Zenon Odrowąż-Pieniążek. Zapomniany bohater Polonii Warszawa

Zenon Odrowąż-Pieniążek – najbardziej pechowa postać warszawskiej piłki nożnej. Sportowiec, żołnierz, bawidamek, bohater tragiczny, który nie miał szczęścia do czasów i do kronikarzy.

Publikacja: 25.09.2020 18:00

W drugiej połowie 1938 roku passa zwycięstw Polonii sprawia, że to warszawiaków ogląda najliczniejsz

W drugiej połowie 1938 roku passa zwycięstw Polonii sprawia, że to warszawiaków ogląda najliczniejsza widownia w kraju. Ostatecznie drużyna z Konkwiktorskiej zajęła 4. miejsce, a Zenon Pieniążek (pierwszy z prawej) strzelił 7 bramek

Foto: NAC

Na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego" 30 marca 1968 roku rzucają się w oczy słowa pożegnania: „Cześć pamięci". W tekście pod spodem w bród apostrof, językowych kwiecistości, wzmianki o bohaterstwie, nieodżałowanej stracie i drodze do gwiazd.




***

W 1939 roku sport w stolicy jest modny, a piłka nożna szczególnie. Na stadionach Wojska Polskiego czy Polonii tłumy, jakich nie widywano przez całe międzywojnie. Państwo wyszło z kryzysu, ludzie chcą i mogą wydawać pieniądze, a swoje robią jeszcze podsycane przez sanacyjne władze poczucie wspólnoty, hurraoptymizm oraz kult tężyzny. Funkcję prezesa Polonii sprawuje przyjaciel i jeden z najbardziej zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego, generał Kazimierz Sosnkowski. Przez sanację został odsunięty na boczny tor, ale wciąż jest przez wszystkich szanowany i jego nazwisko nadal otwiera wszystkie drzwi. Gdy w 1939 roku Polonia uruchomi lokal klubowy przy Królewskiej, to nowe miejsce poświęci ksiądz Stanisław Trzeciak, znany patron bojówek ONR. Zaproszenia na imprezę przy Królewskiej drukuje jednak oficyna PPS-owskiego „Robotnika", a założyciele klubu to przecież rodzina ewangelicka – Lothowie.

Gwiazdą drużyny generała Sosnkowskiego jest Zenon Odrowąż-Pieniążek. Jak znalazł się w Polonii? Poszlaki wskazują, że za tą historią stoi sąsiedzka znajomość z Władysławem Szczepaniakiem – tuzem i symbolem stołecznego sportu. Szczepaniak to wieloletni kapitan futbolowej reprezentacji, zarówno w najsłynniejszych meczach lat 30. (w tym z Brazylią na mistrzostwach świata), jak i w pierwszych grach powojennych. Obaj z Pieniążkiem, od lat szkolnych używającym szlacheckiego przezwiska „Odrowąż", mieszkają w pobliżu placu Zbawiciela. Obaj uczęszczają do tutejszej parafii, obaj po mszy kupują ciastka w niedalekiej cukierni Jana Jakuba Lardellego, obaj wreszcie kopią piłkę na krańcach Pola Mokotowskiego i na pobliskiej Agrykoli. To na Agrykoli do 1928 roku rozgrywa swoje mecze Polonia. Gdy przeniesie się na odleglejszą Konwiktorską, młodzi piłkarze będą tam dojeżdżać tramwajem nr 17. Szczepaniak jest starszy o trzy lata. Zadebiutuje w drużynie Czarnych Koszul w 1928 roku jako 18-latek. Odrowąż poczeka jeszcze rok i wyjdzie w składzie przeciw Pogoni Lwów, mając świeżo ukończone 16 lat.

Odrowąż na dobre zaczyna grać w roku 1932. Niewysoki pomocnik biegający po lewej stronie, a czasem w środku pola, wyróżnia się dynamiką i zdecydowaniem. „Przegląd Sportowy" pisze, że zapowiada się na piłkarza „wielkiej miary". Ale drużyną wielkiej miary nie jest wtedy Polonia. W krótkim odstępie czasu dwukrotnie spada z najwyższej klasy rozgrywkowej, mimo że ma w składzie dwóch kapitanów reprezentacji Polski – pochodzącego z „białej", rosyjskiej emigracji Jerzego Bułanowa oraz Szczepaniaka.

Odrowąż radzi sobie dobrze na boisku, ale i poza nim. Za nieco snobistycznym pseudonimem idzie staranne wykształcenie handlowe, praca w branży ubezpieczeniowej, służba, ćwiczenia i wreszcie stopień podoficerski w wojsku. A za mundurem idzie – rzecz typowa dla międzywojnia – powodzenie u kobiet. Jak wspomina historyk Robert Gawkowski, Odrowąż to na co dzień elegancja, dynamika, podobna do boiskowej przebojowość. Wszystko to sprzyja nie tylko podbojom sercowym, ale i sukcesom karcianym.

Dodatkowo, gdy nie idzie grać w piłkę i gdy nad Warszawę nadciągają mroźne fronty, najlepiej czuje się na lodowisku przy Agrykoli – z kijem hokejowym. Drużynie hokejowej Polonii zdarza się walczyć o medale mistrzostw Polski. Na jednym ze zdjęć Odrowąż stoi na tafli razem ze Szczepaniakiem i Jerzym Gregołajtysem. Tak jak Odrowąż jest głównie piłkarzem, tak Gregołajtys – nawet w hokeja grający w staromodnym, przykrywającym przedwczesną łysinę bereciku – na co dzień przede wszystkim rzuca dla Polonii do kosza. Będzie medalistą mistrzostw Europy, a po wojnie, już na emigracji, jako inżyniera zatrudni go firma przygotowująca przekop pod kanałem La Manche.

W 1939 roku sport w stolicy jest modny, a piłka nożna szczególnie. Na stadionach Wojska Polskiego czy Polonii tłumy, jakich nie widywano przez całe międzywojnie. Państwo wyszło z kryzysu, ludzie chcą i mogą wydawać pieniądze, a swoje robią jeszcze podsycane przez sanacyjne władze poczucie wspólnoty, hurraoptymizm oraz kult tężyzny. Funkcję prezesa Polonii sprawuje przyjaciel i jeden z najbardziej zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego, generał Kazimierz Sosnkowski. Przez sanację został odsunięty na boczny tor, ale wciąż jest przez wszystkich szanowany i jego nazwisko nadal otwiera wszystkie drzwi. Gdy w 1939 roku Polonia uruchomi lokal klubowy przy Królewskiej, to nowe miejsce poświęci ksiądz Stanisław Trzeciak, znany patron bojówek ONR. Zaproszenia na imprezę przy Królewskiej drukuje jednak oficyna PPS-owskiego „Robotnika", a założyciele klubu to przecież rodzina ewangelicka – Lothowie.

Gwiazdą drużyny generała Sosnkowskiego jest Zenon Odrowąż-Pieniążek. Jak znalazł się w Polonii? Poszlaki wskazują, że za tą historią stoi sąsiedzka znajomość z Władysławem Szczepaniakiem – tuzem i symbolem stołecznego sportu. Szczepaniak to wieloletni kapitan futbolowej reprezentacji, zarówno w najsłynniejszych meczach lat 30. (w tym z Brazylią na mistrzostwach świata), jak i w pierwszych grach powojennych. Obaj z Pieniążkiem, od lat szkolnych używającym szlacheckiego przezwiska „Odrowąż", mieszkają w pobliżu placu Zbawiciela. Obaj uczęszczają do tutejszej parafii, obaj po mszy kupują ciastka w niedalekiej cukierni Jana Jakuba Lardellego, obaj wreszcie kopią piłkę na krańcach Pola Mokotowskiego i na pobliskiej Agrykoli. To na Agrykoli do 1928 roku rozgrywa swoje mecze Polonia. Gdy przeniesie się na odleglejszą Konwiktorską, młodzi piłkarze będą tam dojeżdżać tramwajem nr 17. Szczepaniak jest starszy o trzy lata. Zadebiutuje w drużynie Czarnych Koszul w 1928 roku jako 18-latek. Odrowąż poczeka jeszcze rok i wyjdzie w składzie przeciw Pogoni Lwów, mając świeżo ukończone 16 lat.

Odrowąż na dobre zaczyna grać w roku 1932. Niewysoki pomocnik biegający po lewej stronie, a czasem w środku pola, wyróżnia się dynamiką i zdecydowaniem. „Przegląd Sportowy" pisze, że zapowiada się na piłkarza „wielkiej miary". Ale drużyną wielkiej miary nie jest wtedy Polonia. W krótkim odstępie czasu dwukrotnie spada z najwyższej klasy rozgrywkowej, mimo że ma w składzie dwóch kapitanów reprezentacji Polski – pochodzącego z „białej", rosyjskiej emigracji Jerzego Bułanowa oraz Szczepaniaka.

Odrowąż radzi sobie dobrze na boisku, ale i poza nim. Za nieco snobistycznym pseudonimem idzie staranne wykształcenie handlowe, praca w branży ubezpieczeniowej, służba, ćwiczenia i wreszcie stopień podoficerski w wojsku. A za mundurem idzie – rzecz typowa dla międzywojnia – powodzenie u kobiet. Jak wspomina historyk Robert Gawkowski, Odrowąż to na co dzień elegancja, dynamika, podobna do boiskowej przebojowość. Wszystko to sprzyja nie tylko podbojom sercowym, ale i sukcesom karcianym.

Dodatkowo, gdy nie idzie grać w piłkę i gdy nad Warszawę nadciągają mroźne fronty, najlepiej czuje się na lodowisku przy Agrykoli – z kijem hokejowym. Drużynie hokejowej Polonii zdarza się walczyć o medale mistrzostw Polski. Na jednym ze zdjęć Odrowąż stoi na tafli razem ze Szczepaniakiem i Jerzym Gregołajtysem. Tak jak Odrowąż jest głównie piłkarzem, tak Gregołajtys – nawet w hokeja grający w staromodnym, przykrywającym przedwczesną łysinę bereciku – na co dzień przede wszystkim rzuca dla Polonii do kosza. Będzie medalistą mistrzostw Europy, a po wojnie, już na emigracji, jako inżyniera zatrudni go firma przygotowująca przekop pod kanałem La Manche.

Upadek i wzlot

Jeszcze w 1937 roku w warszawskim futbolu panuje bieda. Legia likwiduje zespół, Warszawianka jak zawsze jest drużyną drugiego planu, Polonia dopiero wraca do najwyższej ligi. I po powrocie wszystko idzie nie tak jak trzeba! Porażka za porażką. Gdy do Warszawy przyjeżdża inny piłkarski słabeusz – zespół Śmigłego z Wilna, bramkarz wilnian butnie zapowiada kolejną klęskę Czarnych Koszul.

Juliusz Kulesza, słynny powstaniec ze Starówki i autor parunastu książek o wojennej stolicy, właśnie od tamtych dni towarzyszy polonistom z Konwiktorskiej. Dziś wspomina: – Napastnik warszawian, emerytowany reprezentant Polski Józef Nawrot, strzelił Śmigłemu gola na 3:0. Ale zanim trącił piłkę do siatki, zatrzymał ją na linii bramkowej i spytał wilnianina, czy jest pewien swoich słów!

Śmigły tamtego dnia przegrywa, ale poloniści nie kopią dobrze. Po kilku tygodniach powodów do zadowolenia nie będzie mieć właśnie Nawrot. Zostaje odsunięty od pierwszego składu, a jego miejsce na szpicy zajmie dotychczasowy pomocnik – Odrowąż. Aż do sierpnia 1939 roku nowy napastnik będzie maszyną do strzelania bramek.

Andrzej Gowarzewski, śląski badacz historii futbolu, uważa, że w końcu lat 30. Polonia jest klubem takim jak inne. Najpopularniejszy i najchętniej oglądany ma być chorzowski Ruch z genialnym strzelcem Ernestem Wilimowskim. Tymczasem w drugiej połowie 1938 roku passa zwycięstw Polonii sprawia, że to warszawiaków ogląda najliczniejsza widownia w kraju. „Robotnik" drukuje szczegółowe zestawienie liczby sprzedanych biletów i nie ma wątpliwości: Polonia jest popularniejsza tak od Ruchu Chorzów, jak i od krakowskiej Wisły! Tytuł najprężniejszego klubu 1938 roku przyznaje jej także „Przegląd Sportowy".

Po latach żona generała Sosnkowskiego opowie, że mąż nawet w czasie wyjazdów nasłuchiwał piłkarskich wieści z Warszawy. Po przegranych – stawał się dla towarzyszy niemiły. Prestiżu ówczesnego sportu dowodzi, że uprawiała go i sama generałowa. Jadwiga Żukowska-Sosnkowska ćwiczyła m.in. boks, a jej instruktorem był pierwszy polski pięściarz zawodowy Edward Ran alias Eddie Ran. Ale humor męża zależy od tego, czego na boisku dokona Zenon Odrowąż-Pieniążek. A ten nie odpuszcza żadnej piłki.

Juliusz Kulesza wspomina, że w tamtych miesiącach coraz bardziej rozochocona grą drużyny i zbliżającą się wojną publika Polonii wcale nie dopinguje najgłośniej reprezentantów kraju: Szczepaniaka, Nyca, Jaźnickiego.... Trybuny grzmią: „Brawo Odrowąż!".

Pieniążek rzeczywiście daje się kochać. Na przykład gdy strzela pięć goli drużynie Union-Touring Łódź. Można by przypuszczać, że to popis nie do pobicia. Ale nie, tej samej wiosny płowowłosy „Ezi" Wilimowski strzeli Unionowi... 10 bramek w jednym spotkaniu! Korespondencyjny pojedynek przegrany? Odrowąż-Pieniążek odgrywa się w meczach bezpośrednich! Pięć goli, hat-trick w Chorzowie. A „Ezi"? Jest na zero. I choć część sprawozdawców podaje nieco inne statystyki, to i tak stolica lepsza od Śląska! Warszawskie łobuziaki, patrzące na mecz zza płotu, regularnie obrzucają kamieniami taksówki, którymi jeżdżą rywale – nawet ci z bliskiej duchem Cracovii – i krzyczą: „Brawo, Odrowąż!".

20 sierpnia rozgrywany jest ostatni przed wybuchem wojny mecz ligowy. Naprzeciw Polonii żegnająca się na zawsze z rozgrywkami lwowska Pogoń. Kończy się wynikiem 2:1 dla Czarnych Koszul, a Pieniążek znów strzela. I znów nie dzięki finezji, ale dzięki niespożytej energii i dynamice. W klasyfikacji strzelców dobija do 16 goli, a przed nim jest tylko jeden piłkarz: oczywiście Wilimowski, który trafień ma aż 26 i przez niektórych uważany jest za najlepszego piłkarza świata.

Równo tydzień później, w ostatni przedwojenny weekend, reprezentacja na Stadionie Wojska Polskiego wygrywa z wicemistrzami świata Węgrami. Na trybunach tłumy mundurowych, kapitanem jest Szczepaniak, gole strzela Wilimowski, a Odrowąża nie ma na boisku. Nie znalazł się też w szerokim składzie na igrzyska olimpijskie w Helsinkach, które planowane są na 1940 rok. Kronikarz napisze: „Był świetnym strzelcem, dostateczny to powód, by myśleć o awansie do reprezentacji". Dla trenerów reprezentacji ten powód dostateczny nie jest, a nawet gdyby miał być – idące dopiero najlepsze lata sportowej kariery Pieniążka zabierze okupacja.

Nie traci formy

Odrowąż uczestniczy w kampanii wrześniowej, potem wraca do stolicy. Wreszcie znajduje kobietę na całe życie. Pod koniec wojny otworzą konfekcję w pobliżu placu Trzech Krzyży. – Warszawianki dorabiały tam jako szwaczki. Moja mama pracowała w podobnej branży – opowiada dawna koszykarka Polonii, należąca do rodu założycieli klubu, Hanna Loth-Nowakowa. – Trudno to zapomnieć: najpierw pyszne lody w pobliskiej cukierni, a potem wizyta u pani Ludwiki. Widywałam tam żydowską żonę jednego ze starszych polonistów, bo to było środowisko otwarte na ludzi pochodzenia żydowskiego – mówi. Zresztą Marek Ferdynand Arczyński, skarbnik Rady Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu na Kraj „Żegota", zostanie później 47. prezesem Polonii.

Sam Odrowąż napisze, że dzięki „pewnym możliwościom" mógł wspierać sportowców wysłanych do obozów koncentracyjnych. Przez większą część okupacji pochłania go jednak organizacja piłkarskich rozgrywek podziemnych. Kopie w Czarnych, potem skrzykują się z dawnymi kolegami i przekształcają w Polonię. Wygrywają konspiracyjne mistrzostwa Warszawy, a Odrowąż nie traci przedwojennej formy.

Dom rodzinny Pieniążków jest już w podwarszawskim Zalesiu. To tam rozgrywanych będzie wiele nielegalnych meczów – przyjeżdża tam nawet naszpikowana przedwojennymi gwiazdami reprezentacja Krakowa. – Sąsiedzi stoją podczas takich pojedynków na czatach – wspomina dawny działacz Polonii Andrzej Krukowicz, który nie tylko ogląda mecze, ale również gra w zorganizowanej przez Odrowąża drużynie zalesiańskich juniorów. – Chcieliśmy mieć czarne koszulki i nazywać się Polonia. Wiosną 1945 roku, po tzw. wyzwoleniu, Pieniążek wziął nas do Warszawy i tam stanęliśmy naprzeciw wzmocnionego gwiazdami drugiego składu Polonii! Najlepszy z nas dostał propozycję gry w zespole Czarnych Koszul.

Drużyna prowadzona w Zalesiu to jednak nie wszystko. Są też gracze z Milanówka! Tu Odrowąż prowadzi zespół Jedwabnika. To dzięki ewakuującym fabryczne sprzęty piłkarzom Jedwabnika udaje mu się opuścić w czasie powstania płonące miasto. Walczył krótko, nie wiadomo gdzie dokładnie. Wiadomo za to, że w Milanówku ukrywał się aż do wyzwolenia.

W lutym 1945 roku „Życie Warszawy" drukuje ogłoszenie: chętni do gry mają się stawić w komendzie MO na Targówku. Porucznik Zenon Odrowąż-Pieniążek organizuje nową Polonię! Pierwszy powojenny pojedynek w stolicy. W parku Paderewskiego milicyjne Czarne Koszule toczą bój z Okęciem. Po remisowym spotkaniu mamy dwie wersje zdarzeń. Klubowy kronikarz napisze, że Pieniążek strzelił wszystkie trzy gole dla Polonii, inny, że tylko jednego.

Strzelców z meczu przeciw Okęciu być może zapomniano, ale świadkowie wydarzeń do dziś pamiętają o milicji. W aktach IPN Odrowąż figuruje nie tylko jako szef pionu sportowego warszawskiej MO, ale i jako dowodzący jej sekcją wyszkolenia bojowego. Warszawski historyk Robert Gawkowski uważa, że trzeba dzielić włos na czworo: – Dlaczego ulubieniec generała Sosnkowskiego znalazł się w stołecznej komendzie milicji? Dlaczego klub, w którym grali AK-owcy i powstańcy, powiązał z siłami bezpieczeństwa? W dokumentach pojawia się nazwisko milicjanta, który Odrowąża namówił. Może był to szantaż, może wiara w powrót normalności, skoro uwierzył i Stanisław Mikołajczyk, ale chyba po prostu pragmatyzm i miłość do Polonii. Ta praca nie polegała na represjonowaniu kogokolwiek i trwała króciutko.

Zmarły przed dwoma laty bramkarz Polonii Zdzisław Sosnowski miał Pieniążkowi za złe przede wszystkim to, że ten go nie cenił i wolał między słupkami kolegę z Zalesia – Henryka Borucza. No i nieszczęsną milicję. Wspominał przed śmiercią: – Wciągnął do MO kilka osób, w tym mnie, ale nie było to dobrze odbierane. Naturalnie nie robiliśmy nic złego, dostaliśmy raczej lewe etaty. Na patrol wyszedłem raz. Właśnie z moim przyjacielem i rywalem, byłym AK-owcem Heńkiem Boruczem. Było zimno i trochę wstyd, że ktoś nas rozpozna!

Chudy jak szczapa, niestroniący od kieliszka Borucz, to kolejna emblematyczna postać piłki okresu okołowojennego. Publiczność w całym kraju pokocha go za heroiczne, choć zawsze przegrane pojedynki z Ferencem Puskásem i innymi zawodnikami węgierskiej „złotej jedenastki". Jego znak rozpoznawczy to żółty sweter. – Dziergany na drutach przez moją mamę i w ramach konfekcyjnej „kooperatywy" Pieniążków – opowiada Hanna Loth-Nowakowa.

Jesienią na dwa mecze zajeżdża do Warszawy reprezentacja alianckiej Armii Renu. Wizyta drużyny ze świata Zachodu ośmieli sportowców do odważnych kroków. Odrowąż gra i strzela, ale za padającymi golami zapadają też decyzje: Polonia odchodzi z milicji. Zatrudnieni w MO poloniści proszą o skreślenie ze służby. Także Odrowąż. Klub skazuje się na sobaczy los, bo niemal od razu straci stadion, sprzęt, środki. Mimo to wiosną 1946 roku Pieniążek znów strzela bramki jak na zawołanie. Kronikarz pisze o 67 golach w ciągu roku, inny sugeruje, że było ich ponad 80! Mimo 33 lat na karku Zenon Pieniążek znajduje się na szerokiej liście piłkarskich reprezentantów Polski.

Wojskowa ciężarówka

Juliusz Kulesza i Robert Gawkowski wzbraniają się przed teoriami spiskowymi, ale wykluczyć celowego działania też nie mogą. Motocykl Indian, którym nieprzeciętnie aktywny Pieniążek krąży między Warszawą a Zalesiem – przecież mimo niewątpliwych korzyści towarzyskich nie będzie się tłuc koleją grójecką z Dworca Południowego – wpada na Czerniakowskiej pod pędzącą wojskową ciężarówkę. Jeszcze kilka dni wcześniej Zenon Odrowąż-Pieniążek grał w eliminacjach piłkarskich mistrzostw Polski z – no właśnie – wojskową Legią. Teraz ma zgruchotaną nogę i w rewanżu nie wystąpi.

Nieśmiałe plotki w ruinach miasta próbują też wiązać wypadek z porzuceniem milicji. Zaczyna się wieloletnia tułaczka po szpitalach. Niemoc do jego charakteru nie pasuje, więc Odrowąż właściwie od razu po wypadku zostaje kierownikiem drużyny. „Życie Warszawy" nazwie go „wodzem Polonii". Wydaje dyspozycje, organizuje, trenuje, gdy nie daje rady dojechać pośrednikiem będzie przyjaciel z placu Zbawiciela – nadal dowodzący narodową reprezentacją Władysław Szczepaniak.

1 grudnia Polonia bez swojego najlepszego napastnika, a formalnie też bez trenera, zdobywa słynne mistrzostwo Polski na zgliszczach. Jak piszą gazety, to wielki dzień dla odradzającej się Warszawy. Wśród wiwatów wielotysięcznej widowni decydującego meczu piłkarze biegną pod trybunę, by dziękować i oddawać honory Odrowążowi.

Zaledwie sześć lat później Polonia spada do drugiej ligi. Gwoździem do trumny jest mecz z Ruchem w Chorzowie, gdzie śląskie „synki" wypadają z trybun na murawę i biją polonistów. „Wódz" Odrowąż mimo amputowanej stopy też zbiera kuksańce. Może to w jakimś stopniu rewanż za mecze sprzed wojny oraz za... Wilimowskiego? Pieniążek ma pecha do kronikarzy, ale śląski geniusz piłki jeszcze większego: po wojnie ze swoją skomplikowaną, pograniczną tożsamością został wymazany ze statystyk i jeszcze nawet do początku lat 90. niektóre źródła podawać będą, że najlepszym strzelcem niedogranego „sezonu 1939" był Zenon Odrowąż-Pieniążek z warszawskiej Polonii.

Po meczu z Ruchem i spadku, kierownik Odrowąż wysyła list do prasy. Obiecuje walkę o polonijny honor: o powrót do pierwszej ligi i o Puchar Polski. Bo Polonię, zwaną teraz Kolejarzem, czeka w tamtym, 1952 roku jeszcze jeden mecz — finał Pucharu Polski przeciw CWKS, czyli Legii. Ponownie jest grudzień, ponownie na stadion chce się dostać pół Warszawy. Pieniążek przywozi z Zalesia zmuszonego do abstynencji bramkarza Borucza, Polonia pokonuje Legię, tłum wiwatuje, jak wspomina gracz „wojskowych" Kazimierz Górski, legioniści przemykają chyłkiem wobec wybuchu radości po zwycięstwie najpopularniejszego wówczas klubu stolicy. Odrowąża ściskają piłkarze i kibice, serdecznie wycałowuje Władysław Szczepaniak – także już piłkarski emeryt, który podobnie jak stary przyjaciel również straci przed śmiercią nogę.

Dwa lata później Polonia nie tylko nie wraca do pierwszej ligi, ale spada do trzeciej. Odrowąż wkrótce odchodzi, a klub dowodzony przez działaczy z partyjnego nadania będzie nawet chciał likwidować sekcję piłki nożnej. – Naturalnie, ojciec żył Polonią i jej upadkiem, ale choćbym chciał, to wiele sobie nie przypomnę – opowiada syn Zenona, Andrzej Pieniążek, który pływał po morzach i widywał rodziców z rzadka. Gdy spędzał czas w Zalesiu, oni przebywali w mieście. Wiadomo, że ojciec zajmował się pracą w sklepie na Hożej, ale i szefował administracji Ośrodka Przygotowań Olimpijskich. – Rosła w nim gorycz, gdy patrzył na „dziadowanie" Polonii. Koledzy z boiska spotykali się chociaż w drużynie oldboyów, on już kopać nie mógł – opowiada Robert Gawkowski.

***

W końcu marca 1968 roku nawet prasa sportowa krytykuje syjonistów, młodzież i siły reakcyjne. 30 marca na czołówce „Przeglądu Sportowego" ukazuje się pożegnanie, w którym padają słowa o „nieustępliwej ambicji" i „oddaniu sercem całemu sportowi". W prima aprilis na Powązki wyrusza kondukt pogrzebowy Zenona Odrowąża-Pieniążka. Na łamach prasy sportowej i warszawskiej informacja, że Związek Motorowy skrytykował knowania syjonistów oraz ciąg dalszy kwiecistych pożegnań. Niestety. W żaden sposób nie odnoszą się do ukochanego niegdyś przez tłum i warszawskich łobuziaków stołecznego sportowca – w tych dniach jedynie krótka kronikarska notka w „Życiu Warszawy" wspomni, że umarł wybitny... bramkarz Polonii. Wszystkie inne teksty oddają honory zmarłemu w tym samym czasie Jurijowi Gagarinowi. 

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą