„Wyleczeni w jeden dzień", „Nigdy więcej chorzy" – ogłaszały nagłówki amerykańskich gazet 16 grudnia 1973 roku, w dzień po tym, jak Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne usunęło homoseksualizm z klasyfikacji chorób Podręcznika Diagnostycznego i Statystycznego Zaburzeń Umysłowych, „biblii współczesnej psychiatrii". Do „uzdrowienia" homoseksualistów nie doszło jednak za sprawą nowych badań ani przełomu w medycynie. Stało się to za sprawą kilkuletniej, intensywnej i burzliwej kampanii nacisków społecznych. Kampanii, która zakończyła się jednym z pierwszych – i jednym z najbardziej spektakularnych – zwycięstw homoseksualnego lobby.
Zamieszki w mafijnej knajpie
Początki ruchu gejowskiego jako siły politycznej nie były jednak łatwe. Lata 60. określane są przez amerykańskich historyków jako „Turbulent Sixties" – i to nie bez powodu. Rewolucja seksualna, masowe protesty społeczne, walka o prawa obywatelskie czarnoskórych, strajki studentów, lewacki terroryzm, powstanie radykalnej Nowej Lewicy – w ciągu niewiele ponad dekady zmieniły oblicze kraju i świata. Jednak, choć jak śpiewał Bob Dylan w piosence-symbolu, „czasy się zmieniały", a „stare drogi szybko się starzały", zmiany te przez dość długi czas nie obejmowały homoseksualizmu, postulaty ruchów gejowskich zaś długi czas nie mogły dotrzeć do nowego lewicowego mainstreamu. Jeszcze w 1969 roku największa ówczesna ikona feminizmu Betty Friedan dystansowała się od organizacji lesbijskich, określając je jako „lawendowe zagrożenie". W tym samym czasie działacze ruchów gejowskich byli marginalizowani w łonie Studentów na rzecz Demokratycznego Społeczeństwa – organizacji-symbolu ówczesnych zmian. Jednocześnie główne „homofilne" – według ówczesnej nomenklatury – grupy były dość konserwatywne i nastawione na pokojową i ugodową zmianę.
Wszystko zmieniło się jednej burzliwej nocy 28 czerwca 1969 roku. Do drzwi Stonewall Inn – znanego gejowskiego baru w Greenwich Village w Nowym Jorku – zapukali policjanci i rozpoczęli kontrolę lokalu, zarządzanego przez nowojorską mafię. Podobne naloty na nielegalne gejowskie centra były częste, jednak zwykle poprzedzały je „cynki" od skorumpowanych policjantów. Tym razem jednak policja przyszła niespodziewanie, a bywalcy lokalu – transwestyci, męskie prostytutki i zwykli homoseksualiści – stawili opór. W ruch poszły kamienie, doszło do regularnej bitwy, która przerodziła się wkrótce w kilkudniowe zamieszki w całej dzielnicy. Incydent ten okazał się początkiem nowego, radykalnego ruchu homoseksualistów, a w rocznicę zamieszek organizowane są największe gejowskie parady. Uosobieniem ruchu był Front Wyzwolenia Gejów (Gay Liberation Front, LF). Nowa organizacja postawiła na zupełnie inne metody walki o swoje prawa, co oznajmiła w swoim manifeście: „Nie zamierzamy o cokolwiek prosić. Zamierzamy stanąć i bronić naszych podstawowych praw. Jeśli dojdzie do przemocy, nie my ją zaczniemy, ale ci, którzy staną na naszej drodze do wolności".
Głównym modus operandi nowej grupy był „zapping" – gwałtowne szturmowanie i przerywanie imprez i spotkań, połączone z głośnym wykrzykiwaniem haseł. – Staraliśmy się zapewnić, by mass media odnotowały nasze zapy. Zap i rozgłos, zap i rozgłos. Dzięki tym dwóm krokom swobodnie weszliśmy do publicznej świadomości i przełamaliśmy tabu dotyczące homoseksualizmu – wspominał po latach jeden z działaczy gejowskich Arthur Evans. Konfrontowaliśmy się głównie, choć nie tylko, z liberałami, bo oni przecież mienili się naszymi przyjaciółmi – dodawał. „Zapowane" były więc wiece polityków, nabożeństwa kościelne, kongresy nieprzychylnych gejom feministek, a także programy i siedziby największych telewizji. Choć metoda nie była skomplikowana, to okazała się skuteczna (przez co znajduje dzisiaj wielu naśladowców – od aktywistek z Femenu po narodowców przerywających wykłady lewicowych autorytetów). Po tym jak telewizja NBC wyemitowała odcinek serialu kryminalnego „Police Women", w którym trzy lesbijki mordują rezydentów domu starców, homoseksualni aktywiści wtargnęli do budynku stacji, okupując biuro jej szefa. W rezultacie władze NBC zdecydowały się nigdy więcej nie pokazywać kontrowersyjnego odcinka serialu.
Wkrótce jednak jednym z najważniejszych obiektów ataku aktywistów nowego ruchu stała się sfera medycyny, który zdawała się nie nadążać za obyczajową rewolucją lat 60. Kluczową instytucją było tu Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) skupiające psychiatrów z całej Ameryki. APA jest wydawcą „biblii psychiatrii" – kompendium diagnostycznego zatytułowanego „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders" (DSM) zawierającego opis chorób psychicznych. DSM służy za punkt odniesienia nie tylko dla niemal wszystkich lekarzy w USA i za granicą, ale także dla firm ubezpieczeniowych, farmaceutów, sądów i prawników. Już od pierwszego wydania w 1952 roku homoseksualizm był omawiany w kompendium jako jedno ze 103 zaburzeń psychicznych. Począwszy jednak od lat 60., zarówno sama psychiatria, jak próby sporządzania opisu i klasyfikacji dolegliwości psychicznych znajdowały się na celowniku ruchu antypsychiatrii. Część badań potwierdzała zastrzeżenia: klasyfikacja DSM nie była do końca rzetelna, bowiem przy jej użyciu uzyskiwano różne diagnozy, zależnie od podejścia i stosunku lekarza. Słynny eksperyment Davida Rosenhana pokazał z kolei, że badani psychiatrzy nie zawsze byli w stanie odróżnić osób zdrowych psychicznie od pacjentów szpitala psychiatrycznego.
Bitwa o rząd dusz
Wkrótce do krytyki psychiatrów dołączyli też aktywiści gejowscy, według których uznanie homoseksualizmu za chorobę oznaczało tylko próbę stygmatyzacji osób o „odmiennych preferencjach". „Jesteśmy zdania, że wobec braku ważnych dowodów homoseksualizm nie jest chorobą, zaburzeniem ani inną patologią w żadnym znaczeniu, lecz zaledwie preferencją, orientacją lub tendencją, równą i w swej istocie nieróżniącą się od heteroseksualizmu" – głosił manifest jednej z najstarszych organizacji gejowskich, założonej przez komunistę Harry'ego Haya Mattachine Society.