Budowania poparcia politycznego na strachu przed opozycją, a nie dążeniu do wspólnych celów.
Przypadek rządów PO można potraktować jako modelowe studium Le Bona. Dwa wątki w ambergoldowym przemówieniu premiera zachęciły mnie do powtórnej lektury książki francuskiego psychologa. Obrona syna i obrona Polski. Sprowadzanie ataków na nieudolny aparat państwa do ataku na świętość – miłość rodzicielską, i „nie dajmy sobie wmówić, że Polska jest błędem".
„Nieważne, jak absurdalne są zarzuty, ważne, że konsekwentnie powtarzane. W efekcie nawet najdrobniejsza próba kwestionowania decyzji rządu wywołuje wściekłość mas" – pisał Le Bon. Oczywiście nie mógł przewidzieć ani oskarżeń, że to PiS odpowiedzialne jest za aferę Amber Gold, bo za jego rządów mieliśmy pierwsze wyroki, ani tym bardziej wyrzekania na opozycję zadającą natrętne pytania. Le Bon jednak genialnie opisał logikę działań polskiego rządu.
„Tłum w swojej masie kieruje się wartościami materialnymi, a nie moralnymi" – pisał psycholog. Stąd zamiast koncentrować się na wartościach, na tym co prawe, a co złe, „nicpoń wmawia nam, że wróg chce nas ograbić". Le Bon podkreślał, że tłum można porwać w obronie nawet najbardziej absurdalnych wartości, pod warunkiem że ludzie poczują się obrabowani.
Nic dziwnego, że zanim posłowie PO przedstawili projekt legalizacji związków partnerskich w Sejmie, przeprowadzili zmasowana kampanię na rzecz – uwaga – obrony należnych nam praw. Związki partnerskie to nie ukłon w kierunku organizacji gejowskich, ale zdobycz cywilizacyjna. Jesteśmy w Unii i należy nam się to jak dotacje i psu kość. Uwaga! Chcą wam to odebrać!