W teatrze miewamy serie. Dopiero co w trzech miejscach wystawiono „Trzy siostry” Antona Czechowa, potem warszawski Teatr Narodowy i Dramatyczny ścigały się „Zamkiem” według Franza Kafki. Teraz Ateneum wystawiło „Alicję w Krainie Snów” na motywach powieści Lewisa Carrolla, a zaraz poznamy odpowiedź Narodowego, gdzie spektakl też osnuty na motywach „Alicji” przybierze postać musicalu.
Lewis Carroll, a właściwie Charles Dodgson, syn pastora, matematyk, wydał w 1865 r. jedną z najsławniejszych dziecięcych powieści, o której pisarz i tłumacz Maciej Słomczyński powiedział, że są w niej dwie książki: dla dzieci i dla ludzi bardzo dorosłych.
Czytaj więcej
Padają kolejne zapowiedzi odcięcia Polski od unijnych pieniędzy. Konfrontacja polskiej prawicy z Brukselą jest do pewnego stopnia nieuchronna. Tym bardziej przydaliby się jej ludzie z chłodną głową, tacy jak Konrad Szymański.
To opowiastka o dziewczynce, która w ślad za białym królikiem podąża do rządzonej przez karcianą królową krainy, zamieszkałej przez ludzi i zwierzęta, przy czym jedni i drudzy to dziwacy, jeśli nie szaleńcy. Doczekała się ona dziesiątków adaptacji teatralnych i filmowych.
Podróż okazuje się absurdalnym snem. Carroll bawi się sytuacjami i słownymi paradoksami w stylu angielskiego pure nonsensu. Teatr Ateneum nie pokazał nam adaptacji, lecz wariację na temat pierwowzoru. Pisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk i reżyser Wawrzyniec Kostrzewski napisali tekst, na nowo żonglując postaciami z „Alicji” i dając im nowe dialogi oraz tożsamości.