Działo się to za panowania Jerzego III. Przedstawione tu osoby żyły i toczyły spory. Były dobre i złe, ładne i brzydkie, biedne i bogate. Teraz wszyscy są równi”.
Od kilku dni kołacze mi się w głowie ten epilog „Barry’ego Lyndona”, filmu Stanleya Kubricka. A dokładnie od chwili, w której pierwszy raz wziąłem do ręki „Dekameron” Boccaccia, w nowym tłumaczeniu Zofii Anuszkiewicz. Na początku chciałem wydzielić dla tej książki pół godziny dziennie, nie więcej niż odcinek serialu. Tak się jednak złożyło, że po czterech dniach kończę już trzeci sezon z dziesięciu, po raz pierwszy od bardzo dawna doświadczając przymusu „binge-readingu”.