Rosja, jaka jest

Książka „Nie ma jednej Rosji" byłej korespondentki TVP w Moskwie Barbary Włodarczyk, składająca się z 17 szkiców, zawiera pewną ilość portretów mieszkańców olbrzymiego kraju i znaczną liczbę cyfr.

Publikacja: 07.06.2013 10:35

Rosja, jaka jest

Foto: Plus Minus

Te ostatnie z reguły oszałamiają. Bajkał – najstarsze, najczystsze jezioro świata, ma ponad 1600 metrów głębokości, 636 kilometrów długości i dochodzi do 80 kilometrów szerokości. Władimir Putin nosi szyte na miarę garnitury firmy Brioni w cenie 40 tysięcy dolarów. Czy to możliwe? Otóż nie. Barbara Włodarczyk zakończyła swą misję w Rosji w roku 2009. Dziś podobne ubranie kosztuje już 47 tysięcy. Ceny i koszty przedsięwzięć dzisiejsi Rosjanie podają z reguły w dolarach. Aresztowanej w końcu ubiegłego stulecia szefowej zaopatrzenia kolei w Niżnym Nowogrodzie śledczy zaproponowali uwolnienie za 300 tysięcy dolarów. Niskie emerytury nie przekraczają 100 dolarów. W rublach podaje się ceny bułki, marki pocztowej.

Ze względu na moskiewskie ceny ubrań znanych firm osoby dość zamożne dla oszczędności wolą dorzucić cenę biletu i polecieć na zakupy do Rzymu czy Mediolanu.

Bohaterowie książki mają na ogół barwne życiorysy. German Sterligow, syn profesora pediatrii, wychowany w centrum stolicy, niedaleko Kremla, rozpoczął studia prawnicze. Wyrzucony z uniwersytetu po kłótni z profesorem założył firmę doradztwa prawnego, w której zatrudnił swych dawnych wykładowców. Tak osiągnął pierwsze nadwyżki. Mając 23 lata założył giełdę towarową w Moskwie (1990), co przyniosło mu fortunę. Stracił ją w znacznej mierze, startując bez powodzenia w wyborach prezydenckich w 2004 r. Przeniósł się na wieś, 100 kilometrów od Moskwy. Dawny posiadacz zamku w Burgundii, apartamentu w Nowym Jorku i luksusowego budynku w moskiewskiej dzielnicy bogaczy mieszka obecnie w drewnianym piętrowym domu; teren dookoła otoczony jest podwójnym drutem kolczastym. W środku podwórza wznosi się wysoki prawosławny krzyż.

W domu nie ma telewizora, radia, odtwarzacza płyt CD. Czterej synowie, między 5. a 13. rokiem życia, zajmują się dojeniem kilkudziesięciu kóz. Zajmuje im to godzinę rano i godzinę wieczorem. Z koziego mleka Sterligow robi masło. Zamierza otworzyć sieć sklepów z ekologiczną żywnością. Stworzył też Rejestr Niepijących Mężczyzn i pobiera opłaty za korzystanie z bazy danych dla pracodawców szukających abstynentów. Przy innej okazji dowiadujemy się z książki, że z powodu zatruć skażonym alkoholem umiera rocznie około 40 tysięcy osób, wśród których są też kobiety.

Synowie nie chodzą do szkoły, natomiast do nauczania niektórych przedmiotów przyjeżdża do nich nauczycielka. Chłopcy mają wyznaczony zakres lektur: z historii średniowiecza jedynie dzieła pisane za cara Iwana Groźnego. Sterligow jest prezesem Towarzystwa Miłośników Starego Piśmiennictwa, które publikuje kopie średniowiecznych ksiąg w języku staro-cerkiewno-słowiańskim pisanych kiedyś dla carskich dzieci. Piękne jako przedmioty, w skórzanych oprawach, ważą po kilka kilogramów. Czytają je synowie Sterligowa, a powinny, jego zdaniem, być też obowiązkową lekturą w rosyjskich szkołach.

Dla rozrywki czterej bracia, także pięcioletni, strzelają, i to celnie, z kałasznikowa. „W Rosji powinniśmy mieć prawo do samoobrony, bo nasze państwo nie daje sobie rady z przestępcami. Nie jest w stanie nas obronić, bo milicję zżera korupcja".

Sterligow ma też pomysł na uzdrowienie sytuacji gospodarczej świata: wymiana towarów między przedsiębiorstwami bez użycia pieniędzy. Jednostką rozliczeniową byłoby złoto. Wysypuje z płóciennego worka kilkadziesiąt złotych monet, każda ma wagę jednej uncji. Sam je bije, w Rosji i w Wielkiej Brytanii. „Złoto tym się różni od papierowych pieniędzy, że można je zakopać pod dębem, wrzucić do rzeki, przechowywać na dnie morza i nic mu nie będzie". Nie ma zaufania do banków. Karty płatnicze uważa za wynalazek diabła pozwalający śledzić człowieka za jego pieniądze.

Najważniejszy wydał mi się rozdział „Karina – córka Rosji". Trzynastoletnia Karina wychowuje się w Moskiewskim Korpusie Kadetek. Instytucja ta – kuźnia kadr dla służb bezpieczeństwa, armii, centralnych urzędów państwowych – skupia ponad 300 dziewcząt między 9. a 15. rokiem życia. O każde miejsce ubiega się osiem kandydatek, najczęściej pochodzących z podobnych rodzin.

Teren szkoły otoczony jest 3-metrowym murem. Bramy strzeże warta. O siódmej pobudka. Gimnastyka, mycie, słanie łóżek, sprzątanie podłogi. Ubieranie się: czarne spodnie, beżowa koszula, czarny krawat, kurtka munduru z czerwonymi naramiennikami, na głowie duża biała kokarda. 7.30 – śniadanie. Stają na baczność przy stołach. Siadają na komendę. Przed ósmą ustawią się w szyku. Maszerują 200 metrów do szkoły, śpiewając:

„Nasza armia potrzebuje dziewcząt w mundurach,

żeby mogły być podporą dla kraju, bronić Rosji i strzec jej granic".

Klasa Kariny zaczyna się od lekcji „zasad bezpieczeństwa w sytuacjach zagrożenia dla życia".

– Dzień dobry towarzyszki kadetki – mówi wykładowca – oficer, weteran z Afganistanu.

– Zdrowia życzymy towarzyszu wykładowco.

Temat – reanimacja. Trenują na nowoczesnym manekinie, o jakim zwykłe szkoły w Moskwie nie mogą nawet marzyć.

W drugiej części zajęć – zabiegi pielęgniarskie. Bohaterka ma mieć skaleczoną rękę. Koleżanka w lekarskim fartuchu ogląda dłoń, przemywa rzekomą ranę prawdziwą jodyną i sprawnie zakłada opatrunek.

„Musimy być gotowe na wszystko. Jeśli wybuchnie III wojna światowa, to Rosja na pewno się w nią włączy w charakterze obrońcy."

Korpus podpisał umowę z Uniwersytetem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Akademią Wojskową. Jego absolwentki mogą liczyć na preferencje przy egzaminach wstępnych.

Godzina dziewiąta – „podstawy służby wojskowej": strzelanie z pistoletów Makarowa przerobionych na elektroniczne. Multimedialna strzelnica jest niesłychanie kosztowna, ale władze nie żałują środków. Szkoły o profilu wojskowym, których jest w Rosji ponad 80, dostają kilka razy więcej pieniędzy niż zwykłe.

Dwa razy w tygodniu strzelanie z kałasznikowa na prawdziwym poligonie. Kałasznikow waży 4 kg, odrzut może przewrócić nastolatkę. Dlatego najmłodsze dziewczynki strzelają w pozycji leżącej. Rozkładają kałasznikowa w 8 sekund. Norma z profesjonalnej armii. „Zajęcia wojskowe są bezwzględnie potrzebne – mówi mała szatynka: przecież w każdej chwili może wybuchnąć wojna.

– A kto dziś zagraża Rosji?

Terroryści i ci, którym nie podoba się, że Rosja jest wielka."

Wśród przedmiotów jest jeszcze szermierka, zajęcia z niemieckiego, angielskiego, szycia i haftowania, gry na pianinie, tańca, gotowania tradycyjnych rosyjskich potraw, dobrych manier, fizyki, literatury, socjotechniki, historii traktowanej dość wybiórczo: druga wojna światowa zaczęła się dopiero w czerwcu 1941, od napaści Hitlera na Związek Sowiecki. Kadetki mają służyć Rosji zgodnie z zaleceniami Putina, który „wyznaczył narodowi dwa ważne cele: zwiększenie liczby urodzin i wzmocnienie armii".

Opis szkolenia dziewczynek uzupełnia rozdział poświęcony „Nadii- Bodyguardowi Vipów". Dobiegająca czterdziestki była agentka służb specjalnych pracuje dziś na własny rachunek. Jako ochroniarze działa dziś w Rosji 800 tysięcy osób. „To jak osiem polskich armii". Nadia dość niechętnie zwierza się ze swych zawodowych doświadczeń w fizycznej, bezgłośnej likwidacji przeciwników. Ludzi – ale także psa, by nie zaszczekał. Wspomina o zastrzykach wymazujących pamięć. Sprawność fizyczna i umysłowa tej drobnej blondynki, mistrzyni szachowej pierwszej kategorii wydaje się porażająca.

Barbara Włodarczyk, „Nie ma jednej Rosji", Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2013

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne