Reklama
Rozwiń
Reklama

Lektury na dwa głosy

Marta Mirska i Violetta Villas. Dwie diwy polskiej piosenki, których losy przedstawiają książki, które zapewne znajdą się w worku niejednego Świętego Mikołaja.

Publikacja: 03.12.2011 00:01

Kazimierz Kowalski w swej cyklicznej audycji radiowej nadał w ubiegłym roku hit Mirskiej „Pierwszy siwy włos",a potem zachwalał walory głosowe piosenkarki, jej elegancję i szyk. I opowiedział o niedawnym z nią spotkaniu. Również gość programu Adam Zwierz pochwalił się niedawnym spotkaniem z artystką. Tymczasem bohaterka ich wywodów nie żyła już od niemal 20 lat, zmarła w zapomnieniu 15XI 1991 r. Może basujący generałowi Jaruzelskiemu (copyright by Bernard Ładysz) ujrzeli ją w świecie niematerialnym?

Od chwili pożegnania z estradą (połowa lat 60.) o Mirskiej (faktycznie Alicja Nowak-Reingier) prawie się nie mówiło, chociaż wszyscy z branży muzycznej wiedzieli, że ma problem alkoholowy. Właśnie wtedy zapoznał artystkę Tadeusz Stolarski. Towarzystwo alkoholowych katalizatorów prowokowało ją do zwierzeń. Po maratonie picia, „kiedy w godzinę z małym okładem, wypiliśmy litr wódki", tudzież „majówce na plaży w Świdrze, gdzie biwakowaliśmy, leżąc na... gazetach", powracając przez uśpione miasto, natknęli się na patrol MO. „Jeden z mundurowych zwrócił uwagę, że zakłócają ciszę nocną. Cisza to będzie, wtedy, gdy się umrze..." - replikowała piosenkarka.

Przebój „Rozstanie z morzem" dedykowała pierwszemu mężowi, matrosowi z „Daru Pomorza" Janowi Zieleniewskiemu, poległemu we wrześniu 1939 r.

Violetta Villas jest od Mirskiej znacznie bardziej rozpoznawalna, zapewne z racji ekstrawagancji. Urodzona jako Czesława Cieślak w rodzinie polskich emigrantów w Belgii - ojciec pracował z towarzyszem Gierkiem w kopalni - po wojnie osiadłej w Kotlinie Kłodzkiej. Jako niepełnoletnia wyszła za mąż. Związek okazał się nieporozumieniem, a pamiątką po nim jest syn, wychowywany głównie przez babcię, gdyż mama w okresie jego dzieciństwa zajęta był robieniem kariery. Niedomówienia na temat jej początków rozwiewa puzonista Pankracy Zdzitowiecki, nauczyciel tego instrumentu ze średniej szkoły muzycznej, do której przyszła gwiazda uczęszczała: „Myślę, że ona wiedziała, że gram w big-bandzie Edwarda Czernego, którego orkiestra radiowa była wtedy wyrocznią dla wszystkich piosenkarzy. (...) Zaproponowałem Czernemu, żeby zrobił jej przesłuchanie, (...) zrobił próbne nagrania i zaczęła chodzić na antenie. Tak wyglądał początek kariery Violetty Villas. To my z Czernym wymyśliliśmy ten pseudonim. (...) Wzięliśmy książki telefoniczne i zaczęliśmy wertować je w poszukiwaniu jakiegoś scenicznego nazwiska. Trafiliśmy na Villas, co pasowało do Violetty, bo to imię sama sobie wybrała".

Momentalnie zyskała sympatię publiki, ale tylko jej. Na festiwalach zawsze były jakieś układy i układziki. Trzeba było mieć znajomości, plecy, poparcie. Czerny doskonale aranżował jej piosenki, ale w układach nie brał udziału. „Dla Ciebie miły" biła rekordy popularności, natomiast jurorzy Międzynarodowego Festiwalu Piosenki, początkowo odbywającego się w hali gdańskiej stoczni, zlekceważyli ten szlagier w rytmie czacza, przyznając nagrodę walcowi „Embarras", co spotkało się w nieprzychylną reakcją widowni. „Brzechwa, Jurandot, Starski, Szpilman, Broka, patrząc na jury, odnosi się wrażenie, że to raczej festiwal muzyki klezmerskiej, a nie międzynarodowej" — żartował w kabarecie Szpak  Zenon Wiktorczyk.

Reklama
Reklama

Wykorzystując kolosalną popularność, Villas pomogła uzyskać Janowi Tadeuszowi Stanisławskiego mieszkanie na Powiślu, Zygmuntowi Broniarkowi zaś prolongatę pracy korespondenta  „Trybuny Ludu" w USA. Podczas pożegnalnego party dziennikarz rozmawiał telefonicznie z występującą wtedy w Las Vegas piosenkarką i przekazał słuchawkę wysokiemu rangą pracownikowi ambasady, któremu zaśpiewała „Dla Ciebie mamo". Dyplomata był tak wzruszony i wdzięczny Broniarkowi, że załatwił mu przedłużenie pobytu na waszyngtońskiej placówce o 12 miesięcy. „Dziś myślę, że on był z tajnych służb" - komentuje wszędobylski żurnalista.

Piosenkarka także była z nimi związana. Dzięki podpisanemu cyrografowi (TW „Gabriella" - dokumentacja do wglądu w Instytucie Pamięci Narodowej) przez lata nie miała kłopotów z otrzymaniem paszportu. Prowadzący ją oficer wystawił jej świadectwo: „Uczuciowo związana z PRL. Podkreśla, że jej talent nigdy nie mógłby się rozwinąć bez szkoły, do której ją skierowano".

„Wychowała się w rodzinie, która akceptowała ukształtowany po wojnie ustrój społeczno-polityczny. Znała tylko jedną Polskę budującą socjalizm. (...) jednocześnie wychowała się w rodzinie katolickiej. (...)

Kultywowanie wiary nie przeszkadzało jej w konformistycznym podejściu do władzy" — wyjaśnia motywację artystki tandem jej biografów. Zdają się to potwierdzać słowa konsula generalnego PRL w Sydney Edmunda Malczyka, zapisane w roku 1971 po jej wizycie: „Wykazała dużą orientację i nie dała się wciągnąć w imprezę organizowaną przez tutejszych »niepodległościowców« (...) w swych kontaktach z miejscową Polonią wykazywała zawsze zaangażowanie i właściwą postawę patriotyczną". „Czy lubi pani utwory Brahmsa? — Lubię, ale wolę Chopina - tak brzmiało hasło TW „Gabrielli", rozpracowującej polonijne kręgi w USA. Okazała się mało przydatna, na dodatek zdekonspirowała się, informując komendanta MO w Piasecznie o swej „drugiej twarzy".

Po definitywnym rozstaniu z krytykiem muzycznym Januszem Ekiertem -płomienny romans między nimi tlił się, z rozmaitą intensywnością, jeszcze przez kilka lat - zaczęła myśleć o wstąpieniu do... klasztoru. Z pomysłu zwierzyła się pewnemu duchownemu, indagując go, jaki zakon jej poleca: „Tobie trzeba do świętego Bernardyna". „Cóż to za zakon?" - dopytywała się niedoszła mniszka. „Taki, gdzie dwie głowy, a jedna pierzyna" - wyjaśnił ksiądz.

„Muszę natychmiast wracać do Polski, bo Hitler zabił Mao Tse-tunga" - taki przekaz usłyszał jej drugi mąż Ted Kowalczyk po kilkunastu tygodniach małżeństwa. Chodziło o psy, które Villas masowo przygarniała, podobnie zresztą jak koty. Koniec końców jej dom w Magdalence, a potem w Lewinie pełniły rolę schronisk dla bezdomnych zwierząt. Kowalczyk, najpierw operatywny i zamożny biznesmen z branży gastronomicznej w Chicago, a potem bankrut, na małżonce oparł biznesplan. Sądził, że jej recitale przyciągną tłumy do jego klubu, Orbit. Na ślubnym kobiercu stanęli po parotygodniowej znajomości.

Reklama
Reklama

Wieloletni akompaniator Czesław Majewski podkreśla: „Nie była świadoma, że głos trzeba ćwiczyć. Do tego, niestety, alkohol. Koniaczek. A to, jak wiadomo, na głos raczej nie pomaga", a Ryszard Poznakowski, inny muzyk, wielokroć z nią pracujący, ujawnia sekret fryzury obdarzonej czterooktawowym głosem wokalistki: „To była tresa, ale z jej własnych włosów, nie do rozpoznania". Ona sama ten temat ucinała stwierdzeniem: „Włosy są moje, bo za nie zapłaciłam".

Iza Michalewicz, Jarzy Danilewicz „Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia". Świat Książki, Warszawa 2011

Tadeusz Stolarski, Janusz Świąder „Marta Mirska. Gloria i gehenna". Polihymnia, Warszawa 2011

Kazimierz Kowalski w swej cyklicznej audycji radiowej nadał w ubiegłym roku hit Mirskiej „Pierwszy siwy włos",a potem zachwalał walory głosowe piosenkarki, jej elegancję i szyk. I opowiedział o niedawnym z nią spotkaniu. Również gość programu Adam Zwierz pochwalił się niedawnym spotkaniem z artystką. Tymczasem bohaterka ich wywodów nie żyła już od niemal 20 lat, zmarła w zapomnieniu 15XI 1991 r. Może basujący generałowi Jaruzelskiemu (copyright by Bernard Ładysz) ujrzeli ją w świecie niematerialnym?

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama