Gospodarka, zapewniając stały rozwój, powinna prowadzić do tego, by ludziom żyło się lepiej. Kraje rozwinięte od dekad są przykładem, że wykorzystując model wolnorynkowy, udaje się zwiększać dobrobyt społeczeństwa. Po inne systemy gospodarcze sięgają zwykle państwa, które znajdują się w grupie rozwijających się, a ich historia pełna jest dyktatorów, junt czy fanów marksizmu-leninizmu.
W ich przypadku dystans do krajów rozwiniętych nie maleje tak szybko. Widzą przede wszystkim wady kapitalizmu, a nie jego zalety. Szukają więc rozwiązań, które w szybszy sposób podniosłyby standard życia obywateli. Tym bardziej gdy na całym świecie coraz widoczniej rozwierają się nożyce dochodowe – majątek 10 proc. najbogatszych w krajach rozwiniętych rośnie szybciej niż pozostałych 90 proc.
Niestety, rozwiązania, po które sięgają, są najczęściej niedemokratyczne. Historia pokazuje, że kapitalizm bez demokracji nie jest w stanie poprawnie funkcjonować, przemieniając się w system etatystyczny. Wydaje się, że najskuteczniej udaje się realizować połączenie socjalizmu z wolnym rynkiem Chinom. Ale czy aby na pewno stopa życiowa milionów Chińczyków rośnie tak szybko jak gospodarka Państwa Środka?
Po 1991 r. kraje, które zdecydowały się całkowicie lub częściowo odrzucić wolny rynek, poszły dwoma drogami – ewolucyjną i rewolucyjną. Część przez lata funkcjonowała w socjalizmie – m.in. Białoruś, Kuba, Korea Północna, Chiny – i postanowiła mu nadać bardziej rynkową twarz. Druga grupa to kraje, które zerwały nagle z modelem kapitalistycznym, by pójść swoją własną drogą – m.in. Wenezuela i Boliwia.
Droga smoka
Chiny są dziś drugą największą gospodarką świata po Stanach Zjednoczonych, depcząc po piętach 29 krajom Unii Europejskiej. Ich PKB jest o 167 proc. wyższy niż japoński, a przecież zaledwie w 2004 r. to Japonia była azjatyckim liderem. Droga, którą przeszedł Kraj Środka od gospodarczej i społecznej zapaści po wielkim skoku i rewolucji kulturalnej, to w głównej mierze zasługa reform przeprowadzanych za czasów rządów Deng Xiaopinga, a później przez Jiang Zemina. Ich celem miało być wprowadzenie socjalistycznej gospodarki rynkowej.
Zmiany rozpoczął od pięcioletniej reformy rolnej, w ramach której zlikwidowano komuny rolne, chińskie odpowiedniki radzieckich kołchozów. Należącą do nich ziemię podzielono na działki, które zostały wydzierżawione rolnikom. Określoną część plonów musieli jednak oddawać państwu. Uruchomiono też sieć banków, które udzielały rolnikom pożyczek inwestycyjnych.
Na południowo-wschodnim wybrzeżu powstało kilkadziesiąt specjalnych stref ekonomicznych, których celem było przyciągnięcie zagranicznego kapitału i technologii. Towarzyszyła temu powolna prywatyzacja, która ominęła jednak największe państwowe koncerny. Proces ten nie zaszedł jednak nigdy zbyt głęboko – z danych Wszechchińskiej Federacji Przemysłu i Handlu wynika, że w 2012 r. prywatne firmy wytwarzały dobra i usługi warte nieco ponad 60 proc. PKB całego kraju. Pozostałe 40 proc. pozostaje wciąż pod kontrolą rządu, czyli partii komunistycznej – dotyczy to w głównej mierze wielkiego przemysłu i systemu finansowego.