Polska prawica była zawsze nastawiona bardziej prosolidarnościowo (i nie mówię tutaj o ruchu „Solidarności"), niż to się często nam wydaje. A więc niekoniecznie była otwarta na wolny rynek. Dlaczego tak się stało?

Była to konsekwencja okrągłego stołu, gdy władza została przyznana lewicy, a właściwie jej nomenklaturowej części. Elektorat lewicy był co prawda socjalny, ale elity postkomunistyczno-lewicowe były nastawione na dominację w gospodarce i kojarzyły się z przewagą w tej sferze. Być może nawet nie z samym wolnym rynkiem, ale z grupami społecznymi, które na rynku dominowały.

Polska prawica zaś odwoływała się w dużym stopniu do pracowników najemnych. Nieprzypadkowo główny obóz polityczny prawicy – Akcję Wyborczą Solidarność – zakładały związki zawodowe. W konsekwencji do roku 2005 prawica była przesunięta bardziej w kierunku interwencji państwa i solidarności społecznej, a dalej od wolnego rynku niż lewica.

Wszystko jednak zmieniło się od upadku lewicy, czyli od 2005 roku, kiedy pojawił się nowy podział polityczny w Polsce: między dwiema stronami, z których każda nawiązuje do tradycji solidarnościowej. Różnią się co prawda, jeśli chodzi o wizję gospodarki, ale przede wszystkim różnią się stosunkiem do tożsamości kulturowych oraz do modelu integracji Polski z Unią Europejską i do kwestii suwerenności.

Obecnie PiS reprezentuje tę część Polaków, która określa siebie jako prawicowców, PO występuje w imieniu centrystów, lewica zaś mieści się poza zasadniczą klasyfikacją.

Czego będą dotyczyły przyszłe podziały? Prawdopodobnie najważniejsza będzie kwestia integracji europejskiej. To dlatego, że – jak pokazują obecne spory metody walki z kryzysem oraz o pakt fiskalny – ta kwestia zaczyna w rosnącym stopniu oddziaływać na pozostałe podziały. To ona decyduje o tym, jakie poglądy prezentują poszczególne obozy polityczne w sprawie wizji gospodarki, suwerenności państw czy sfery wartości.

Tomasz Żukowski jest doktorem socjologii, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego