Królowa bez królestwa

Bezsprzecznie królowa lat 60. "Talia, złożona z samych dżokerów", "Tak jednak kierowała swym życiem, że wyszło jak najgorzej"... W półtora roku po śmierci doczekaliśmy się biografii Elżbiety Czyżewskiej.

Publikacja: 04.02.2012 00:01

Po lekturze mam mieszane uczucia. Szkoda, że Iza Komendołowicz nader powierzchownie – mówiąc eufemistycznie – potraktowała zainteresowanie peerelowskich służb specjalnych artystką, gdy ta poślubiła amerykańskiego korespondenta w Warszawie Davida Halberstama, na którego z inspiracji Departamentu Prasy i Informacji MSZ miał pozytywnie oddziaływać Daniel Passent (tak twierdzi Filip Gańczak w pracy "Filmowcy w matni bezpieki"). Ogranicza się zaledwie do reprodukcji kilku meldunków przechowywanych w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. (m.in. pióra TW "Literata", czyli Zygmunta Kałużyńskiego).

Czemu "jedyna aktorka po wojnie, która w tak krótkim czasie osiągnęła tak wiele", wyjechała u schyłku lat 60. za granicę? "Nie musiała (...) Nie była przecież Żydówką", uważa Leon Łochowski, kolega z roku na wydziale aktorskim, trafnie definiujący STS (gdzie Czyżewska też występowała, m.in. brawurowo interpretując song "Kochankowie z ulicy Kamiennej"): "Był pieszczoszkiem władzy, wolno im było więcej niż komukolwiek. Teraz sobie legendę dopisują". Lojalnością wobec Davida, wydalonego przez władze PRL, tłumaczy motyw opuszczenia Polski przez "Elkę" Bohdan Łazuka, ale niewątpliwie leciała za Atlantyk z myślą o zaistnieniu w Hollywood. Wydawało się to możliwe, zważywszy choćby na renomę małżonka, niedawnego zdobywcy nagrody Pulitzera. Tym bardziej, iż była niezależną intelektualnie erudytką, systematycznie meblowała umysł, "zawsze – jak przypomina Olga Lipińska – widywano ją z książką, pochłaniała kilka tygodniowo. Wtedy wstydem było czegoś ważnego nie przeczytać". Czy zatem jedynie cudzoziemski akcent wyczuwalny w jej angielskim przekreślił szanse na spełnienie się "American dream" niezapomnianej bohaterki komedii "Gdzie jest generał?".

Koszmar dyplomatyczny

"Dostała w głowę wódą, to była rodzinna skłonność" – uważa Krzysztof Kowalewski, poznany w kółku dramatycznym dla nastolatków. Chyba ma rację, gdyż Czyżewska wychowała się w pozbawionej wygód ruderze na Powiślu, a niewylewająca za kołnierz matka na kilka lat oddała ją do domu dziecka. W eleganckim lokum nowojorskim Czyżewska wiodła bujne życie towarzyskie, nierzadko pod nieobecność zapracowanej drugiej połowy, niezmiennie na jej koszt. Halberstam częstokroć wracał do domu pełnego nieznanych mu gości - głównie z Polski – pozostających w różnym stadium alkoholowego upojenia. Żalił się potem: "Miałem dzisiaj straszny sen, śniło mi się, że zostałem wysłany do Polski, jako ambasador". Rozwiedli się po dziesięciu latach. Grając w teatrach off-broadwayowskich, de facto żyła z alimentów, wypłacanych przez eks-męża. Inna rzecz, że nie zawsze punktualnie.

"Dobrze się czuła w środowisku nowojorskiej bohemy, tych Żydów z Polski, którzy tam tworzą własny świat" - podkreśla Andrzej Łapicki. Między innymi Bernarda Weissmana: "Dobrze znała Michnika. Kiedy siedział w więzieniu, dzwoniła z naszego domu do niego (sic! - przyp. TZZ). Wisiała na telefonie w nocy przez wiele godzin, (...) gadała tak długo, że moja żona po cichu musiała wyjść z łóżka i wyciągnąć przewód do aparatu, żeby to przerwać' - wspomina prawnik.

A może była to "telefoniczna kreacja" niespełnionej w USA aktorki, topiącej frustrację w kieliszku? W zerwaniu z nałogiem pomógł przypadek:

"Wzięła do siebie do domu jakiegoś faceta, którego poznała w kawiarence (...) i on się na nią rzucił, bynajmniej nie w celach erotycznych, tylko chciał ją zabić. Okazało się, że to psychopata. Cudem mu się wymknęła. Była ciężko chora ze strachu. Wtedy poszła na terapię i przestała kompletnie pić".

Bałtycki chłodnik

Ubolewam, że autorka nie weryfikowała słów aż 51 interlokutorów i nie precyzowała zawartych tam niedomówień. Czytelnik przekonuje się jedynie, jak chętnie o bohaterce książki (niewolnej od błędów, zwłaszcza w biogramach i pozbawionej, niestety, osobowego indeksu) plotkowano w środowisku.

Skrupulatnie nagrane rozmowy nie tworzą harmonijnej mozaiki, zważywszy na brak wypowiedzi istotnych w biografii aktorki osób: Urszuli Dudziak, Ireny Karel, Alfredy Passendorfer, Janusza Głowackiego, Henryka Grynberga, Bernarda Ładysza, a zwłaszcza Jerzego Skolimowskiego. "Byli dobraną parą" - akcentują Łazuka i Andrzej Kostenko, "Bardzo kochał Elżbietę" - twierdzi Zofia Czerwińska. "Wydaje się, że był najważniejszym mężczyzną w jej życiu" - dodaje Wojciech Solarz. "Po jednym z romansów z pięknym artystą uciekła od Skolima" – ujawnia Kazimierz Kutz.

Może ma na myśli Andrzeja Łapickiego, który poznał ją ("pewnie musiałem zaczepić ją na korytarzu, bo miała zgrabne nogi"), gdy studiowała w stołecznej PWST? Kilka lat później Zuzanna Łapicka, jak wspomina, zobaczyła na nadbałtyckiej plaży, że ojciec "poszedł na sam koniec falochronu. Skoczył do wody, choć wcześniej tego nie robił, bo była lodowata. Krzyczeliśmy: »Jak woda?« Ojciec udawał, że świetna: »Zupa!«, a Elka na to »Chyba chłodnik?«".. Minęło parę dekad, kiedy Czyżewska - razem z Martą Petrusewicz - oczekując w Nowym Jorku wnuczki Łapickiego powiedziała, że "pamięta Weronikę Olbrychską, jak była dzieckiem, a ponieważ spała z jej ojcem i dziadkiem, to może na nią poczekać".

Szósty stopień oddalenia

Daniel Olbrychski, podobnie jak jego były teść, jest w kwestii znajomości ze swą sympatią z "Małżeństwa z rozsądku" bardzo dyskretny, Przyznaje, iż właśnie w tym filmie miał się "po raz pierwszy przed kamerami całować z partnerką długo i namiętnie". Aby uprzyjemnić mu zadanie aktorskie, Czyżewska założyła rudą perukę (wiedziała, że Olbrychski był świeżo po ślubie z Moniką Dzienisiewicz, obdarzoną tycjanowską fryzurą):  "To jest Twój pierwszy raz?" - spytała.  "Tak" - odpowiedziałem. "No to będziesz miał udany debiut" i wpiła mi się w usta.

Krajowy comeback kinowy Czyżewskiej (lata 80. to m.in. "Odlot" Tomasza Zygadły) zakończył się umiarkowanym sukcesem, teatralny – fiaskiem. W roku 1994 na deskach macierzystego Teatru Dramatycznego (gdzie zasłynęła kreacjami w "Po upadku" Arthura Millera oraz "Uczcie morderców"  Andrzeja Wydrzyńskiego), wystąpiła w dedykowanej jej przez Johna Guarre'a sztuce "Szósty stopień oddalenia". "Dość ostentacyjnie unikała kontaktu ze mną. Byłam żoną Mieczysława Rakowskiego, który wówczas przez moje środowisko był bardzo surowo oceniany" – relacjonuje Elżbieta Kępińska. "Kochamy gwiazdy, ale zarazem bardzo się cieszymy jak upadają" – puentuje Piotr Cieślak. I odnosi się to, jak mniemam, nie tylko do klapy spektaklu w jego reżyserii.

Iza Komendołowicz "Elka", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012

Po lekturze mam mieszane uczucia. Szkoda, że Iza Komendołowicz nader powierzchownie – mówiąc eufemistycznie – potraktowała zainteresowanie peerelowskich służb specjalnych artystką, gdy ta poślubiła amerykańskiego korespondenta w Warszawie Davida Halberstama, na którego z inspiracji Departamentu Prasy i Informacji MSZ miał pozytywnie oddziaływać Daniel Passent (tak twierdzi Filip Gańczak w pracy "Filmowcy w matni bezpieki"). Ogranicza się zaledwie do reprodukcji kilku meldunków przechowywanych w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. (m.in. pióra TW "Literata", czyli Zygmunta Kałużyńskiego).

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Czy Donald Trump jest człowiekiem religijnym?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Donald Trump. Siewca burzy i reszta świata
Plus Minus
„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”: O śmierci i umieraniu
Plus Minus
„Puppet House”: Kukiełkowy teatrzyk strachu
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
„Epidemia samotności”: Różne oblicza samotności
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni