Jest 2019 rok. Nikt jeszcze nie podejrzewa, że za rok wybuchnie pandemia koronawirusa, a dwa lata później rozpocznie się rosyjska inwazja na Ukrainę. Szymon siedzi na lotnisku we Lwowie, trzymając w ręku swoje zdjęcie z dzieciństwa. Widać na nim pięcioletniego chłopca z lekko odstającymi uszami i nieśmiałym uśmiechem. Siedzi na koniu, przed domem rodziców. Konia do galicyjskiego miasteczka Sasów przywiózł wędrowny fotograf w 1937 r. Szymon ma na sobie lnianą koszulę, marynarkę i skórzane buty. Jego brat Monja trzyma konia i się śmieje. Szymon tłumaczy, że za oknem widocznym na zdjęciu była kuchnia. Z kolei okna wspólnej sypialni i pokoju dziennego wychodziły na ulicę. Rodzina Groskopów wynajmowała dwa pokoje od Cynkowskich, z których synem Zdzisławem Szymon bawił się w ogrodzie. Pan Cynkowski wędził kiełbasę z wieprzowiny, której rodzice Szymona – Józef i Chaja – nigdy nie skosztowali, nawet w ciężkich czasach. Szymon pamięta jeszcze imię siostry Zdzisława Cynkowskiego – Ireny, ale jak nazywała się ta druga? A czy jego rodzina nie nazywała się Grosskopf?
Kiedy Szymon znajduje zdjęcie w 1944 r. w pustym domu na terenie byłego getta w centrum Złoczowa, cała jego rodzina została już wymordowana. Dwunastoletni wówczas chłopiec z całej siły wyrywa listwy z zabitych deskami drzwi domu, w którym mieszkał do kwietnia 1943 r., kiedy to getto zostało zlikwidowane. W ciasnym pokoju, gdzie spędził ostatnie tygodnie z matką, na podłodze wciąż leżą zdjęcia. Zbiera je i już nie wraca do Złoczowa, skąd zabrano jego matkę na egzekucję. Szymon nie wraca też do oddalonego o siedem kilometrów Sasowa, gdzie jego brat Monja i ojciec Józef do lata 1943 r. pracowali przymusowo. Potem i oni zostali zamordowani.
Czytaj więcej
Mam swoich mistrzów i faworytów, po których nowości zawsze sięgam. Nie będzie zaskoczenia, jak powiem, że są nimi Stephen King i Graham Masterton.
Dom
Po 75 latach od opuszczenia krainy swojego dzieciństwa, Szymon Groskop wyrusza do niej z powrotem ze stosem zdjęć, synem i trójką wnuków. Ze Lwowa jedzie 109 kilometrów na wschód w mikrobusie. Droga prowadzi do Sasowa, który obecnie po ukraińsku nazywa się Sassiw. Szymon pamięta dobrze: – Dom był bardzo blisko rzeki, po lewej stronie.
Gdy zatrzymujemy się nad wąziutkim w tej miejscowości Bugiem (kilkanaście kilometrów dalej na wschód bije źródło rzeki) i rozglądamy się dookoła, widać jakieś gospodarstwo, ale jest ono zbyt daleko od drogi. – To nie może być miejsce, gdzie był ten dom! – Szymon wraca z synem tą samą drogą, którą przyszedł.