Cóż to za historia? Jak się okazuje, słynny pisarz miał młodszego o dziesięć i pół miesiąca brata Siergieja. To żadna nowość – zamarudzi jakiś niewczesny erudyta i przypomni, że Vladimir miał czworo rodzeństwa, którego historii też „nigdy nie opowiedział". No dobrze, ale ów Siergiej był całkowitym przeciwieństwem starszego brata i miał niemal wszystkie przywary, jakich Vladimir wprost organicznie nie znosił.
Po pierwsze, Siergiej straszliwie się jąkał, podczas gdy Vladimir słynął z elokwencji (i to w czterech językach!). Siergiej był zapalonym melomanem, uwielbiał opery Richarda Wagnera. Vladimir nienawidził muzyki, a Wagnerem wprost gardził. Siergiej od 1926 roku był praktykującym katolikiem; Vladimir uważał to wyznanie za „dezorientujący mit". Siergiej przeżył krótkotrwałą fascynację Hitlerem i nazistami („muszę też przyznać ze wstydem – wyznaje bohater powieści – że pociągała mnie podkreślana przez partię idea tężyzny i młodości, fotografie rumianych, przystojnych, młodych mężczyzn w mundurach, okazujących sobie przyjaźń przez zarzucanie rąk na ramiona"). Vladimir nienawidził nazistowskich Niemiec – podczas wojny pisał, że chciałby widzieć ten kraj zniszczony „do ostatniego kufla".
Nabokov nazwał swego brata w prywatnej korespondencji „żałosnym osobnikiem, który zmarnował życie, krążąc między Dzielnicą Łacińską i austriackim zamkiem". Ów zamek w Alpach, Wiessenstein, był – i jest po dziś dzień – własnością rodziny przyjaciela Siergieja, Hermanna Thieme. Tam też Siergiej i Hermann zostali aresztowani in flagrante delicto (jak to ujmuje autor, popisując się wątpliwej jakości erudycją) wczesnym rankiem w październiku 1941 roku.
Według Russela Siergiej był jednym z najsłynniejszych gejów swojej epoki, kochankiem Jeana Cocteau i wielu innych znakomitości świata kultury. Można wręcz odnieść wrażenie, że z perspektywy amerykańskiego pisarza to Vladimir jest zaledwie „bratem słynnego Siergieja". Ponoć autor „Daru" nie mógł wybaczyć bratu homoseksualizmu; dlatego się go wypierał i wstydził, a gdy wreszcie poświęcił mu dwie stroniczki w (trzecim wydaniu!) swej autobiografii z 1966 roku, uczynił to „z elokwentną podłością". Nie zrobił też nic, by pomóc mu wydostać się z okupowanej Europy, a po wojnie, gdy „odniósł sukces w Ameryce", nie wspomniał o nim ani słowem, by nie zaszkodzić sobie w karierze.
Ten ostatni zarzut jest nawet zabawny – w końcu nie kto inny, tylko autor „Lolity" zyskał sławę dzięki utrzymanej w pierwszej osobie opowieści o pedofilu, opublikowanej w pornograficznym amerykańskim wydawnictwie w Paryżu. O mały włos nie skończyło się to dla niego śmiercią cywilną; przed oskarżeniami o pedofilię uratowała go żona, nie odstępując go wtedy ani na krok i udzielając dziennikarzom niezliczonych wywiadów, w których zapewniała, że jej sławny małżonek nie deprawuje nieletnich dziewczynek.