Niemcy zainteresowane są poszerzeniem swojej niezależności w Europie. Francja chce odzyskać utraconą w wyniku rozszerzenia Unii pozycję. Dlatego rację mają ci, którzy twierdzą, że kryzys finansowy, szczególnie w ostatnich dwóch latach, zmienia status quo UE i że nie ma już powrotu do tego, co było. Co konkretnie jednak oznacza taka stanowcza diagnoza? W jaki sposób manifestuje się zmiana porządku w Europie?
Niemcy od początku stanowiły kluczowy element projektu integracji. Dawniej ze względu na rozwiązanie problemu niemieckiego po wojnie. Dzisiaj ich rola jest nadal zasadnicza: ze względu na zrozumienie przyczyn obecnego kryzysu (Kto udzielał Grekom tanich kredytów? Kto łamał reguły leżące u podstaw unii walutowej? Kto przyczynił się do asymetrycznego rozwoju w strefie euro przez swoje nadwyżki w handlu?). Przede wszystkim jednak Niemcy są ważne jako motor prac nad nowym ładem w Europie. Moim zdaniem jest całkiem prawdopodobne, że Niemcy pójdą w Europie w najbliższej przyszłości nową własną drogą, Sonderweg. Oznacza ona ostateczne odejście od dotychczasowej roli Niemiec w projekcie unijnym: zwolennika polityki wspólnotowej oraz ostoi transatlantyckich relacji, państwa-zwornika interesów małych i dużych krajów członkowskich, odpowiedzialnego za całość unii, aktora samoograniczającego się lub gotowego przyjmować strukturalne ograniczenia własnej suwerenności.
Podstawą nowej drogi jest otwarte porzucenie starych założeń i przyjęcie przez Niemcy nowej autodefinicji: geoekonomicznej potęgi handlowej. Celem tej potęgi miałoby być stworzenie najdogodniejszych warunków dla swojego gospodarczego oraz handlowego rozwoju w europejskim otoczeniu (strefa euro oraz cała Unia) przez wykorzystanie przewagi w europejskich instytucjach i swego szczególnego know-how w europejskiej integracji. W dalszej zaś kolejności ich celem bylaby budowa strategicznych relacji z odleglejszymi, pozaeuropejskimi, rynkami zbytu oraz dostawcami energii, jako kluczowymi partnerami rozwoju niemieckiego potencjału produkcyjnego. Co ważne, dla Niemiec jako potęgi handlowej euro nie jest wcale rozwiązaniem optymalnym, za które byliby gotowi umierać. Już nie. W dobie kryzysu rośnie świadomość, że euro staje się politycznym obciążeniem. Historycznie, także z niemieckiego punktu widzenia, euro nie było przecież konstrukcją ekonomiczną, lecz politycznym naddatkiem wynikającym z przeszłości (strach przed Niemcami), nieekonomicznym projektem politycznym związanym ze zjednoczeniem Niemiec, strukturalną dyskryminacją suwerenności Niemiec, z którą Niemcy dotąd się godzili. Dlaczego mieliby się godzić nadal? Dla niemieckiej gospodarki wystarcza wspólny system ustabilizowanych kursów walutowych (bezpieczeństwo od spekulacyjnej władzy londyńskiego City) oraz trwałość dostaw surowcowych (Rosja jako główny dostawca).
Przemiana Unii
Ostatnie wydarzenia: charakter zmian rządów na Słowacji, w Grecji, we Włoszech, konstrukcja EMS, wreszcie międzyrządowa umowa konstytuująca pakt fiskalny pokazują, że stoimy przed perspektywą zasadniczej zmiany, której w żadnym razie nie da się opisać w kategoriach federalizacji Europy. Aby mówić realnie o perspektywie federalizacji, musiałby zostać spełniony przynajmniej jeden zasadniczy warunek: federalny budżet europejski, zgodnie z klasyczną zasadą „no taxation without representation", nie ma mowy o nakładaniu nowych podatków bez konsultacji z płatnikami... Dzisiaj federalne rozwiązania mogą służyć co najwyżej za parawan kryjący nową dynamikę przemian. Z czasem doprowadzi ona do relatywizacji unii traktatowej oraz jej instytucji na rzecz nowego, legalnego, lecz autorytatywnego systemu zarządzania obszarem, już dzisiaj promowanym jako nowa unia polityczna.
