W największej brazylijskiej telewizji TV Globo, którą dziennie ogląda ok. 90 mln widzów (40 proc.), opery mydlane nadaje się w tygodniu przez całe wieczory, w czasie najlepszej oglądalności. O 18.00 zaczyna się pierwsza telenowela, o 19.00 kolejna (najczęściej komediowa), a w czasie gdy przed telewizorami zasiada najwięcej widzów, o 21.00 – następna. To pasmo najczęściej wypełniają telenowele sensacyjne i poświęcone problemom społecznym. Ich żywot jest krótki, więc widzowie regularnie śledzą doniesienia o tym, w jakiej nowej produkcji i w jakich personalnych konfiguracjach pojawią się ich ulubione gwiazdy za pół roku. W marcu w paśmie o 21.00 telenowela opowiadająca o walce o władzę między rodzeństwem z bogatej rodziny „Imperium" zostanie np. zastąpiona przez nową głośną produkcję – „Rio Babilônia".
Jej akcja dzieje się we współczesnym Rio de Janeiro, a tematem mają być nierówności społeczne, które są wciąż ogromnym problemem Brazylii. Najjaskrawiej widać to właśnie w Rio, gdzie pomiędzy bogatymi dzielnicami rozciągają się fawele. Korupcja, przestępczość, przemyt narkotyków i prostytucja, o tym ma opowiadać „Rio Babilônia". – Słowo „telenowela" lepiej podsumowuje nasze dzisiejsze produkcje. Określenie „opera mydlana" kojarzy mi się z popołudniowymi romantycznymi produkcjami kierowanymi głównie do kobiet – zaczyna rozmowę Flávio Garcia da Rocha, który w TV Globo odpowiada za programy rozrywkowe.
Codziennie kilkanaście odcinków
Spotykamy się w Projac. To słowo jest skrótem od Projeto Jacarepaguá, gdzie mieści się rozpościerający się na 1,65 mln mkw. teren należący do brazylijskiego giganta telewizyjnego – Grupo Globo, który zatrudnia prawie 20 tysięcy ludzi. Firmy, która poza sławną „Niewolnicą Isaurą" w ciągu pół wieku wyprodukowała ok. 300 telenowel i zajmuje w Ameryce Południowej pozycję potentata tego gatunku. – Dziś kręcimy telenowele opowiadające o najważniejszych problemach społecznych – mówi Garcia da Rocha. Pierwszą, która zerwała z formułą melodramatu i na główną postać wybrała zwykłego człowieka z niższej klasy średniej, moralnie dwuznacznego i posługującego się językiem ulicy, była pokazywana w TV Tupi w latach 1968–1969 „Beto Rockefeller". Beto, paulistański sprzedawca butów, z sukcesem wprowadzał wszystkich w błąd, prowadząc podwójne życie i udając człowieka z wyższych sfer.
Globo swoje telenowele produkuje od 1965 roku. Jak słusznie podsumował niedawno „The Economist", Projac, największe na świecie studio realizujące opery mydlane, działa dziś jak Hollywood w czasach swoich początków. Na stałe zatrudnia armię specjalistów, którzy taśmowo wymyślają i produkują kolejne telenowele oraz grają w nich. Na ich potrzeby miesięcznie szyje się 1,2 tys. kostiumów, których rozmiary są od razu przygotowywane pod konkretnych aktorów w oparciu o specjalne tabele. Cztery z dziesięciu studiów nagraniowych są na stałe zarezerwowane tylko dla telenowel i miniseriali. Na scenografie do tych produkcji rocznie potrzeba wielu hangarów.
Po gigantycznym zalesionym terenie jeździ się w wyczerpującym upale specjalnymi samochodami. Towarzyszące mi w podróży pracownice Projaca entuzjastycznie reagują na kolejne scenografie, które na mnie nie robią większego wrażenia – wyglądają po prostu jak małe miasteczka. – Nie rozumiesz – tłumaczą, gdy zatrzymujemy się przed wielkim szyldem z napisem „Boogie Oogie" – to serial, który znają wszyscy. „Boogie Oogie" to nowela z godziny 18.00, którą producent umieścił w latach 70. ubiegłego wieku. Jej akcja zawiązuje się jeszcze w latach 50., kiedy w szpitalnych łóżeczkach zostają podmienione dwie dziewczynki. Dwadzieścia lat później staje się to pretekstem do wielu skomplikowanych intryg pomiędzy bohaterami, którymi – jak to w telenowelach – nieustannie targają namiętności. Stałe miejsce w scenariuszach telenowel mają pełne zwrotów akcji ceremonie ślubne, w „Boogie Oogie" to nawet w ogóle jedna z pierwszych scen, więc na terenie kompleksu studiów znajduje się... telewizyjna świątynia. – To dlatego, że są kłopoty z pozwoleniami na nagrywanie w tych autentycznych – tłumaczą mi towarzyszki. Ta z Projaca jest oczywiście sztuczna i dość nietypowa, bo ma aż trzy fasady, każdą utrzymaną w innej architektonicznej stylistyce, dzięki czemu może obsługiwać rozmaite produkcje. Regularnie odbywają się w niej przygotowania do kolejnych zaślubin: zwożone są samochody kwiatów i ozdób, a nawy wypełniają statystujący „goście".
Projac rocznie produkuje ok. tysiąca godzin telenowel, bo zapotrzebowanie nie maleje. – Codziennie produkujemy kilka godzin, materiał na 12–18 odcinków. Podobnie robią producenci wenezuelscy i meksykańscy, my konkurujemy głównie z tymi drugimi. Większość zdjęć powstaje w naszych studiach, bo ludzie nie lubią, gdy blokuje im się ulice, choć czasem to robimy – mówi Garcia da Rocha.