Twardzi jak stal Kruppa

200 lat temu urodził się Alfred Krupp – słynny „król armat” i twórca potęgi koncernu. Rok wcześniej powstała skromna firma odlewu stali jego ojca Friedricha.

Publikacja: 17.11.2012 00:01

Twardzi jak stal Kruppa

Foto: Plus Minus

Dlaczego właśnie wokół rodu Kruppów powstało tak wiele mitów? Na pewno na sławę dynastii wpłynęło tempo, z jakim drobna rodzina kupiecka z Westfalii doszła do statusu równego najstarszym książętom Rzeszy i do fortuny, którą można było porównywać z budżetem niejednego państwa. Ale i źródło bogactwa rodziny – wysokiej jakości stal – pobudzało emocje i wyobraźnię. Do połowy XIX wieku stal ulepszano jedynie drogą długich i żmudnych eksperymentów. Dlatego uzyskanie nowego, ulepszonego stopu miało w sobie coś mitycznego, niczym eksperymenty alchemików. Mroczne stalownie oświetlone czerwonym światłem pieców i wytapianej surówki kojarzyły się z mitologicznymi kuźniami tytanów, bogactwo uzyskane na sprzedaży broni służącej do zabijania dziesiątek tysięcy ludzi – z paktem z diabłem. Gdzieś w tle były też cechy, które w opinii samych Kruppów były niedoceniane – niemiecka pracowitość, doskonała organizacja pracy i żelazna wola kolejnych właścicieli koncernu.

Wystawę „200 lat Kruppa – mit pod lupą" w muzeum Zagłębia Ruhry w Essen otwiera toporny blok stali – główne źródło bogactwa rodu. Początki nie były oszałamiające. Gdy założyciel firmy Friedrich Krupp zakładał w 2011 roku fabrykę stali odlewniczej w jego rodzinnym Essen, wszyscy się dziwili, dlaczego członek starego kupieckiego rodu (rodzina Kruppów przybyła do Westfalii z Niderlandów w XVI wieku) wchodzi na niepewną ścieżkę eksperymentów z rudami żelaza. Friedrich, którego opanowała obsesja poszukiwania coraz twardszej stali, dopłacał do swoich doświadczeń i z czasem zaczął popadać w długi. Przygnębiony brakiem sukcesów i coraz większą natarczywością wierzycieli zmarł w wieku 39 lat. Na czele zadłużonej na 10 tysięcy talarów firmy musiał stać z konieczności 14-letni syn Alfred. Rywale z branży stalowej – a nie było ich wtedy wielu – kpili sobie z nastoletniego dyrektora. Ale Alfred spłacał z żelazną dyscypliną długi ojca, jednocześnie kontynuując jego eksperymenty. Nie lekceważył wiedzy swoich majstrów i razem z nimi spędzał długie noce w odlewni, mozolnie uzyskując coraz lepsze i twardsze stopy. Od początku kierowania firmą miał obsesję – jak to nazywał – „bycia panem w swoim domu". Wszystko w firmie Kruppa musiało być własne. Własne kopalnie wydobywały węgiel dla własnych stalowni, które produkowały własną stal dla własnych fabryk maszyn i półproduktów stalowych.

Prezentem z nieba okazała się dla Kruppa kolej i jej potrzeby. Co prawda od końca XVIII wieku tytuł „warsztatu świata" dzierżyła Anglia, ale rozdrobnione wówczas Niemcy szybko zaczęły gonić dumnych Anglików. Kruppowi pomogło też powstanie niemieckiego związku celnego, który powstał w 1834 roku, ujednolicił systemy praw handlowych, wekslowych i monetarnych i połączył 18, a potem 24 państwa niemieckie pod przewodnictwem Prus w jeden obszar wolnego handlu. Dzięki związkowi celnemu produkty stalowe Kruppa mogły łatwo podbić całe Niemcy. Ale najważniejszym klientem szybko stała się armia pruska. Działa w Essen zaczęto odlewać w 1841 roku i szybko zdobyły one zachwyt pruskiego sztabu generalnego, dalekim zasięgiem, dobrą celnością i szybkostrzelnością.

To wystarczy

Drugi członek dynastii stworzył niezwykle nowoczesny jak na tamte czasy system połączonych koprodukcją kopalni, stalowni, walcowni i fabryk wyrobów stalowych. Wszystko opierało się na dyktatorskiej, ale uczciwej polityce personalnej. Alfred płacił relatywnie wysokie pensje, stosunkowo szybko stworzył coś w rodzaju systemu kas chorych, budował osiedla robotnicze i zakładowe szpitale. Robotnik pracował u Kruppa, mieszkał u Kruppa, leczył się u Kruppa, kupował jedzenie w Konsumach Kruppa.

Ten patriarchalny system stworzył fenomen „die Krupppianer" – załogi gotowej dać z siebie wszystko i związanej z fabryką nie tylko swoim materialnym interesem, ale i poczuciem dumy z sukcesów firmy. Z zacięciem świeckiego kaznodziei Alfred Krupp powtarzał, że „wypełnianie obowiązków w pracy powinno być wypełnianiem woli całej wspólnoty".

Zakłady Kruppa co rusz odwiedzali generałowie z pruskiego sztabu generalnego, ale sam Krupp nie był wyjątkowym szowinistą. Był po prostu racjonalny do bólu i umiał liczyć pieniądze. Na wystawie światowej w Paryżu w 1867 roku przedstawiciele koncernu pokazywali Napoleonowi III swoje najnowsze działa i proponowali, aby przezbroić armię francuską na ich produkty. Cesarz dał się przekonać, ale francuscy generałowie wyśmiali pomysł, twierdząc, że francuskie armaty są lepsze. Nie były. W wojnie francusko-pruskiej z 1870 roku armaty z Essen dosłownie szatkowały szeregi francuskiej piechoty.

Odurzeni zwycięstwami i zjednoczeniem kraju Niemcy obwołali Kruppa ojcem potęgi nowej Rzeszy. Cesarz Wilhelm zakłady w Essen po raz pierwszy odwiedził jeszcze jako następca tronu w 1853 r., a po wygranej wojnie z Francją zaproponował zbrojeniowemu potentatowi przyznanie tytułu szlacheckiego i dodania do nazwiska magicznego dodatku „von". Alfred Krupp grzecznie odmówił, mówiąc lakonicznie: „Krupp – das genügt", czyli „Krupp – to wystarczy". Była w tym subtelna kpina selfmademana ze świata utytułowanych nierobów.

Gdy drugi z kolei członek dynastii umierał w 1878 roku, Brytyjczycy, chcąc, aby odróżniano wspaniałe brytyjskie wyroby hutnicze od niemieckich – w ich opinii znacznie gorszych – wymogli urzędowy nakaz wytłaczania na produktach z Niemiec określenia „Made in Germany". Dumni Wyspiarze nie podejrzewali, że m.in. dzięki sukcesom produktów Kruppa to określenie stanie się na całym świecie symbolem trwałości i jakości.

Igraszki z diabłem

Na tron szefa koncernu wstąpił syn Alfreda – Friedrich Alfred. Z wystawionego na ekspozycji portretu Ludwiga Nostera z 1886 roku spogląda na nas nieco zniewieściały, patrzący z melancholią na świat zza okularów, człowiek o wyglądzie raczej naukowca niż następcy „króla armat". W istocie był zafascynowany naukami biologicznymi na czele z ukochaną oceanografią. Ożeniony z baronową Margaret von Ende, z którą miał dwie córki – Bertę i Barbarę, był jednocześnie aktywnym homoseksualistą.

Friedrich Alfred prowadził koncern pewną ręką i nawet go unowocześnił. W 1897 roku otworzył w Duisburgu stalownię Reinhausen – najnowocześniejszy tego typu obiekt w Europie. Przydały się też jego zainteresowania naukowe – to on doprowadził do powstania laboratorium, gdzie rozpoczęto mikroskopowe badania stali. Działała też już fachowa kasta dyrektorów wychowanych przez Alfreda, którzy rozwijali technologię zbrojeniową i sprzedawali broń Kruppa na cały świat. Wygrana w wojnie z Francją była najlepszą reklamą dla produktów z Essen. Do wybudowanej przez Alfreda willi Hügel, niczym do pałacu udzielnego władcy, przybywali z nisko pochylonymi głowami egzotyczni władcy z Azji i Ameryki Południowej, gotowi płacić słone ceny za armaty, jakie rozstrzygnąć miały na ich korzyść kolejne wojny. Coraz częściej odwiedzał też Essen Wilhelm II, który opętany był wizją militarnego przewyższenia Wielkiej Brytanii. To na potrzeby budowy tak ukochanych przez kajzera krążowników morskich Krupp przejął w 1896 roku stocznię Germania w Kilonii.

Ale podwójne życie obyczajowe, jakie prowadził Friedrich Alfred, nie mogło pozostać w ukryciu bez końca. W 1902 roku policja włoska wkracza na teren jego posiadłości na wyspie Capri i likwiduje harem młodocianych chłopców, którzy razem z nim mieszkali w jego willi. Dziś brzmi to dosyć niecodziennie, ale fakt homoseksualnych upodobań Kruppa najbardziej bulwersował niemieckich socjalistów. Dla nich Krupp był symbolem kapitalisty zbijającego fortunę na wojnie i ludzkim nieszczęściu. Jego homoseksualizm stanowił ostateczny dowód na degenerację kasty burżuazyjnej. Nic więc dziwnego, że to właśnie socjalistyczne pismo SPD „Vorwärts" w listopadzie 1902 roku ujawniło homoseksualizm Friedricha Alfreda i jego związek z włoskim 18-letnim fryzjerem i muzykiem Adolfo Schiano.

Tydzień później przybity upokorzeniem Friedrich Alfred popełnia samobójstwo. Państwowemu pogrzebowi przewodniczy sam cesarz Wilhelm II, który nad trumną potentata oskarża socjaldemokratów o kłamstwa, jakie zatruły życie „wielkiego Niemca".

Friedrich nie zostawił po sobie męskiego potomka. Pierwsza córka Barbara została wydana za jednego z arystokratów. Na wydaniu została jedynie druga córka Berta (to jej imieniem zostanie potem nazwane nieformalnie ciężkie działo). Rolę swata przyjął sam cesarz Wilhelm II, uznając, że wybór małżonka oznacza objęcie stanowiska szefostwa koncernu i stanowi pierwszorzędną sprawę państwową. W końcu zaakceptowano kandydaturę arystokraty i dyplomaty Gustava von Bohlen und Halbach. Specjalnym patentem cesarskim arystokrata otrzymał prawo do używania nazwiska Krupp. Stary Alfred pewnie znów w zaświatach mógł zanosić się złośliwym śmiechem. Oto mieszczańskie nazwisko Krupp zostało przyznane jak nobilitujący tytuł prawdziwemu arystokracie ze szlacheckim tytułem „von", którym sam Alfred wzgardził trzy dekady wcześniej.

Posłuszny Gustav

Gustav był idealnym niemieckim wilhelmińskim poddanym. Wierzył w misję Niemiec i ufał tylko w siłę armat Kruppa – niczym powieściowy „Untertan" z książki Heinricha Manna. Dobrze kierował koncernem, rozwijał zbrojenia według życzeń cesarza i sztabu. Po przegranej wojnie alianci zakazali Kruppowi produkować broń, więc koncern nastawił się na lokomotywy, obrabiarki i samochody. Gustav długo był monarchistą, ale w końcu dał się przekonać do Hitlera. Miliony z kasy firmy Krupp zasiliły fundusze wyborczej NSDAP, a gdy Hitler doszedł już do władzy, koncern został zasypany lukratywnymi zamówieniami na czołgi, statki i działa. Goebbelsowskie hasło „Armaty zamiast masła" było zrozumiałe dla wszystkich.

Od połowy lat 30. kierowaniem koncernu zaczyna się zajmować syn Gustava i Berty – Alfried. Idealny Niemiec lat 30. Jest członkiem NSDAP i jako wybitny sportowiec reprezentuje Rzeszę w regatach jachtowych w czasie olimpiady w 1936 roku. Rok później na parteitagu w Norymberdze Adolf Hitler wzywa młodzież z Hitlerjugend, aby była „twarda jak stal Kruppa". Czołgi z Essen podbijają Polskę w 1939 roku, a następnie wyruszają na podbój całej Europy.

Nic dziwnego, że w tej sytuacji na Zagłębie Ruhry spada 1/3 alianckich bomb, jakie zrzucane są w ramach nalotów RAF. W 1943 roku Hitler specjalnym edyktem, tzw. Lex Krupp, ustanawia Alfrieda jedynym właścicielem firmy. Za jego czasów koncern korzysta z wielotysięcznej armii robotników przymusowych i obejmuje zakłady w całej okupowanej Europie. Na wystawie jest o tym aspekcie historii koncernu niezwykle mało.

Gdy w kwietniu 1945 roku Amerykanie wkraczają do Essen, pod wystawną willę Hügel podjeżdża jeep Military Police i aresztuje „zbrojmistrza" Hitlera. Wydaje się, że Kruppowie wreszcie zapłacą za swój pakt z brunatnym diabłem.

Niemcy, nic się nie stało

Choć wystawa odbywa się w Muzeum Zagłębia Ruhry – instytucji podległej landowi i miastu Essen – współorganizatorem jej jest Fundacja Alfreda Kruppa. Trudno nie odnieść wrażenia, że wykorzystała wszelkie swoje wpływy, aby wygładzić najbardziej drażliwe epizody losów rodziny. Być może dlatego z wystawy nie można jednoznacznie się dowiedzieć, dlaczego po procesie norymberskim, na którym odpowiadał za firmowanie systemu niewolniczej pracy, Alfried Krupp dostał zdumiewająco niski, dwuletni wyrok. Czy zaważyła chęć Amerykanów, aby szybko odbudować zachodnioniemiecki przemysł, czy też Krupp kupił dość łagodne potraktowanie w zamian za ujawnienie jakichś sekretów technologicznych? Tak czy inaczej, po dwóch latach odsiadki był już na wolności i na początku lat 50. postanowił znaleźć jakiegoś frontmana z dobrą antynazistowską przeszłością i obsadzić go w roli głównego menedżera koncernu.

Tym „czyściochem" stał się Berthold Beitz. W czasie wojny jako zarządca Rzeszy dla eksploatacji galicyjskich pól naftowych uratował przed wywózkami licznych Żydów. Mając tak dobrą wojenną kartę, mógł dobrze reprezentować koncern Kruppa, który na dodatek ponownie porzucił produkcję zbrojeniową i produkował wspaniałe lokomotywy, niezniszczalne ciężarówki, superdokładne maszyny i wytrzymałe mosty. Beitz, co ciekawe, zyskał między innymi ogromne zaufanie Władysława Gomułki i Józefa Cyrankiewicza, którzy demonstracyjnie fotografowali się z nim na Międzynarodowych Targach Poznańskich i uważali go za nieformalnego pośrednika w relacjach Polska – RFN. Równie życzliwie witany był Beitz w Izraelu, gdzie zasadził drzewko w ogrodzie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w instytucie Yad Vashem. Stosunkowo młody i wiecznie uśmiechnięty Beitz wyglądał o wiele lepiej niż nieco diaboliczny Alfried, któremu starość nie szczędziła kłopotów. Lekarze rozpoznali u niego raka żołądka, a jego syn Arndt nie potrafił i nie chciał sprostać obowiązkom „następcy tronu" na stanowisku szefa koncernu. Co więcej, podobnie jak w przypadku Friedricha Alfreda nasilały się plotki o jego homoseksualizmie. Niewykluczone, że to właśnie one skłoniły Luchino Viscontiego do nakręcenia w 1969 roku filmu „Zmierzch bogów", w którym przedstawił fikcyjną rodzinę fabrykantów von Eschenbachów – de facto ród Kruppów, mocno eksponując wątki homoseksualne.

W 1967 roku obrotny Berthold Beitz proponuje rodzinie ugodę. Fundacja Alfreda Kruppa zapewnia Arndtowi dostatnie życie i przyznaje mu zamek Blümbach koło Innsbrucku. Resztę życia dziedzic spędza w kurortach w Marrakeszu, Palm Beach i Szwajcarii. Firma Krupp staje się spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, która traci charakter rodzinnej własności. Lata 70. i 80. to okres zamykania dziesiątek kopalni i stalowni. Robotnicy nie chcą zrozumieć, że kończy się epoka węgla i stali i zaczyna się czas przemysłu high-tech. W końcu w 1999 roku firma łączy się z największym konkurentem z branży stalowej koncernem Thyssen AG. Powstały w ten sposób megakoncern staje się piątą pod względem wielkości firmą w RFN.

Na miękko

Iddyliczne otoczenie niewiele mówi o rzeczywistym znaczeniu rodziny, w której rozegrała się jedna z wielu tragedii typowych dla współczesnej historii Niemiec. Techniczno-organizacyjny geniusz użyty został do niesienia masowej zagłady" – brzmi fraza z przewodnika Rough Guide z 1996 roku, dotyczącego sielskiej willi Hügel w Essen, która była siedzibą rodu.

