Spójrz mi w oczy, Wergiliusz. Skup się. Słuchasz uważnie? Imię. Powiesz je i będziesz mógł odejść. A dokąd – to już zależy od ciebie. Ale zanim odpowiesz, dobrze się zastanów. I wiedz, że nie tylko twój los zależy od tego, co powiesz.
Oktawian August wiedział, kim jest. Był pierwszym spośród wszystkich cezarów. Królem królów, władcą świata. Był, dopóki nie przeczytał tamtego wiersza, czwartej spośród Eklog Wergiliusza. Zaczynającego się od wezwania „Majora canamus” – „większe opiewajmy sprawy”. Nawet on musiał się domyślić, że nie o sobie tutaj czyta. „Wielki szereg stuleci rodzi się teraz od nowa. / Już powraca Dziewica, wraca królestwo Saturna / I z wysokiego nieba nowy zstępuje potomek”. Nikt nie kocha poetów tak jak tyrani. I nikt też równie mocno się ich nie boi. Istnieje cienka i dziurawa granica między hymnem pochwalnym a szyderstwem. Blaskiem słów a ich żarem. Oktawian musiał spędzać nad tym wierszem – proroctwem długie, nocne godziny. Nie zgadzały się podstawowe daty i biograficzne szczegóły. Ale poza tym – bogowie…