Można epatować samodzielnością myślenia, a potrzeba posiadania autorytetów i tak się ujawni. Tak jest w przypadku Kazimiery Szczuki, która przypuszczalnie uważa siebie za kobietę wyzwoloną, a skoro tak, to nie zważa ona na rozmaite tabu tradycyjnej kultury czy na normy moralne i społeczne. Ta znana feministka przeprowadziła rozmowę-rzekę z profesor Marią Janion („Janion. Transe – traumy – transgresje. 1: Niedobre dziecię", Krytyka Polityczna, 2013). I oczywiście nie była w stanie zataić respektu wobec swojej guru. Chociaż potrafiła zadać kłopotliwe pytania.
Oto chociażby pojawia się kwestia zaangażowania Marii Janion w dzieło budowy socjalizmu. Sprawa, przypomnijmy, dotyczy czasów stalinowskich. Młoda polonistka pamiętała brutalność okupacji sowieckiej w Wilnie, więc musiał się w jej umyśle wytworzyć dysonans poznawczy. Szczuka zatem przytomnie się pyta: „jak można było zawierzyć socjalizmowi, skoro pochodził od Sowietów, którzy wywozili naszych do Kaługi?". Na to pada odpowiedź: „Chodziło przede wszystkim o pokój. Na każdych warunkach".
Wcześniej Maria Janion wspomina: „kiedyś rozmawiałam z młodym człowiekiem, który w żaden sposób nie mógł zrozumieć, czym było dla ludzi to, że bomby przestały spadać na głowę". A dalej wyjaśnia: „życie wiązało się z zawierzeniem pokojowi i socjalizmowi. Trauma, psychoza wojenna bardzo wspierała tę wiarę. Stale obecna propaganda pokojowa silnie oddziaływała na ludzi. Związek Radziecki walczył o pokój. W końcu to oni pokonali Hitlera. Jakoś ludzie w Polsce wtedy jednak to doceniali". Znacznie bardziej frapujący wydaje się jednak inny motyw. Janion była przeświadczona o tym, że „zmiany wprowadza się przemocą". Brzmi to wiarygodnie.
Czy tkwiły w tym jakieś pobudki osobiste? Czy na drogę rewolucji Marię Janion nie zaprowadziły jednak jakieś przeżycia traumatyczne? Aby odpowiedzieć na te pytania, musimy wrócić do domu rodzinnego przyszłej rewolucjonistki. O swoim ojcu wyraża się bez taryfy ulgowej: „Był ciężkim alkoholikiem i naszym prześladowcą. W mojej pamięci zapisała się straszna scena, kiedy ojciec dobija się do drzwi domku, a może pokoju, w którym kryjemy się przed nim z bratem i mamą".
W tej koszmarnej sytuacji zawiódł i Kościół katolicki. Księża zakomunikowali matce, „że jest, razem z (...) dziećmi, przeznaczona do wykończenia, że nie ma od tego odwrotu. »Dźwigaj swój krzyż, kobieto« i tyle. O rozwodzie albo odejściu nie myśl nawet".