Ale na wystawie w Ruhrmuseum pytania o moralną cenę sukcesu koncernu Kruppa zostały postawione tylko w pierwszej, krótkiej części wystawy, w której mowa o białym i czarnym micie rodziny z Essen. Przypomina to trochę odrobienie lekcji, a trochę kontrybucję: zadanie pytania o moralną stronę losów rodu pozwala w dalszej części skupić się na wspaniałości rozwoju firmy. Na wystawie niemal nie pojawiła się kwestia skali, na jaką koncern wykorzystywał pracę przymusową. Ten brak zainteresowania wstydliwymi rozdziałami z historii firmy kontrastuje z bombastycznym opisem obchodów kolejnych jubileuszy firmy. Trudno też nie zauważyć, z jak drobiazgową dokładnością fundacja Alfreda Kruppa wylicza, jakie wystawy artystyczne finansowała i jakie przedsięwzięcia z dziedziny sztuki objęła swoją pomocą finansową.

Jeszcze trzy dekady temu ton pacyfistycznego moralizatorstwa, jaki narzuciła generacja 1968 roku, budził uczucie przesytu i nawet pewnej obsesyjności. Teraz, gdy ten ton znika jak kamfora, pozostaje pewne zdumienie, jak szybko zmieniają się intelektualne mody w kraju naszych sąsiadów. Faktem jest, że organizatorzy wystawy mieli prawo do pokazania, że sukces Kruppów świetnie ilustruje niemiecką przedsiębiorczość i umiejętność perfekcyjnej organizacji pracy. Ale zepchnięcie na drugi plan wątpliwości moralnych wokół koncernu, który zdobył fortunę na handlu śmiercią, budzi smutną zadumę. Miał to być „mit pod lupą", a wyszła z tego wystawa wygładzająca zbyt ostre refleksy historii.

Wystawa „200 lat Kruppa – mit pod lupą" w muzeum Zagłębia Ruhry w Essen trwała do 4 listopada 2012 roku. Autor jest publicystą „Uważam Rze"

Zdjęcia pochodzą z katalogu wystawy "200 Jahre Krupp. Ein Mythos wird besichtigt"

Dlaczego właśnie wokół rodu Kruppów powstało tak wiele mitów? Na pewno na sławę dynastii wpłynęło tempo, z jakim drobna rodzina kupiecka z Westfalii doszła do statusu równego najstarszym książętom Rzeszy i do fortuny, którą można było porównywać z budżetem niejednego państwa. Ale i źródło bogactwa rodziny – wysokiej jakości stal – pobudzało emocje i wyobraźnię. Do połowy XIX wieku stal ulepszano jedynie drogą długich i żmudnych eksperymentów. Dlatego uzyskanie nowego, ulepszonego stopu miało w sobie coś mitycznego, niczym eksperymenty alchemików. Mroczne stalownie oświetlone czerwonym światłem pieców i wytapianej surówki kojarzyły się z mitologicznymi kuźniami tytanów, bogactwo uzyskane na sprzedaży broni służącej do zabijania dziesiątek tysięcy ludzi – z paktem z diabłem. Gdzieś w tle były też cechy, które w opinii samych Kruppów były niedoceniane – niemiecka pracowitość, doskonała organizacja pracy i żelazna wola kolejnych właścicieli koncernu.

Wystawę „200 lat Kruppa – mit pod lupą" w muzeum Zagłębia Ruhry w Essen otwiera toporny blok stali – główne źródło bogactwa rodu. Początki nie były oszałamiające. Gdy założyciel firmy Friedrich Krupp zakładał w 2011 roku fabrykę stali odlewniczej w jego rodzinnym Essen, wszyscy się dziwili, dlaczego członek starego kupieckiego rodu (rodzina Kruppów przybyła do Westfalii z Niderlandów w XVI wieku) wchodzi na niepewną ścieżkę eksperymentów z rudami żelaza. Friedrich, którego opanowała obsesja poszukiwania coraz twardszej stali, dopłacał do swoich doświadczeń i z czasem zaczął popadać w długi. Przygnębiony brakiem sukcesów i coraz większą natarczywością wierzycieli zmarł w wieku 39 lat. Na czele zadłużonej na 10 tysięcy talarów firmy musiał stać z konieczności 14-letni syn Alfred. Rywale z branży stalowej – a nie było ich wtedy wielu – kpili sobie z nastoletniego dyrektora. Ale Alfred spłacał z żelazną dyscypliną długi ojca, jednocześnie kontynuując jego eksperymenty. Nie lekceważył wiedzy swoich majstrów i razem z nimi spędzał długie noce w odlewni, mozolnie uzyskując coraz lepsze i twardsze stopy. Od początku kierowania firmą miał obsesję – jak to nazywał – „bycia panem w swoim domu". Wszystko w firmie Kruppa musiało być własne. Własne kopalnie wydobywały węgiel dla własnych stalowni, które produkowały własną stal dla własnych fabryk maszyn i półproduktów stalowych.

Prezentem z nieba okazała się dla Kruppa kolej i jej potrzeby. Co prawda od końca XVIII wieku tytuł „warsztatu świata" dzierżyła Anglia, ale rozdrobnione wówczas Niemcy szybko zaczęły gonić dumnych Anglików. Kruppowi pomogło też powstanie niemieckiego związku celnego, który powstał w 1834 roku, ujednolicił systemy praw handlowych, wekslowych i monetarnych i połączył 18, a potem 24 państwa niemieckie pod przewodnictwem Prus w jeden obszar wolnego handlu. Dzięki związkowi celnemu produkty stalowe Kruppa mogły łatwo podbić całe Niemcy. Ale najważniejszym klientem szybko stała się armia pruska. Działa w Essen zaczęto odlewać w 1841 roku i szybko zdobyły one zachwyt pruskiego sztabu generalnego, dalekim zasięgiem, dobrą celnością i szybkostrzelnością.

To wystarczy

Drugi członek dynastii stworzył niezwykle nowoczesny jak na tamte czasy system połączonych koprodukcją kopalni, stalowni, walcowni i fabryk wyrobów stalowych. Wszystko opierało się na dyktatorskiej, ale uczciwej polityce personalnej. Alfred płacił relatywnie wysokie pensje, stosunkowo szybko stworzył coś w rodzaju systemu kas chorych, budował osiedla robotnicze i zakładowe szpitale. Robotnik pracował u Kruppa, mieszkał u Kruppa, leczył się u Kruppa, kupował jedzenie w Konsumach Kruppa.

Ten patriarchalny system stworzył fenomen „die Krupppianer" – załogi gotowej dać z siebie wszystko i związanej z fabryką nie tylko swoim materialnym interesem, ale i poczuciem dumy z sukcesów firmy. Z zacięciem świeckiego kaznodziei Alfred Krupp powtarzał, że „wypełnianie obowiązków w pracy powinno być wypełnianiem woli całej wspólnoty".

Zakłady Kruppa co rusz odwiedzali generałowie z pruskiego sztabu generalnego, ale sam Krupp nie był wyjątkowym szowinistą. Był po prostu racjonalny do bólu i umiał liczyć pieniądze. Na wystawie światowej w Paryżu w 1867 roku przedstawiciele koncernu pokazywali Napoleonowi III swoje najnowsze działa i proponowali, aby przezbroić armię francuską na ich produkty. Cesarz dał się przekonać, ale francuscy generałowie wyśmiali pomysł, twierdząc, że francuskie armaty są lepsze. Nie były. W wojnie francusko-pruskiej z 1870 roku armaty z Essen dosłownie szatkowały szeregi francuskiej piechoty.

Odurzeni zwycięstwami i zjednoczeniem kraju Niemcy obwołali Kruppa ojcem potęgi nowej Rzeszy. Cesarz Wilhelm zakłady w Essen po raz pierwszy odwiedził jeszcze jako następca tronu w 1853 r., a po wygranej wojnie z Francją zaproponował zbrojeniowemu potentatowi przyznanie tytułu szlacheckiego i dodania do nazwiska magicznego dodatku „von". Alfred Krupp grzecznie odmówił, mówiąc lakonicznie: „Krupp – das genügt", czyli „Krupp – to wystarczy". Była w tym subtelna kpina selfmademana ze świata utytułowanych nierobów.

Gdy drugi z kolei członek dynastii umierał w 1878 roku, Brytyjczycy, chcąc, aby odróżniano wspaniałe brytyjskie wyroby hutnicze od niemieckich – w ich opinii znacznie gorszych – wymogli urzędowy nakaz wytłaczania na produktach z Niemiec określenia „Made in Germany". Dumni Wyspiarze nie podejrzewali, że m.in. dzięki sukcesom produktów Kruppa to określenie stanie się na całym świecie symbolem trwałości i jakości.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą