale transakcja nie szła szybko. Łemkowską chyżę kupił w końcu na spółkę z Mateuszem Sorą, dziś dyrektorem departamentu w jednym z ministerstw. To w tym domu jest centrum festiwalu, główna siedziba  Stowarzyszenia Przyjaciół Nowicy i miejsce, gdzie odbywają się setki spotkań, rozmów, gdzie zatrzymują się nowi i starzy przyjaciele Nowicy.

– Najpierw ratowaliśmy miejscową szkołę podstawową, która upadała – opowiada Sora.

– Po czterech latach opiekę nad nią mogło już przejąć Zjednoczenie Łemków, a obecnie stowarzyszenie organizuje plenery malarskie dla artystów z Polski, Ukrainy, Słowacji, koncerty, wspólnie ze Stowarzyszeniem Magurycz odnawia zagubione w lesie i zrujnowane cmentarze wojenne. Staramy się to robić we współpracy z miejscowymi partnerami, którzy dzięki Bogu dają się „wkręcać" w nasze pomysły.

Sora, Sikorski i Piotr Bussold, w Warszawie kancelista Teatru Narodowego, przez cały rok pracują nad festiwalem teatralnym. Wspomaga ich w tym unicki ksiądz Jan Pipka ze Stowarzyszenia Bractwo Młodzieży Greckokatolickiej. – Bez gotowości Jana do angażowania się w przedsięwzięcie „wysokiego ryzyka" nie dalibyśmy rady – mówi Sora.

Bussold przypomina, że wszystko zaczęło się od Jana Szymczyka, nieżyjącego już muzyka ludowego, który mieszkał w jednej z chyży w Nowicy. Kiedy zmarł, w jego chacie zamieszkali muzycy rockowo-jazzowi ze Śląska. Na przełomie lat 80. i 90. przyjeżdżali do nich i Józef Skrzek, i muzycy z Kasy Chorych, i Maciej Maleńczuk. Grali za darmo dla małej grupki przyjaciół. Potem to się urwało, ale tradycja imprez nie zamarła. Do Nowicy na swoje wyprawy przyjeżdżały Gardzienice i Węgajty. Z rozmów z aktorami- muzykami, którzy dotarli do Nowicy, urodził się ten niezwykły festiwal.

Szukamy na obrzeżach

Kiedyś wszystko odbywało się za darmo, dziś choć festiwal ciągle jest bardzo tani, organizatorzy walczą o sponsorów, chodzą do sejmiku małopolskiego, Ministerstwa Kultury, prywatnych sponsorów, by zebrać pieniądze na festiwal. – Chcemy płacić wykonawcom, choć żaden z artystów nie przyjeżdża tu dla honorariów. Coraz częściej jest tak, że do kogoś dzwonimy i słyszymy: czekałem na wasz telefon. Chcę być w Nowicy – mówi Sora.

Jak szukają artystów? Podróżują po Polsce i wybierają takich twórców, którzy nie tylko mają coś ciekawego do powiedzenia, ale i mogą to pokazać przy uwzględnieniu wszystkich nowickich ograniczeń, w plenerze, szkole czy cerkwi. Impreza w Nowicy przypomina wielkie spotkanie grupy dobrych znajomych. Toczy się na koncertach, przedstawieniach, pokazach i nocnych balangach. Miejscowi przyglądają się temu z dystansem, ale bez wrogości. Deklarują, że w spotkaniach nie uczestniczą, ale na wielu przedstawieniach można spotkać zaciekawionych gospodarzy i ich dzieci.

Obie społeczności nauczyły się siebie. Przyjezdni szanują miejscowych, którzy przez długi czas przyglądali się im z rezerwą, dziś już doceniają to, co robią w Nowicy. Zresztą przyjezdni już stali się miejscowymi.

Występowały w Nowicy najbardziej znane teatry alternatywne, wielu niezwykłych twórców, nie zawsze bardzo znanych z mediów, ale prezentujących ważne dzieła. – Szukamy na peryferiach, na obrzeżach wielkiej kultury, bo tam dzieją się ciekawe rzeczy – tłumaczy Bussold.

Innowica to festiwal, na który zjeżdżają teatry dla dzieci, a spektaklami zachwycają się rodzice. Festiwal, na którym bardzo trudne i symboliczne przedstawienia z zapartym tchem oglądają dzieciaki. Przedstawienia odbywają się w lesie, na jedynej drodze, na scenie ustawionej za jedną z chat, w budynku dawnej szkoły i cerkwi. W kaplicy można było oglądać obrazy profesora wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, malarza abstrakcjonisty, Mariana Waldemara Kuczmy, a w dawnej stajni, która dziś jest częścią jednego z dwóch miejscowych pensjonatów – jego żony Magdaleny. W jednej z budowanych chałup zawisły fotoreportaże Piotra Waisa, który zapisuje przenikanie się dwóch światów – tego łemkowskiego i miejskiego.

W trakcie majowego weekendu odbyło się również kilka zupełnie niezaplanowanych wernisaży i pokazów. A to przed jednym z domów właścicielka Galerii Marzeń z Łańcuta rozpakowała swój samochód pełen płócien ukraińskich malarzy z jednego z plenerów. A to wystawiany na całym świecie ukraiński malarz Sergiej Sawczenko, który był w Nowicy jednym z widzów, namalował i rozstawił na ziemi kilka swoich obrazów.

Chłopcy Kontra Basia

Na scenie ustawionej obok chaty Nowica 9,  zamieszkiwanej przez muzyków, którzy wyemigrowali kiedyś z Warszawy, co wieczór odbywały się koncerty. Zaczęło się od ukraińskiej śpiewaczki Mariany Sadowskiej, która  ludowe motywy śpiewała w bardzo nowoczesnej formie, przygrywając na harmonium indyjskim.  Sadowska mieszka dziś w Niemczech, z zachwytem pisze o niej „New York Times". Tło łemkowskich chyż i łagodnych gór Beskidu Niskiego dodawało jej występowi niezwykłości.

Pod numerem 9 grał bardzo awangardowy zespół Pogodno, który przez kilka godzin nie mógł skończyć koncertu dla stukilkudziesięciu osób. I jeszcze duet Kinior & Makaruk łączący saksofonowy jazz z elektronicznymi samplami.

Niezwykłe odkrycie Innowicy to zespół Chłopcy Kontra Basia. Dwudziestokilkuletnia, urocza wokalistka śpiewająca pełne ekspresji utwory osadzone głęboko w ludowej kulturze z akompaniamentem kontrabasu i perkusji. Ona zafascynowana starymi  śpiewkami i oni – jazzem tworzą coś bardzo świeżego. – Wielu ludziom ludowa kultura kojarzy się z kiczem PRL i Cepelią – tłumaczy mi Basia. – Ale ja nie pamiętam PRL, a uwielbiam wyszukiwać stare pieśni, które wykonywały babcie.

Basia spędza godziny na wyszukiwaniu starych nagrań, wsłuchiwaniu się we frazy muzyczne i poetyckie. Ale teksty śpiewanych przez siebie utworów pisze sama. Choć brzmią momentami jak te sprzed 100 lat, są bardzo współczesne, często dowcipne.

Wszystkim koncertom towarzyszyły tak zwane aktywne projekcje, zatytułowane „Cinemanual". Owczarek wykorzystując slajdy i stare rzutniki, tworzy niezwykłej urody abstrakcyjne obrazy wyświetlane na ekranie zawieszonym nad sceną. Choć sprawiające wrażenie wykorzystywania nowoczesnych środków, tworzone są  bez użycia technik cyfrowych i elektronicznych.

Stylistyka  koncertów i spektakli była bardzo różnorodna. Przejmująca prostotą środków i siłą przekazu „Bruzda" Leszka Mądzika wystawiona została w drewnianej cerkwi. To historia o ludzkiej drodze, upadku, powstawaniu, dochodzeniu do kresu, może do Boga. Obecność ikonostasu i obrazu Ostatniej Wieczerzy, przed którą zasiadają bohaterowie, dodała staremu spektaklowi nowych znaczeń.

Brawurowa, zrealizowana z wielkim rozmachem „Carmen Fuenebre" Teatru Biuro Podróży jest  uniwersalną opowieścią o wojnie strachu, przemocy, zniewoleniu, która równie dobrze opowiada o tym, co stało się w Rwandzie, jak i Bośni czy Polsce lat stanu wojennego.

Festiwalowe przedstawienia i koncerty przeciągały się długo w noc, wypełnioną nowicko-polsko-ukraińskimi rozmowami i śpiewami, po których zostawały notesy z nowymi telefonami, kupione tu obrazy i worki pełne pustych butelek. I pewność, że za rok trzeba tu znowu przyjechać.

Bo niewiele jest takich miejsc, takiego powietrza, takiego ducha, takich ludzi i takich festiwali.

Z lasu wypada duch z brodą i włosami do bioder. Za nim inne przedziwne stwory i gromada krasnali. Wokół tłum dzieci. To Duch, który szukał w Beskidzie Niskim rytmu. W Węgajtach na Mazurach znalazł taniec. Tu przybył po rytm, bo tylko znając taniec i rytm, może pokonać Memła uosabiającego całe zło świata. Teatr Lalek Gałązen przygotowywał się do występów w Nowicy przez kilka dni. Jak się potem okazało, większość występujących to nie aktorzy przybyli z daleka, ale miejscowi. Tacy, którzy kiedyś uciekli z wielkich miast do odludnej beskidzkiej wsi. I dzieci gospodarzy, którzy mieszkają tu od lat. Spektakl ogląda, czy raczej bierze w nim udział, około setka widzów. Wszystko zaczyna się przemarszem przez wieś, a kończy ludowo-jazzowym jam session pod jedną z chat. Dzieci oczarowane. Dorośli jeszcze bardziej.

To fragment jednego z ciekawszych wydarzeń artystyczno-kulturowych w Polsce, które odbywa się od czterech lat w malutkiej, ukrytej za górami i lasami niezwykłej wsi Nowica.

Jest to dziś wieś łemkowsko-warszawsko-łódzko-krakowsko-śląska, bo część jej mieszkańców to ludzie, którzy kiedyś uciekli od cywilizacji wielkich miast, kupili ziemię i łemkowskie chyże, czyli chaty, żyją tu od ponad 20 lat. „Warszawskich" domów jest kilka. Do tego doliczyć trzeba jeszcze kilkadziesiąt osób, które zakochały się w Nowicy po uszy i bywają tu regularnie kilka razy w roku.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą