Jeśli jedynym planem pokojowym, jaki dla Bliskiego Wschodu ma przywódca największego światowego mocarstwa, jest przymusowe wysiedlenie bez prawa powrotu blisko 2 milionów mieszkańców Strefy Gazy, których nikt o zdanie nie pytał, i nie wiadomo, dokąd mieliby zostać wypędzeni – do Ameryki ich Donald Trump jakoś ich nie zaprasza – to moment, kiedy trzeba się zacząć bać nowego amerykańskiego prezydenta, mamy już raczej za sobą. I naprawdę nie można udawać, że to tylko szukanie niekonwencjonalnych rozwiązań przez ekscentrycznego polityka, a nie rojenia politycznego szaleńca przedstawiającego jako poważny projekt pomysł, który jest w oczywisty sposób niehumanitarny, niewykonalny i nielegalny. Szaleńca, który nie liczy się z niczym i nikim, więc żadne prawo międzynarodowe ani względy humanitarne go nie powstrzymają. Pod tym względem jest mentalnie blisko Putina, który też za nic ma prawo międzynarodowe, względy humanitarne i życie ludzkie, jeśli przeszkadzają mu w odtwarzaniu mocarstwa.