Prowadzi kwerendy, czytając – o, darze języków! – po polsku, czesku, słowacku, niemiecku, francusku, po rosyjsku i w jidysz, a o tym, czego się dowiedziała, pisze i wykłada w Yale.
Powołana w 2005 roku przez ministrów kultury Niemiec, Polski, Węgier i Słowacji Sieć nie dorobiła się jeszcze papierowego periodyku: wystąpienia uczestników praskiego sympozjum zostały sfilmowane i umieszczone na portalu YouTube. To dobrze i źle: wzrokowcy, jak wyżej podpisany, cierpią, nie mogąc przeczytać tekstu w całości, pokrywają kolejne kartki chaotycznymi notatkami, cofają po wielekroć nagranie i wściekają się na „zamrożoną" klatkę: no tak, operator internetu znów się nie popisał.
Ale są i plusy: Marci Shore przemawia z ekspresją, na pograniczu emfazy. To nie setne wystąpienie na konferencji, podczas którego stoi powietrze, klekocą blaty i krzesła, a nas ratuje przed zaśnięciem tylko pisanie esemesów. Wielość perspektyw oszałamia, prelegentka wiąże w jeden całun Marksa i Freuda, Nietzschego i Patočkę, nawiązania do amerykańskich powieści młodzieżowych i „Trzech kumpli", ale to nie erudycja zniewala, lecz emocje: wystąpienie Marci Shore to wielka mowa o Europie Środkowej i totalizmie, wygłaszana z żarem i z żalem. Jedną z opcji YouTube jest przywoływanie w pasku po prawej stronie głównego ekranu oglądanych ostatnio filmów – ale nie trzeba jej było, żebym patrząc na praskie kadry, widział zarazem ujęcia z „Annie Hall": może tylko intelektualiści ze Wschodniego Wybrzeża potrafią tak wyczuwać i tropić niesprawiedliwość.
To nie była łatwa mowa: było to, wygłoszone w ćwierć wieku po aksamitnej rewolucji, pożegnanie z wiarą, że poznanie przeszłości przyniesie nam ulgę, że uporządkuje świat, dzieląc go na złych i sprawiedliwych. To nie była „pochwała historii", jaką mógłby wygłosić Marc Bloch czy Henryk Samsonowicz. W porę padł cytat z Nietzschego: tak, świadomość przeszłości czyni nas nieszczęśliwymi. Kiedy Marci Shore wypowiadała dramatycznym tonem jedną z konkluzji – „There is not safe place", nigdy i nigdzie nie znajdzie się miejsce, z którego można będzie z poznaniem i spokojem patrzeć w przeszłość! – przyszło mi do głowy, że przydałaby się w tym miejscu fraza z Barańczaka: tego rozedrganego, KOR-owskiego, autora „Tryptyku z betonu, zmęczenia i śniegu"
Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?