Jan Maciejewski: Kapłaństwo kobiet, następny plaster salami

Są pajęczyną sensów i znaczeń, a nam przypada bynajmniej nie rola przechadzającego się spokojnie po ich powierzchni pająka; raczej muchy złapanej w sam środek sieci. Symboli się nie tłumaczy, z nimi co najwyżej można zatańczyć.

Publikacja: 09.06.2023 17:00

Jan Maciejewski: Kapłaństwo kobiet, następny plaster salami

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Jeśli miałbym wskazać, jakiej kategorii książek najserdeczniej nienawidzę, padłoby z pewnością na słowniki symboli. Podobnie jałowej i irytującej lektury nie doświadczyłem nigdzie indziej. „Lis” – symbol obłudy, niewdzięczności, samochwalstwa, płodności, cierpliwości i skrytości. „Puchar” to radość, przezorność, kosmos, zbawienie, nieśmiertelność i jeszcze parę innych. Można wylosować podobnych „objaśnień” setki, na chybił trafił, jak to właśnie zrobiłem. I z każdego z nich będzie taki sam pożytek; równy zeru. Ale im bardziej bezsensowne okazuje się takie „słownikowe” podejście do symboliki, tym pewniejsze, że warto wokół niej krążyć. Nie stracić z oczu tego wymiaru rzeczywistości, który nie tyle jest jedną z jej warstw, ile drzwiami, miejscem przejścia do tego, co naprawdę rzeczywiste.

Bo słownik, i ręka w rękę z nim nasze myślenie, wywraca naturalny porządek symbolu do góry nogami. Stawia w centrum chłodny, autonomiczny umysł, rozszyfrowujący znaczenia, zaglądający pod podszewkę rzeczy, barw, miejsc i zdarzeń. Objaśnia tajemnice, rozwiewa wątpliwości. A co, jeśli to ja sam jestem symbolem? Jakaś zagadka została nie wiedzieć komu zadana przez mój kształt nosa, dwubiegunowy charakter czy płeć? Co jeżeli każda z tych rzeczy coś oznacza, na jakimś innym planie istnienia ma swoje wytłumaczenie? I przede wszystkim, gdzie jest do cholery ten słownik, w którym to wszystko jest od A do Z wyjaśnione?

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Czy polska wieś naprawdę jest antyklerykalna?

Symbole są pajęczyną sensów i znaczeń, a nam przypada bynajmniej nie rola przechadzającego się spokojnie po ich powierzchni pająka; raczej muchy złapanej w sam środek sieci. Symboli się nie tłumaczy, z nimi co najwyżej można zatańczyć. Daje im prowadzić, dopasowuje do ich ruchów – bo to one słyszą melodię tajemnicy, my za ich pośrednictwem możemy się jej tylko domyślać. Są podstawą, pierwszym i niepodzielnym składnikiem rzeczywistości; dużo bardziej niż kwarki czy atomy. Możemy udawać, że są tylko konwencjami, przetłumaczalnym „na nasze” językiem przyzwyczajeń w lepszym, zabobonów w gorszym razie. Ale im bardziej będziemy z nimi pogrywać, tym prędzej nas dopadną. Zaczną okręcać i unieruchamiać lepką, niewidzialną, ale twardą jak drut nicią znaczeń.

Symboli się nie tłumaczy, z nimi co najwyżej można zatańczyć. Daje im prowadzić, dopasowuje do ich ruchów – bo to one słyszą melodię tajemnicy, my za ich pośrednictwem możemy się jej tylko domyślać.

Słowniki to jedna z okazywanych im form pogardy. Ale to, co dzieje się na ich stronach, to dziecinna igraszka w porównaniu z rzezią symboli, jaka odbywa się w dzisiejszym Kościele. To temat nawet nie na książkę, co całą serię wydawniczą, weźmy więc tylko ostatnie z brzegu zdarzenie. Wyświęcenie kilku kobiet w archidiecezji łódzkiej na tak zwane „nadzwyczajne szafarki komunii świętej”. Kolejny plaster salami, odkrawany w ramach strategii zmierzającej do „otwarcia drogi dla kapłaństwa kobiet”. A tym, którzy trzymają w ręce nóż, nie idzie o żadną emancypację czy równość; jego ostrze jest ostatecznie wycelowane w symbol. Dowolne nim manipulowanie, co jest równoznaczne ze śmiertelnym ciosem.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Toast za sumienie

Kapłaństwo nie jest jedną z profesji, zawodem jak każdy inny – to „mistyczne powołanie o charakterze sakramentalnym”. Rola, która została zastrzeżona, przez Tego, który kapłaństwo ustanowił, wyłącznie dla mężczyzn. Tak jak macierzyństwo jest zastrzeżone dla kobiet. Ale nie tylko kapłaństwo padłoby ofiarą tego sztychu, płeć również. Bo w swoim rdzeniu – jak wszystko, co ważne – jest ona symbolem. Znakiem wskazującym na coś innego, ważniejszego, choć ukrytego. „W przypadku Kościoła – pisał C.S. Lewis w reakcji na plany wprowadzenia w Kościele anglikańskim kapłaństwa kobiet – mamy do czynienia z mężczyznami i kobietami nie jedynie jako przejawami natury, lecz jako żywymi i budzącymi lęk cieniami rzeczywistości, które znajdują się poza naszą kontrolą i w dużym stopniu poza zasięgiem naszej bezpośredniej wiedzy”.

Samym sobie, naszym ciałom, twarzom i gestom powinniśmy się przyglądać jak autorzy słowników tym nieszczęsnym lisom czy pucharom. Ale bez tej ich pewności, że uda się enumeratywnie wymienić wszystkie odcienie i zastosowania symbolu, którym jesteśmy. Przysłuchiwać się sobie jak pojedynczemu dźwiękowi we wszechobejmującej symfonii. Z szacunkiem dla całości partytury, a przede wszystkim – zamysłu kompozytora.

Jeśli miałbym wskazać, jakiej kategorii książek najserdeczniej nienawidzę, padłoby z pewnością na słowniki symboli. Podobnie jałowej i irytującej lektury nie doświadczyłem nigdzie indziej. „Lis” – symbol obłudy, niewdzięczności, samochwalstwa, płodności, cierpliwości i skrytości. „Puchar” to radość, przezorność, kosmos, zbawienie, nieśmiertelność i jeszcze parę innych. Można wylosować podobnych „objaśnień” setki, na chybił trafił, jak to właśnie zrobiłem. I z każdego z nich będzie taki sam pożytek; równy zeru. Ale im bardziej bezsensowne okazuje się takie „słownikowe” podejście do symboliki, tym pewniejsze, że warto wokół niej krążyć. Nie stracić z oczu tego wymiaru rzeczywistości, który nie tyle jest jedną z jej warstw, ile drzwiami, miejscem przejścia do tego, co naprawdę rzeczywiste.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport
Plus Minus
Ubekistan III RP
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności