Mam ochotę się zatrzymać, a nawet odwrócić i uciec pędem, gdzie pieprz rośnie. Ale wiem, że jeśli zacznę zmykać, to ruszy za mną, a przecież jest szybszy. Jeśli się zatrzymam, też pewnie sprowokuję go do jakiejś reakcji. Pokonuję więc wewnętrzny opór i idę naprzód, starając się unikać jego wzroku. Na szczęście w ostatniej chwili zazwyczaj to on odpuszcza i głośno szczekając, ucieka. Ale nie zawsze – zdarzyło się parę razy, że rzucił się, ujadając, i kłapnął mnie przez spodnie, zostawiając ślady na łydce.
Mówiąc wprost: jestem kynofobem. Nie dlatego, że w ogóle nie znam psów – u dalszej rodziny był kiedyś sympatyczny foksterier o imieniu Bonzo, a ja sam przez parę miesięcy mieszkałem z uroczą młodą sznaucerką olbrzymką, którą nazwałem Duna. To jednak nie zmniejszyło mojej obawy przed czworonogami. Gdy widzę wbijający się we mnie wzrok psa, wysunięty między ostrymi zębiskami obśliniony jęzor, to mam wrażenie, że zwierzę zaraz rzuci mi się do gardła. Niezależnie od tego, czy naprzeciw mnie stoi łagodny ponoć z natury labrador, czy urodzony morderca pitbul terier.
Trudno jednak, żebym miał pretensję do psów to, że są psami. Nie sposób się z nimi porozumieć i dogadać – niezależnie od tego, jak bardzo wydaje nam się czasem, że rozumieją, co się do nich mówi, to tak naprawdę tylko zwierzęta. Nie można się z nimi umówić, że jeśli dziś będą grzeczne, to jutro wypuści się je na spacer. Taka ich psia natura, że potrafią sympatycznie bawić się z dzieckiem, a po chwili rzucić mu się do gardła i przegryźć aortę. Jeśli mam do kogoś żal, to do ludzi. Do właścicieli psów, którzy w lasach i parkach puszczają swoich pupili bez smyczy, bez kagańców, nie przejmując się niewinnymi przechodniami.
Rozumiem doskonale, że nie każdy pies jest krwiożerczą bestią marzącą tylko o tym, aby odgryźć mi palec albo i całą dłoń. Ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy w łagodnego kanapowca wstąpi duch jego dzikich przodków. Wiem – są właściciele, którzy będą mnie zapewniać, że na pewno wiedzą, iż ich pies nie jest groźny. Ale mam chyba prawo do zastosowania zasady ograniczonego zaufania, do nieufności i podejrzliwości.
Chciałbym czuć się bezpieczny, gdy idę ulicą lub parkową alejką. Obowiązujące w Polsce przepisy dotyczące kontaktów między naszymi gatunkami niestety więcej mówią o prawach przysługujących psu niż człowiekowi. Temu, jak traktować kręgowce, poświęcono długą ustawę zabraniającą znęcania się, drażnienia, złośliwego straszenia, transportu w stresujących warunkach, a nawet obcowania płciowo ze zwierzętami. Człowieka natomiast zwierzę może drażnić i straszyć, choćby nawet i złośliwie. Chroni nas tylko jeden enigmatyczny przepis, mówiący, że zabrania się puszczania psów bez możliwości ich kontroli. (Swoją drogą, dlaczego w ogóle nie objęto ochroną bezkręgowców? Toż to nieludzkie, że małże, koralowce i tasiemce nie mają takich samych praw jak inne stworzenia).