Zjawiskiem transhumanizmu pasjonuje się od dziesięcioleci myśląca część publiczności w Stanach Zjednoczonych. World Transhumanist Association – przemianowane na Humanity+, aby brzmieć bardziej po ludzku – liczy kilka tysięcy członków. Ukazuje się wiele publikacji o ulepszaniu naszego gatunku. Ruch ma też wielu przeciwników. Francis Fuku-yama uznał transhumanizm za niebezpieczną ideologię. Uważa, że musimy uszanować ludzką naturę, bo inaczej „możemy mimo woli zachęcić transhumanistów do okaleczenia ludzkości ich genetycznymi buldożerami i psychotropowymi centrami handlowymi". A to dopiero byłby koniec historii!
Lecz czy nie stajemy się z wolna cyborgami za sprawą soczewek kontaktowych, sztucznych zastawek albo smartfonów? Humanity+ uważa się za Następną Lewicę, troszcząc się o równy dostęp klas społecznych i narodów do nowych technik poprawiania ludzkiej natury. Poprawki trafiają zwykle najpierw do bogaczy. A jeżeli dadzą bogatym radykalną przewagę egzystencjalną, to podważą nie tylko demokrację: zmniejszą także szanse fizycznego przeżycia biedaków, a nawet klasy średniej.
Debatę podgrzał Roy Kurzweil książką „The Singularity is Near" („Nadchodzi osobliwość: kiedy człowiek przekroczy granice biologii"). Wykazuje w niej, że za 30 lat nastąpi Osobliwość, radykalna zmiana naszego sposobu istnienia w świecie. Stworzymy sztuczną inteligencję wielekroć potężniejszą od ludzkiej. Przejmie ona kontrolę nad dalszym rozwojem technologii. Najmłodsi czytelnicy tego tekstu dożyją bajecznej, acz przykrej rzeczywistości. Będą okazami gatunku podrzędnego, a potem – jeśli uznać, że powołaniem człowieka jest nieograniczony rozwój umysłu, a nie instynktowne płodzenie potomstwa – wręcz zbytecznego.
Pojawi się pytanie, w jaki sposób najlepiej nas usunąć. Czy łagodnie, stawiając na stopniowe wymarcie rodzaju ludzkiego za sprawą stosowanego hedonizmu aż do znudzenia światem? To byłoby humanitarne ze strony naszych inteligentniejszych, sztucznych panów: spełniać natychmiast wszelakie nasze zachcianki w wirtualu, chcąc, by w końcu nadeszło znużenie łatwymi rozkoszami, będące zachętą do dobrowolnego zgonu. Godnościowe hasło ruchu autoeutanazji „weź swój los w swoje ręce; yes, you can!" byłoby utrzymane w duchu aktywizmu amerykańskiego, ba! nawet optymizmu.
Czy ta humanitarna strategia nie została aby już przyjęta w cywilizacji technicznej przez nasz gatunek, być może podświadomie? Przecież wymierają rozwinięte społeczeństwa postprzemysłowe. Przewidujący obserwator może spojrzeć w nieco lepszym świetle na różne samobójcze dekadencje Zachodu. To nie tyle grzechy, ile najłagodniejszy sposób pozbywania się nadmiaru rodzaju ludzkiego.
Geniusz w Deppie
Transcendencja" opowiada o przekszałceniu się inteligencji człowieka w taką, którą można uznać za boską. Genialny uczony (Johnny Depp) postanowił wzmocnić naszą inteligencję, żeby opanowała ziemię, a potem cały wszechświat. Niestety, zabijają go wrogowie postępu techniki. Sądzą, że nie tylko pragnie stworzyć Boga, ale także zagraża ludzkości. Za to zakochana w zmarłym mężu wdowa chce zachować go przy życiu jako byt wirtualny w potężnym komputerze. Umysł męża zostaje przekopiowany w maszynę, ożywiony i podłączony do internetu. Tym sposobem rodzi się wzmocniona milionami zhakowanych komputerów superinteligencja – mądrzejsza niż suma wszystkich umysłów w dziejach. Posiada samoświadomość i uczucia, a na dodatek zdolność materializowania się w postaci ludzkiej lub wcielania się w dowolne postaci. Na szczęście wrogowie postępu przeciągają na swą stronę współpracowników geniusza i powstrzymują groźny eksperyment.
Autorzy „Transcendencji" – reżyser Wally Pfister i scenarzysta Jack Paglen – pokazują cudowne zjawiska dokonujące się w epoce Osobliwości: nader łatwe gojenie się ran i regenerację tkanek lub możność wytwarzania wszystkiego z czegokolwiek za sprawą nanotechnologii. Już nie mówiąc o nieśmiertelności umysłu oraz ciała i przybieraniu dowolnej tożsamości. Niestety, twórcy filmu sprowadzają realne zagrożenia do strzelaniny między zwolennikami i wrogami postępu bez granic. To doprawdy żałosna impotencja wyobraźni. Chodzi o los naszego rodzaju. Ani scenarzysta, ani reżyser nie znalazł formy dla pytań o przyszłość: Czy i jaki jest sens podtrzymywania bytu człowieka, jeśli stworzymy byt doskonalszy lub przepastnie mądrzejszy? Dlaczego utrzymywać przy życiu głupszych i słabszych ludzi, skoro życie nie ma już sankcji metafizycznej? Skoro myślenie stanowi ewolucyjny wytwór życia cielesnego, to jaki kształt może przybrać w komputerze?