Polskie nierozsądne kobiety - felieton Beaty Zubowicz

Idę o zakład, że 99,9 proc. Polaków (nawet tym czytającym książki) nazwisko Stanisława Kuszelewska-Rayska nie mówi zupełnie nic.

Publikacja: 26.10.2014 17:49

Idę o zakład, że 99,9 proc. Polaków (nawet tym czytającym książki) nazwisko Stanisława Kuszelewska-Rayska nie mówi zupełnie nic. Trudno się dziwić – ta zmarła w Londynie w 1966 roku pisarka, tłumaczka i publicystka z Polski wyjechała tuż po wojnie, o komunistach wyrażała się jak najgorzej i ani jej było w głowie nawiązywać jakiekolwiek kontakty z PRL.

W polskim Londynie była jednak znana. Jej wydany w 1946 roku zbiór opowiadań „Kobiety" komplementował Melchior Wańkowicz. Zachwycał się nim Jan Lechoń, który oceniał: „Niby są to migawki, same autentyczne zdarzenia, ale ich podanie świadczy o prawdziwym pisarstwie". Dwa lata później Kuszelewska-Rayska opublikowała drugi zbiór „Dziwy życia". W Polsce po raz pierwszy zostały one wydane dopiero teraz (i to już jednak trochę dziwi, że tak późno).

Autorka pisze w nich o losach kobiet w czasie II wojny – młodziutkich dziewczyn z ich naiwnymi marzeniami, ale i o tych dojrzałych, pełnych bólu, bez złudzeń. Na okupację patrzymy więc ich oczyma, ale w rzeczywistości jest to spojrzenie samej pisarki, której biografia też zasługuje na niejedną książkę.

Urodzona w 1894 roku Stanisława Kuszelewska należała do tego pokolenia Polek, które serio potraktowały przekonanie, że słowo „obywatel" znaczy ten, który głosuje i broni ojczyzny. A skoro domagały się wtedy one pełni praw politycznych, to i w czasie I wojny nie chciały być bierne. Kuszelewska zostaje pielęgniarką frontową, w 1918 roku ze swoim zastępem harcerek bierze udział w zajęciu Mińska, a w czasie wojny polsko-bolszewickiej – już jako młoda żona i matka – prowadzi w Warszawie biuro prasy i propagandy Służby Narodowej Kobiet. 20 lat później znów walczy – w czasie obrony Warszawy, w AK i w powstaniu warszawskim. Straciła w nim zresztą 25-letnią córkę, co jest przejmującym wątkiem jej opowiadań, choć podanym w niezwykle ascetyczny sposób. Weźmy choćby miniaturę „Matki".

„Na brzegu siedzi pięć kobiet, każda ma oczu niebieskie, włosy już siwe. Dzieci miały również oczy niebieskie i były przyjaciółmi" – pisze. Kobiety wspominają swoje poległe w powstaniu dzieci. Syn jednej zginął na Wilanowskiej, walczył do końca, córka innej – szaleńczo odważna – poległa na rogu Żytniej i Młynarskiej. Mówi kolejna: „Została na straconej placówce, nie odstąpiła rannych. Zabili wszystkich na jej oczach. Potem zabili ją. Na Mokotowie jest siedem grobów powstańczych, w każdym leży dwustu ludzi. W jednym – ona. W którym, nie wiem". Za gardło ściska jednak dopiero puenta. Bohaterki zauważają plakat – znak nowej władzy w nowym kraju: „Śmierć zbójcom z Armii Krajowej, sługom niemieckim, zdrajcom demokracji!". I wtedy jedna z matek mówi: „Lepiej, że nie żyją".

To opowiadanie wydaje się świetnie oddawać ducha pisarki. Jest w nim cierpienie, ale i zadziwiająca twardość. Kuszelewska-Rayska nie boi się pisać o nienawiści, jaką żywi do Niemców (zawsze pisze o nich małą literą) ani o pogardzie, jaką czuje wobec komunistów. Właściwie dopiero czytając zapis jej emocji czuje się ówczesną atmosferę. I rozumie się, dlaczego modne dziś wspomnienia kobiet z powstania warszawskiego czy II wojny – jakkolwiek bardzo cenne – nie są w stanie tej atmosfery oddać. Czas stępia zmysły i wypala uczucia. Wspomnienia Kuszelewskiej-Rayskiej zaś są świeże i dzięki temu bardziej autentyczne.

Na wstęp zbioru „Kobiety" polski wydawca wybrał fragment wspomnień Zofii Kossak-Szczuckiej, która w tomie „Z otchłani" (1946 r.) o zachowaniach Polek w czasie wojny – a więc także Kuszelewskiej-Rayskiej – pisała tak: „Pierwszy rok okupacji otworzył im (Niemcom – red.) oczy. Przekonali się ze zdumieniem, że Polka na równi z mężczyzną występuje czynnie do walki o niepodległość. Że dorównuje mężczyźnie w odwadze, inicjatywie, wytrwałości, gotowości bojowej, a góruje nad nim w wytrzymałości na tortury". I pomyśleć, że słowa te wyszły spod pióra nie współczesnej oszalałej feministki, lecz 57-letniej konserwatystki.

Dzisiejsze bardzo postępowe i bardzo medialne „rozsądne polskie kobiety" prześcigają się w zapewnieniach, jak szybko w razie wojny będą sp... „z tego kraju". Kraju, któremu nie warto oddać ani jednej kropli krwi, bo liczy się wygoda i dobre samopoczucie. Wierzyć się nie chce, że od Kuszelewskiej-Rayskiej czy Kossak-Szczuckiej dzieli je ledwie 70 lat. Wydaje się, że to lata świetlne.

Idę o zakład, że 99,9 proc. Polaków (nawet tym czytającym książki) nazwisko Stanisława Kuszelewska-Rayska nie mówi zupełnie nic. Trudno się dziwić – ta zmarła w Londynie w 1966 roku pisarka, tłumaczka i publicystka z Polski wyjechała tuż po wojnie, o komunistach wyrażała się jak najgorzej i ani jej było w głowie nawiązywać jakiekolwiek kontakty z PRL.

W polskim Londynie była jednak znana. Jej wydany w 1946 roku zbiór opowiadań „Kobiety" komplementował Melchior Wańkowicz. Zachwycał się nim Jan Lechoń, który oceniał: „Niby są to migawki, same autentyczne zdarzenia, ale ich podanie świadczy o prawdziwym pisarstwie". Dwa lata później Kuszelewska-Rayska opublikowała drugi zbiór „Dziwy życia". W Polsce po raz pierwszy zostały one wydane dopiero teraz (i to już jednak trochę dziwi, że tak późno).

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne