Reklama

Jan Maciejewski: Wiatr zmian

Tak więc big tech postawił na gniew ludu. W najbliższych latach, może nawet dekadach, technowładcy staną na straży wolności słowa, „normalności”, po stronie tego, co lokalne, w starciu z globalnymi siłami.

Publikacja: 24.01.2025 14:00

Jan Maciejewski: Wiatr zmian

Foto: REUTERS/SHAWN THEW

Co oni tam właściwie robili? Uznawali swoją porażkę czy fetowali kolejne zwycięstwo? W jakim charakterze zostali zaproszeni; Wercyngetoryksa, przywódcy ostatniego wielkiego zrywu przeciwko Juliuszowi Cezarowi, obwożonego potem ulicami Rzymu i publicznie upokarzanego? Chyba raczej nie.

Liderzy tych samych sił, które cztery lata temu go obalały, dziś fetują zwycięstwo Donalda Trumpa – ubrani we fraki, w jednym rzędzie z nowym prezydentem USA. Przywódcy big-techowej irredenty, ostatniego wielkiego zrywu w obronie demokracji liberalnej, jaka przed czterema laty skazała Trumpa na banicję. W tym samym czasie ze sceny schodzi Ananiasz progresywizmu, pupilek naszej pani, inkluzywności, Justin Trudeau. Nie ma zbiegów okoliczności, jest tylko wiatr zmian.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Erotyk – ostatnia nadzieja ludzkości

Tylko kto tu jest właściwie wiatrem, a kto żaglem? Czy to technopanowie z Doliny Krzemowej złożyli hołd lenny… nie, nie Trumpowi przecież, ale temu wszystkiemu, co (często wbrew sobie) reprezentuje, czego stał się twarzą i symbolem? Wielkiej korekty, pieriedyszki w pogoni za postępem? Odruchu samoobrony Zachodu – nawet jeśli miałby być on przedśmiertnym skurczem, to i tak trudno nie sympatyzować raczej z nim niż z tymi wszystkimi, którzy zachęcają do podkręcenia tempa przed metą, wyznaczaną przez głęboką przepaść. Wydaje mi się, że Dolina Krzemowa zrozumiała, że demokracja liberalna w swej późnej, posuniętej w latach i pozbawionej wszelkiego wdzięku postaci, stała się kompletnie zgraną kartą. Że stawiając na nią, podcinają gałąź, na której siedzą – tracą resztki wiarygodności w oczach użytkowników swoich produktów.

Skoro Donald Trump mógł stać się twarzą buntu przegranych i wykluczonych, „posłańcem nadanej przez nich do elit wiadomości” (jak sam o sobie mówił), to niby z jakiej racji Musk i Zuckerberg mieliby się krygować przed wejściem w buty kontrrewolucjonistów?

Reklama
Reklama

Wyprzedzili w tym rozpoznaniu liberalnych komentatorów, którzy długo jeszcze będą drzeć szaty, wystawać na rogach ulic i wznosić lamenty nad falami populizmu topiącymi demokrację. Uprzedzili ich, bo są – in general – bardziej inteligentni, ale też na co dzień obcują ze statystykami i wykresami obrazującymi społeczne nastroje, a nie z własnymi fantasmagoriami. Tak więc big tech postawił właśnie na gniew ludu. W najbliższych latach, może nawet dekadach, technowładcy staną na straży wolności słowa, „normalności”, po stronie tego, co lokalne, w starciu z globalnymi siłami. Zresztą Elon Musk „udzielający wsparcia” niemieckiej AfD, jak zwykle wychodząc przed szereg, jak zwykle też wskazuje kierunek pozostałym. A że niby globaliści par excellence, podręcznikowi „ludzie znikąd”, nie będą wiarygodni w rolach obrońców „naturalnego porządku”? Skoro Donald Trump mógł stać się twarzą buntu przegranych i wykluczonych, „posłańcem nadanej przez nich do elit wiadomości” (jak sam o sobie mówił), to niby z jakiej racji Musk i Zuckerberg mieliby się krygować przed wejściem w buty kontrrewolucjonistów?

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Odradzać się w podziwie

Do trumpizmu, alt-prawicy czy jak sobie jeszcze inaczej to nazwiemy, mają oni dokładnie taki sam stosunek, jak paryska burżuazja do monarchii lipcowej. W podobnym stopniu są trumpistami, co XIX-wieczni nuworysze pozostawali monarchistami, wiernymi sługami dynastii Burbonów. Gniew ludu i sojusz tronu z ołtarzem pełnią w obu układach dokładnie tę samą funkcję. Przestronnego parawanu, za którym ugruntowywać i poszerzać będzie można w ukryciu i spokoju dotychczasowe wpływy. Łyżkę status quo w beczce wielkiego postępu.

W dokładnie ten sam sposób wczesny kapitalizm wykorzystywał rodzący się nacjonalizm. A jego późna odsłona – demokrację liberalną. Bo prawdziwe rewolucje dokonują się w ciszy, nie tam, gdzie pada wzrok ogółu. Potrzebują parawanów. Żagli, w które dąć będą mogły wiatry zmian. To właśnie władcy Doliny Krzemowej robili podczas inauguracji prezydentury Trumpa. Spuszczali stare i zużyte, podnosili nowe. Bo emblematy wyrysowane na żaglach, ich barwy mogą się dowolnie zmieniać. Liczy się tylko, kto stoi za sterami.

Plus Minus
„Panda Spin”: Pokręcone karty
Plus Minus
„Strange Adventures”: Aksjologiczny zimny prysznic
Plus Minus
„Ministranci”: Bunt oszukanych dzieciaków
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Joanna Lamparska: Góry, historia i rocznica
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama