Czy Polacy, którzy sami zmarnowali swoje państwo, „zamęczywszy przy pomocy Żydów" Białą i Czerwoną Ruś, mogą być dobrymi nauczycielami państwowej samorządności dla Małorusinów? – pyta retorycznie Mienszykow. Kierowani patologiczną nienawiścią do potęgi zjednoczonego narodu rosyjskiego, Polacy gotowi są służyć każdemu, „tylko nie nam!" – stwierdza z goryczą, nie zauważając nawet, że zostawia Polakom tylko jedną możliwość: służby innym, tylko nie sobie. Polacy mogą służyć albo Rosji, albo Austrii (Niemcom). Wybierają najwidoczniej to drugie i w tej roli właśnie podburzają Małorusinów.
„Mazepińcy" wysuwają jako patrona swego ruchu drugorzędnego poetę Szewczenkę, podbuntowanego przez Polaków przeciwko rzekomemu jarzmu imperium. Szewczenko, ten „bardzo ciemny Małorus", posiał za tym podszeptem wiatr w pustych głowach swoich pobratymców. Tymczasem – tu znów publicysta „Nowogo Wriemieni" odwołuje się do lekcji historii jako politycznej przestrogi – przecież Małorusini razem z Białorusinami nie wyzwoliliby się nigdy z rzeczywistej „pętli polsko-żydowskiej" (czyli spod rządów Rzeczypospolitej) bez pomocy swoich wielkoruskich braci. Przypomina więc zagubionym młodszym braciom Mienszykow, że Rosja nigdy nie wyrzeknie się „dziedzictwa Ruryka", którego południowe granice zostały dość szeroko nakreślone: od Besarabii, Noworosji, Krymu, Donu, Morza Czarnego...
Odnowiciel rosyjskiego nacjonalizmu w swoim najobszerniejszym tekście z marca 1914 roku („Dołg Wielikorossiji", 11–15 marca) dokonuje szczególnie interesującej wiwisekcji problemu ukraińskiego, z jakim ma zmierzyć się imperium. Zewnętrzne źródło problemu jest to samo: poparcie Austrii i Niemiec, na które odpowiedzią może być tylko wojna. Natomiast źródło wewnętrzne, które zatruwają oczywiście dodatkowo intrygi polska i żydowska, ulokowane jest w pamięci: w niebezpiecznie romantycznych wspomnieniach, które kultywuje „małoruska inteligencja separatystyczna". Doroszenko, Szewczenko, świtka, hopak, Mazepa – zbitka takich motywów melancholijnych tęsknot za ukraińską przeszłością jest jedyną według diagnozy rosyjskiego nacjonalisty pożywką dla małoruskiego separatyzmu. W teraźniejszości nie ma żadnych powodów do odłączania się Małorusi od Rosji.
Małoruś (oczywiście wraz z odzyskaną od Austrii Galicją Wschodnią) może żyć dobrze wyłącznie jako część wielkiej zjednoczonej Rosji. W uznaniu tej oczywistości przeszkadzają tylko owe romantyczne, podgrzewane z zewnątrz spojrzenia wstecz, w historyczną zaprzeszłość. Inteligencja ukraińska, która ulega ich złudnemu czarowi, powinna być wyleczona z tej złej pamięci, opartej w istocie na „ciemnocie" (niewieżestwo).
Mienszykow widzi tu jeszcze możliwość, a nawet pilny obowiązek pracy nad tą „złą pamięcią". Jaka to praca? Wzywa do tego, by zorganizować jak najszybciej konkurs na wzorowy podręcznik do historii, który przypomni „ciemnym Małorusom", jak w rzeczywistości wyglądała ich przeszłość bez Rosji – że była to wyłącznie ciężka polska niewola – niewola w rękach „księdza i Żyda". Publicysta rosyjski chce więc pozbawić Ukraińców ich „romantycznej pamięci", ich tożsamości opartej na owej melancholijnej konstrukcji przeszłości. Mają zapomnieć właśnie po to, aby zyskać (odzyskać) nową tożsamość wraz z nową historią, poprawioną już zgodnie z potrzebami jedności imperialnego centrum narodowej Rosji. Muszą rozstać się z myślą, że są, że mogą być, że byli narodem – w przeciwnym razie upadnie Rosja, Imperium Rosyjskie. To prosta, dramatyczna alternatywa: albo, albo.
Pęknięcia wzdłuż etnicznych szwów
Mienszykow używa znów argumentu z historii jako uzasadnienia tej brutalnej alternatywy. Przypomina, jak rozpadły się starożytne imperia perskie, asyrobabilońskie Aleksandra Macedońskiego, Rzym – rozpadły się, bo nie ustabilizowały jednej podstawy narodowej swojej politycznej organizacji. Szybko rozsnuły się „wzdłuż szwów" etnicznych imperia huńskie, mongolskie, arabskie, hiszpańskie – przypomina i ostrzega Mienszykow.
Dalej daje najbardziej interesujący przykład swojej przestrogi i zarazem oryginalną definicję imperium. Zacytujmy: „W najbliższych nam czasach rozlazło się wzdłuż szwów polskie imperium (bo to w swojej konstrukcji było imperium, to jest rodzina narodów wzajemnie sobie obcych [siemja narodow, drug drugu czużdych]). Na naszych oczach to samo dzieje się z Turcją. Ten sam los, niewątpliwie, grozi także Austrii i innym kiepsko sklejonym monarchiom imperialnego typu. I to niezależnie od wewnętrznego ustroju. Rozsypało się i despotyczne imperium Karola V i anarchiczna republika Rzeczypospolitej. Największe ze wszystkich istniejących w dziejach imperiów – Wielka Brytania – z każdym dniem staje się coraz bardziej widmowe". Nad tym właśnie mają się zastanowić współcześni Rosjanie: „Czy na długo starczy Rosji, jeśli obcoplemienny element doszedł do 33 procent i jeśli do odśrodkowych tendencji dołączą dziesiątki milionów ludności, uznawanej za rdzennie rosyjskie, a więc Małorusów i Białorusów?"
Zatem jeśli ojczyzna Mienszykowa chce uniknąć losu Rzeczypospolitej, Turcji, a wkrótce także Austrii i imperium brytyjskiego, Małorusini muszą się stopić ostatecznie z wielką Rosją. Jakich argumentów używa obrońca zagrożonego, walczącego o życie imperium? Jakie adresuje do tych, którzy mają zrezygnować z marzeń o odrębności?
Po pierwsze: to imperium jest tylko rosyjskie. Małorusini, Kozacy nie wykazali nigdy zdolności do organizowania wielkich przestrzeni. Tylko Rosjanie wykazali „ducha wielkiej rasy – budowniczych imperium". Po drugie: bez Rosji Białorusini i Małorusini zginą. „Ich zabraliby gołymi rękami jak stado bez pastucha lepiej zorganizowani, silniejsi sąsiedzi" – pisze wprost Mienszykow.
Uogólnia ten argument do generalnej zasady: nie ma na świecie miejsca dla małych, słabych państw. Małe narody się nie utrzymają. Żyją w ciągłej panice, wyniszczane przez zbyt kosztowne w stosunku do ich potencjału zbrojenia. Zbliżająca się wielka wojna zdmuchnie je z mapy. Taniej i zdrowiej wyjdzie małym narodom zrezygnować z niepodległości – bo ich na nią nie stać.
I ostatni argument: silni mają prawo brać od słabszych to, co wartościowe w dziedzinie rozumu i kultury. „Trzeba przyznać: to jest swego rodzaju złodziejstwo – święte złodziejstwo. [...] Niewątpliwie okradamy także naszych nienawistników – Małorusinów – biorąc od nich wszystko, co dobre, co stworzyła ich natura i ich geniusz". W ten właśnie sposób wokół Rosjan stworzyła się wysoka kultura, a u Małorusinów zostały tylko „gałuszki i hopak". Dziś Małorusini, jeśli marzą o wyższej kulturze, to mają do wyboru tylko: albo język i kulturę rosyjską, albo język i kulturę niemiecką. Albo z Rosją, albo z Austrią (i Rzeszą).
Jak nie zginąć
Mienszykow zbiera argumenty, które mają może nie tyle przekonać Małorusinów/Ukraińców, ile utwierdzić poczucie misji samych Rosjan/Wielkorusów. Jej istota jest dokładnie taka, jak ujął to w uniwersalnej formule imperiów (przytoczonej w motcie tego tekstu) południowoafrykański pisarz: „jak nie zginąć, jak przedłużyć okres swego panowania...".
Jak nie zginąć? Imperium grozi śmierć, właśnie teraz, właśnie w związku z kwestią ukraińską. Obrazy śmierci imperium przywołują historyczne przykłady – z Rzecząpospolitą i jej losem na czele. Wyobraźnia podpowiada nieuchronność wielkiej, ostatecznej konfrontacji, w której nie ma miejsca na przetrwanie słabych, na niepodległość małych.
Jest tylko walka o przetrwanie najsilniejszych: walka Rosji z Austrią i Niemcami. Wielka wojna, w którą Rosja musi wejść ze strachu – strachu przed rozpadem. Ten strach usprawiedliwia wszystko, także zabranie pamięci, zabranie tożsamości historycznym wspólnotom, które mają nadal tworzyć Rosję, które mają pozwolić w ten sposób na przedłużenie jej panowania. Ten strach usprawiedliwia „święte złodziejstwo" i zarazem ma być usprawiedliwiony przez jego już osłabiające słabszych „młodszych braci" skutki. Ten strach pozwala wejść w wojnę, o której Mienszykow wie, że może być fatalna – ale uznaje ją za konieczną. Bo za jej alternatywę uznaje pewny, pokojowy, dlatego niegodny jakby rozpad Imperium Rosyjskiego.
Mienszykow nie był samotny w tym sposobie myślenia. Przeciwnie, wydaje się dobrze odzwierciedlać ową pełną historycznych obaw wyobraźnię i ów nastrój fatalizmu, z jakim godzili się z perspektywą wielkiej wojny i wchodzili w nią także inni obrońcy imperiów, nie tylko rosyjskiego, ale także niemieckiego, habsburskiego czy brytyjskiego. Wojna rzeczywiście okazała się dla nich fatalna.
Andrzej Nowak – historyk, publicysta, nauczyciel akademicki, sowietolog, profesor nauk humanistycznych, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN (kierownik Zakładu Historii Europy Wschodniej na UJ), były redaktor naczelny dwumiesięcznika „Arcana"