Oczywiście pakt fiskalny może okazać się kompletnym niewypałem. Może także, jeśli wejdzie w życie, doprowadzić do nawarstwiania się nowych problemów oraz kryzysów, tym razem politycznych, związanych z brakiem demokratycznej legitymizacji dla ingerencji w kształtowanie narodowych budżetów oraz polityki. To zaś może zamienić kryzys zadłużenia państw oraz strefy euro w ogólnoeuropejski kryzys polityczny.
Z punktu widzenia dotychczasowego porządku Unii, do której weszliśmy w 2004 roku i w której aspirowaliśmy (np. przez tzw. propozycję pierwiastka) do bycia jednym z sześciu głównych krajów procesu decyzyjnego, zmiana już zaszła i nie da się jej po prostu odwrócić. Polska znalazła się w trzecim kręgu integracji. Nowa dynamika oznacza polityczne i ekonomiczne podporządkowanie krajów korzystających z pomocy finansowej w strefie euro, trwałą marginalizację krajów UE spoza strefy lub ich dobrowolny dystans lub relatywizację politycznych konsekwencji rozszerzenia Unii na wschód, wreszcie wykrystalizowanie się nowego centrum pod postacią dwóch krajów: Francji i Niemiec.
Europa rozbrojona
W wyniku kryzysu postępuje niebezpieczna redukcja potencjału obronnego Europy. Towarzyszy temu uwiąd jakichkolwiek działań zmierzających do budowy europejskiej kultury oraz struktur bezpieczeństwa. Wspólna polityka obronna (europejskiej polityki zagranicznej nie wyłączając) stała się obecnie nic niewartą stertą papieru. Dzieje się to w momencie, gdy Stany Zjednoczone zmieniają swoją doktrynę wojskową: przy większym militarnym zaangażowaniu w Azji, które coraz trudniej wykluczyć, nie będą zdolne do realnej obecności w Europie w sytuacji konfliktu.
Ograniczanie potencjału wojskowego w państwach UE powoduje kurczenie się ich zdolności do prowadzenia wspólnie z USA działań militarnych poza kontynentem. Wszystkie plany uczynienia Unii globalnym graczem w dziedzinie bezpieczeństwa, towarzyszące w ostatniej dekadzie pracom nad traktatem konstytucyjnym czy traktatem lizbońskim, są dziś kompletnym mirażem. Interwencja w Libii, okrzyknięta przez Paryż i Londyn wielkim triumfem „europejskiej" polityki bezpieczeństwa, jest w kategoriach wojskowych przykładem nie zwycięstwa, lecz blamażu – potwierdzeniem, że Europa nie jest zdolna prowadzić żadnych dłuższych, poważnych operacji wojskowych nawet w swoim najbliższym sąsiedztwie. To jednak mniej mnie martwi niż kurczenie się zdolności państw europejskich do wykonania zobowiązań kolektywnej obrony – a taka jest druga konsekwencja obecnego kryzysu dla polityki bezpieczeństwa. Redukcja wojskowych potencjałów państw Unii sprawia, że pomimo formalnych zabezpieczeń, zobowiązań, sojuszy w chwili zagrożenia każdy może być coraz bardziej zdany na samego siebie.
Kto produkuje pieniądze?
Kryzys pokazuje rosnące znaczenie polityczne międzynarodowych instytucji finansowych. Ze względu na swą rolę kredytodawcy stają się niezbędnym czynnikiem porządku globalnego. W 2008 roku rządy uznały niezbędność podtrzymania upadających instytucji finansowych, by uniknąć tzw. efektu domina. W 2011 w wyniku nacisku Niemiec starano się pociągnąć do współodpowiedzialności Grecję – ale na krótko.
Kto będzie w przyszłości posiadał maszynkę do produkcji pieniędzy – będzie w istocie decydował. Należy uważnie obserwować tworzenie się nowego ładu między państwami, ich gospodarkami oraz międzynarodowymi instytucjami finansowymi, ponieważ będzie miał on bezpośredni wpływ na nowy układ sił w Europie.