Polsce, przynajmniej na razie, nie grozi politycznie sterowana rewolucja kulturowa. Obecny parlament, choć niewątpliwie wróciła do niego polityka, w tym debata na tematy światopoglądowe, jest wciąż lekko wychylony w stronę konserwatywną obyczajowo, zwolennicy głębokich zmian nie mają nawet większości koniecznej do swobodnego ich przegłosowania w Sejmie, a prezydenckie weto sprawia, że nawet jeśli się im to uda, to nowe ustawy i tak nie wejdą w życie.
Obawy i lęki Piotra Zaremby, którymi podzielił się z czytelnikami w poświęconym w znaczącym stopniu polemice ze mną tekście „Nowa koalicja u władzy. Spodziewam się rewolucji kulturowej na sporą skalę” („Plus Minus” 10–12 listopada 2023; rp.pl/plusminus), są więc zdecydowanie przesadzone. I nie piszę tego, by przekonywać, że żadnych zmian nie będzie, bo z pewnością będą (niektóre z nich postuluje już zresztą PiS wysławiany przez publicystę jako niemal wzorzec gwarancji ochrony chrześcijańskich wartości), ale by uświadomić, że procesy, których obawia się Zaremba, wynikają raczej z cywilizacyjnych trendów, a nie z działania konkretnych partii. Choć mają podłoże także partyjno-polityczne.
Czytaj więcej
Jeśli rzeczywistość jest sprzeczna z myśleniem, tym gorzej dla rzeczywistości – tak miał powiedzieć Hegel (choć wszystko wskazuje na to, że wcale tak nie powiedział). To zdanie doskonale pasuje do stanowiska kard. Gerharda Müllera dotyczącego transpłciowości.
Poszerzać koalicje, a nie umacniać plemiona
Donald Tusk, jak sądzę, jest na tyle doświadczonym politykiem, że ma świadomość, iż sztuczne przyspieszanie pewnych procesów w tak dość konserwatywnym społeczeństwie, jak polskie, przynosi efekty odwrotne do zamierzonych. Arytmetyka sejmowa sprawia zaś, że szybkie i drastyczne progresywne zmiany w prawie zwyczajnie nie przejdą. Jeśli bowiem nawet przyjąć, że Lewica i Koalicja Obywatelska grupują wyłącznie zwolenników rewolucji obyczajowej (co w przypadku tej drugiej formacji wcale nie jest oczywiste), to obie te formacje razem mają zaledwie 183 głosy w Sejmie. Do uzyskania większości brakuje 48 głosów.
Jakąś ich część można zapewne dla poszczególnych projektów pozyskać wśród bardziej liberalnych polityków Polski 2050, a może nawet PSL. Liderzy Trzeciej Drogi są jednak świadomi, że część jej wyborców ma konserwatywne poglądy. PSL jest zakorzeniony na wsi i w mniejszych miejscowościach jego politycy i samorządowcy mają poprawne relacje z Kościołem, nie będą więc chętni do rozpoczynania wojny z nim. A bez ludowców nie ma nowej koalicji rządzącej.