WWaszyngtonie odczuwano strach przed tym, jak mogą się skończyć październikowe wybory prezydenckie w Brazylii. W ostatnich tygodniach do swoich odpowiedników w największym kraju Ameryki Łacińskich dzwonili przedstawiciele Białego Domu i Pentagonu. Swoje obawy w rozmowie z doradcą Jaira Bolsonaro wyraził dyrektor CIA William Burns, a z szefem brazylijskiej dyplomacji Carlosem Francą kontaktowała się zastępczyni sekretarza stanu Victoria Nuland.
Amerykanie nie tylko obawiali się, że zwycięstwo tego, którego zwykło się nazywać „Trumpem tropików”, zakończy 36-letni okres wolności w czwartej co do wielkości demokracji świata, ale uruchomi dynamikę, która za dwa lata ponownie zaprowadzi do Białego Domu pierwowzór Bolsonaro: Donalda Trumpa.