Jest 2019 rok. Nikt jeszcze nie podejrzewa, że za rok wybuchnie pandemia koronawirusa, a dwa lata później rozpocznie się rosyjska inwazja na Ukrainę. Szymon siedzi na lotnisku we Lwowie, trzymając w ręku swoje zdjęcie z dzieciństwa. Widać na nim pięcioletniego chłopca z lekko odstającymi uszami i nieśmiałym uśmiechem. Siedzi na koniu, przed domem rodziców. Konia do galicyjskiego miasteczka Sasów przywiózł wędrowny fotograf w 1937 r. Szymon ma na sobie lnianą koszulę, marynarkę i skórzane buty. Jego brat Monja trzyma konia i się śmieje. Szymon tłumaczy, że za oknem widocznym na zdjęciu była kuchnia. Z kolei okna wspólnej sypialni i pokoju dziennego wychodziły na ulicę. Rodzina Groskopów wynajmowała dwa pokoje od Cynkowskich, z których synem Zdzisławem Szymon bawił się w ogrodzie. Pan Cynkowski wędził kiełbasę z wieprzowiny, której rodzice Szymona – Józef i Chaja – nigdy nie skosztowali, nawet w ciężkich czasach. Szymon pamięta jeszcze imię siostry Zdzisława Cynkowskiego – Ireny, ale jak nazywała się ta druga? A czy jego rodzina nie nazywała się Grosskopf?