Lemingi chcą żyć w spokoju

Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego

Publikacja: 16.06.2012 01:01

Lemingi chcą żyć w spokoju

Foto: ROL

Co to są lemingi?



Rafał Chwedoruk:

To byt symetryczny do moherowych beretów, cudowna broń Platformy przeciwko moherom.



Lemingi są tylko młode?



Są wynikiem kreowania konfliktu pokoleniowego, stworzenia nowej linii podziałów socjopolitycznych w Polsce po to, by przyciągnąć część młodych.



Nie ma starych lemingów?



To próba połączenia młodości z naiwnością. W czasach rewolucji francuskiej stan trzeci przedstawiano w rycinach jako dziecko – dobre z natury, ale podatne na manipulację.



Mamy pierwszą cechę: lemingi – i stosuję ten termin opisowo, bez złośliwości – są podatne na manipulację?



Są życiowo niedoświadczeni, może dlatego, że nie żyli w czasach wielkich wydarzeń. Ci, którzy ukuli termin „lemingi", twierdzą również, że są oni oderwani od dziedzictwa przeszłości, od tradycji.



A są?



Abstrahując od lemingów, uważam, że mamy do czynienia z początkiem zapaści cywilizacyjnej w Polsce o niewyobrażalnych skutkach. To wynik rozmontowania systemu edukacyjnego w ciągu ostatniej dekady.



Nastąpiło jakieś dramatyczne nieporozumienie. Na wywiad miał przyjść dr Chwedoruk, politolog bliski lewicy, a przyszedł prelegent Radia Maryja i TV Trwam.



(śmiech) Tam mnie jeszcze nie zapraszali.



Wróćmy do naszych lemingów. To grupa socjologicznie spójna?



Na dłuższą metę ulegnie podziałowi. Część, ta pracująca w międzynarodowych korporacjach, stanie się całkowicie kosmopolityczną wyższą klasą średnią. Reszta, nieco uboższa, będzie jak w Rosji Putina czy w Chinach bardziej zrośnięta z instytucjami publicznymi. To u nich będzie się rodziła pewnego rodzaju duma narodowa, objawiana już nie tylko przez infantylne Euro 2012 czy małyszomanię.

„Młodzi wykształceni z wielkich miast" mierzą wysoko.

To paradoks, bo wszelkie wskaźniki cywilizacyjne wskazują, że większość młodego pokolenia to jakaś formuła proletariatu, tymczasem ich autoidentyfikacja dotyczy zamożnej zachodniej klasy średniej. Lemingi nie są „młodymi, zamożnymi z wielkich miast", ale „młodymi aspirującymi".

A do czego aspirują?

Wystarczy obejrzeć jakąś telenowelę, to jest ten model życia. Ich horyzont jest w sumie dość konserwatywny – chcą zarabiać i zamknąć się w gronie rodziny na swoim strzeżonym osiedlu. To zresztą charakterystyczne, bo najpierw szczytem marzeń był dom pod miastem, ale przy tych korkach dla wielu przestaje to być atrakcyjne.

Dlaczego lemingi tak kochają strzeżone osiedla?

I to w sytuacji spadku przestępczości, prawda? Jest taka teoria odwróconego getta, mówiąca, że to nie oni, mieszkańcy eksluzywnych dzielnic, chcą zamknąć w getcie siebie, ale całą resztę. Bo to ich świat jest normalny, a reszta jest nienormalna, brudna, zepsuta. To jak w San Paulo, gdzie na 16 milionów mieszkańców aglomeracji prawie dwa miliony to pracownicy agencji ochrony.

Wspominał pan o aspiracjach lemingów. Ich przejawem są też chyba wybory polityczne tych ludzi. Choć równocześnie wszyscy głosują nie wedle swojego statusu, a wedle aspiracji...

Wyborcy niemal nigdy nie głosują motywowani jednym czynnikiem. Z badań elektoratu brytyjskich labourzystów wynika, że tylko jedna piąta z nich to ci, którzy łączą wszyst- kie elementy ideologii labourzystów.

A pozostałe cztery piąte – co? Głosują z przypadku, bo kandydat miał ładne oczy?

Niekoniecznie, po prostu łączą sobie różne cechy, a tylko jeden z elementów powoduje, że wybierają Partię Pracy.

Jeśli rację miał Marks, a byt kształtuje świadomość, to lemingi z Miasteczka Wilanów powinny głosować na PiS.

A dlaczego?

To nie bananowa warszawka, a mieszczanie ciężko pracujący na swoje kredyty. Ponadto, oni ze swych małych miast wynieśli pewien konserwatyzm. I wreszcie, myśleli, że będą ciągle awansowali, a tu napotykają szklany sufit układów korporacyjnych i sitw towarzyskich. Do takich ludzi odwołuje się PiS.

Otóż skoro oni są mieszczanami, to w pierwszej mierze bę- dą głosować na tego, kto im zagwarantuje te ich skromne majątki, zwane dziś kredytami. Poza tym poprą kogoś, kto nie będzie od nich wymagał niczego w sferze publicznej. A skoro są umiarkowanie kon- serwatywni, to świetnie się odnajdą w Platformie należącej w Europie do międzynarodówki konserwatywnej. Jeśli rozczarują się do Platformy, to specjalnie dla nich, tych rozczarowanych, został przygotowany Ruch Palikota, który ich przygarnie.

Ale PiS jest im bliższy programowo.

Nie sądzę. PiS jest podobny do społecznej chadecji europejskiej, a nie do anglosaskich konserwatystów. Dlaczego mieliby iść tam?

A jak dostaną od wolnego rynku w kość, to może zechcą, by ktoś się nimi zaopiekował?

Oni zapewne będą do końca życia głosowali na Platformę lub jej mutacje, chyba że powtórzy się tu kryzys argentyński i zaczną stukać pustymi miskami o bruk.

Wtedy pójdą do lewicowego Palikota?

W pierwszej kolejności w ogóle nie pójdą głosować albo zaczną poszukiwać kogoś podobnego do PO. Na tym opierały się pomysły Andrzeja Olechowskiego, takie nadzie- je miał Aleksander Kwaśniewski, ale PiS jest dla nich bardzo odległe.

Dlaczego?

To partia bardzo inkluzywna, ktoś, kto zaakceptuje główne, symboliczne przesłanie PiS, jest przyjmowany do pewnej wspólnoty. Wyborcy PO czuliby się wśród nich źle, bo znaleźliby się w jednej wspólnocie z ludźmi, których uważali za wykluczonych.

No tak, jakże lemingi mogłyby znaleźć się w tej samej partii co mohery.

Proszę pamiętać, że to właśnie konserwatywne mieszczaństwo najchętniej przyjmowało postawy stygmatyzujące i wykluczające. Sojusznikiem Mussoliniego w 1922 roku byli liberałowie, a największe procentowo przepływy głosów do NSDAP w 1932 roku nie nastąpiły od konserwatystów, katolickiego centrum czy socjalistów, a właśnie z liberalnych partii mieszczańskich DDP i DVP z północy Niemiec. W tym sensie lemingi będą szukali kogoś, kto stworzy wokół nich barierę bezpieczeństwa, owo strzeżone osiedle, a PiS się do tego absolutnie nie nadaje.

Jak wygląda świat idei leminga?

Lemingi, jak i całe pokolenie, zostali wychowani w paradygmacie między von Hayekiem a Balcerowiczem, gdzie najważniejsza jest konkurencja, walka o byt. Są pełni niechęci dla słabszych, dla tych, którym się nie udało. Sukces za wszelką cenę jest nie tylko cechą pożądaną, ale stał się uświęcony moralnie. Gdyby nawet chcieli wyrwać się z tego wzorca, to nie mają żadnej wiedzy. Nie wiedzieliby, ku czemu się zwrócić.

W co wierzy leming?

Głównie w siebie.

Jest aż takim indywidualistą?

Taki jest zarówno deklaratywnie, jak i w sferze strategii życiowych. Zachowania społeczne? Tylko okazjonalnie, incydentalnie.

W czym się to przejawia?

Choćby w braku protestów nawet w elementarnych sprawach, jak likwidacja stołówek szkolnych. Polacy są bardzo wrażliwi na punkcie dzieci, ale tu protestów niemal nie było.

I nigdy nie będzie? W żadnej sytuacji?

Ich myślenie może się zmienić, kiedy okaże się, że mimo formalnego wykształcenia, które zawsze zwiększa aspiracje, będą się rozbijali o mur. Ale to nieprędko, bo na razie większość Polaków wierzy, że jeśli nawet wszystko wokół się sypie i wali, jest drogo i nie można znaleźć pracy, to oni sobie poradzą. Może ktoś im załatwi pracę, może przyjdzie chwilowa koniunktura i tak doczekamy lepszych czasów.

Lemingi dziś rządzą?

Rządzi elita polityczna wynajęta przez tę grupę, bo nie da się tego przedstawić jako aktywności środowisk mieszczańskich.

Kto tu kogo wynajął: lemingi Platformę czy też ona wykreowała tożsamość tej grupy i się pod nią podpięła?

Jedno i drugie, bo nie ulega wątpliwości, że projekt pod nazwą Platforma Obywatelska był od początku projektem poważnym, opartym na głębszej analizie życia społecznego. To nie był oldskulowy model partii politycznych w stylu lat 90., ale stronnictwo nowocześnie zaprojektowane.

Zaprojektowane?

Była przygotowywana pod skutki integracji europejskiej. Wiadomo było, że otwarcie granic musi spowodować boom, że Polacy tego oczekiwali i że będą beneficja finansowe i kulturowe. Z perspektywy czasu myślę, że właśnie rywalizacja o to, kto zostanie głównym beneficjentem tego otwarcia, była jednym z kontekstów w aferze Rywina.

A kto chciał tym beneficjentem zostać?

SLD była wtedy nie tylko partią rządzącą, ale przygotowywała się do roli partii władzy. Spełnienie aspiracji Polaków i wprowadzenie ich do Unii Europejskiej dawało nadzieję na przełamanie barier wynikających z PRL-owskiej przeszłości Sojuszu. By to osiągnąć, SLD chciało sięgnąć nie tylko po wyborców, ale i po solidarnościowe elity dawnej lewicy KOR-owskiej, związane z Unią Wolności. SLD miałoby szansę przejąć rolę tej partii w życiu publicznym.

Jaki to ma związek z aferą Rywina?

Te elity postanowiły się bronić przed wchłonięciem przez SLD, a ujawnienie afery ostatecznie przekreśliło taki scenariusz. To zresztą pewien paradoks, bo prawica zawsze oskarżała Unię Wolności o legitymizowanie SLD.

A tak nie było?

Czym innym przyznawać SLD prawo do istnienia, a czym innym stać się de facto petentem silnej partii. Tego środowisko Unii Wolności by nie zniosło.

Lemingi nie są roszczeniowe.

Oni niczego nie wymagają od sfery publicznej prócz tego, by wszyscy zostawili ich w spokoju.

Póki zarabiam dziesięć średnich krajowych, to mi wszystko jedno, ale co jeśli tracę pracę i nie mogę znaleźć nowej przez dwa lata? Nie stać nas na szkoły prywatne, Egipt nam się znudził i mieliśmy jechać na Martynikę, a tu klops.

W podobnej sytuacji w Argentynie zaczęto wracać do publicznych lekarzy, których próbowano wcześniej zlikwidować, prywatyzując wszystko. Oczywiście wtedy ludzi trafia szlag, ale jest pies łańcuchowy, który nazywa się kredyt. Bo żeby się zbuntować, trzeba będzie znaleźć się w sytuacji totalnej katastrofy, a co więcej – znaleźć ludzi będących w podobnej desperacji.

Powstanie Samoobrona mieszczan?

Tak, byłaby to forma Samoobrony zadłużonych mieszczan – i to jest moment zagrożenia dla demokracji. Bo może to, podobnie jak w Argentynie, zaowocować zwrotem lewico- wym, co zmieni scenę polityczną, ale nie zagrozi demokracji, ale może to też pójść w stronę powrotu do lat   30., oczywiście nie dosłownie. Wtedy zagrożeni utratą majątków mieszczanie spróbują wynająć politycznych pałkarzy, którzy zabezpieczyliby im miejsce w strukturze społecznej.

Jak miałby wyglądać bunt zbiedniałych lemingów?

Na początek byłby to bunt wyborczy i polegałby na wybraniu jakiegoś szarlatana.

Nowego Tymińskiego? Cudotwórcę, obiecującego, że trzy ustawy i znów wszyscy jesteśmy bogaci?

Jeśli popatrzeć po obecnym Sejmie, widać kandydata do tej roli.

Mówi pan o Palikocie?

Oczywiście.

Nie traktuje go pan zbyt poważnie.

Nie przesadzając w złośliwościach, można powiedzieć, że Ruch Palikota jest młodzieżówką Platformy Obywatelskiej i jako taka został zaprojektowany. Wszak najliczniejsza grupa elektoratu Palikota to dotychczasowi wyborcy Platformy, tyle że młodsi i zniechęceni do niej po czterech latach rządów.

SLD nie może być atrakcyjne dla lemingów?

Kompletnie się do tego nie nadaje. Te lemingi to pokolenie ukształtowane przez etos solidarnościowej inteligencji lat 80., która bardzo szybko zachłysnęła się przemianami po 1989 roku i jest uczulona na  wszelką lewicowość ekonomiczną oraz na obronę PRL. Więc gdyby nawet działacze SLD byli najbardziej europejscy i mieli krawaty jak Jacques Delors, to dla lemingów zawsze pozostaną komuchami, których można wybrać tylko w szczególnej sytuacji typu Aleksander Kwaśniewski w 2000 roku, właśnie w imię stabilizacji.

To skąd się bierze lewica w Polsce?

Przeciętny wyborca SLD ma 55 – 64 lata, awansował w późnym PRL w administracji, wojsku czy milicji, a przeciętny wyborca Ruchu Palikota ma dwadzieścia kilka lat i jest motywowany przede wszystkim liberalizmem kulturowym i ekonomicznym. Teraz zresztą sam Palikot mówi, że jego partia jest nie tylko lewicowa...

Mam prośbę, nie traktujmy tego, co on mówi, serio. On jednocześnie chce, by państwo budowało fabryki i zapowiada pakiet liberalny dla przedsiębiorców.

Uwierzył w to, co zobaczył w telewizji i myślał, że w Polsce powstanie równie silny co w Hiszpanii ruch oburzonych, więc zaczął głosić hasła lewicowe gospodarczo. Kiedy się okazało, że Warszawa to nie Madryt i ta przynęta nie chwyta, zostawia ją bez żalu. Mało tego, jego wyborców te lewicowe deklaracje o budowaniu fabryk mogły tylko zirytować, stąd sondażowy spadek jego partii. A sam Palikot nie był i nie jest lewicowcem, a teraz zaczyna to nawet przyznawać.

Co jest najważniejsze dla polskiego lewicowca?

Sentyment do PRL.

To się kiedyś skończy. Załóżmy, że dziś zakładam partię lewicową. Czym przyciągnę Polaków: zasiłkami i pensją minimalną czy walką z Kościołem?

Jedyną niszą, w którą może wejść SLD, są sprawy społeczno-gospodarcze. Ich wyborcy to mieszkańcy średnich miast, które strasznie dostały w skórę po tym, jak przestały być stolicami województw.

I jacy oni są?

Antyklerykalni, ale nie antyreligijni, kilka razy w roku chodzą do kościoła. W sprawach obyczajowych są zachowawczy do tego stopnia, że bardziej konserwatywni od nich są tylko zwolennicy PiS. Próba przekonania emerytowanego oficera Wojska Polskiego, że wyzwaniem dla lewicy są małżeństwa gejów, jest strzałem w kolano.

Działacze SLD, sami konserwatywni, uważają, że pod wpływem Palikota muszą głosić postępowe hasła.

No właśnie, pytanie, czy muszą? Nie tak dawno Internet obiegł teledysk młodzieżówki lewicowego słowackiego SMER-u, w którym młodzi ludzie mówili, że nie oczekują małżeństw gejów i lesbijek, tylko państwa tworzącego miejsca pracy. No i SMER dostał 44 proc. głosów!

Będzie kiedyś w Polsce normalna lewica, niekoniecznie dla emeryto- wanych pułkowników?

Jesteśmy w porównaniu z Czechami czy nawet Słowakami społeczeństwem mało lewicowym i tak było zawsze. Jeszcze przed wojną lewica nie miała więcej niż 20 proc. i nie ma żadnych przesłanek, by dziś w Polsce mogła dostać więcej.

Ten łoskot, który dał się usłyszeć, to kamień spadający mi z serca.

Nie jestem jedyny, który porównuje Polskę do zielonej wyspy, ale ja głoszę teorię drugiej Irlandii. W tej pierwszej przez całe lata rządziły dwie partie Fiana Fail i Fiana Gael – przy wszystkich różnicach, coś jak nasza PiS i PO – a Partia Pracy zawsze dostawała 7 – 16 proc. Kiedy Fiana Fail skompromitowała się podczas kryzysu, to labourzyści po raz pierwszy zgarnęli 20 proc. Myślę, że to szczyt marzeń dla lewicy dzisiaj.

Dr Rafał Chwedoruk jest politologiem i historykiem idei. Wykładowca Instytutu Nauk Politycznych UW, członek Rady Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Ostatnio opublikował: „Ruchy i myśl polityczna syndykalizmu w Polsce" (2011).

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy