Kilka dni temu taką możliwość oficjalnie potwierdził szef Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) Ahmet Uzumcu. W wywiadzie dla AFP powiedział jednak coś więcej i coś dużo bardziej groźnego. „Jest możliwe, że sami ją wytworzyli (...) Dysponują technologią, wiedzą i dostępem do substancji, które mogą zostać wykorzystane do produkcji broni chemicznej".
Czytaj więcej
Co prawda śledczy OPCW wielokrotnie potwierdzali już użycie sarinu, gazu musztardowego czy chloru w wojnie syryjskiej, jednak dotychczas nie precyzowano ani konkretnych ataków, ani sprawstwa. Nie było też do końca wiadomo, z jakiego arsenału mogą pochodzić. Mogły to być równie dobrze obrabowane magazyny armii Asada, jak i rozproszone przed laty uzbrojenie armii irackiej. Mogły to być w końcu, choć to mało prawdopodobne, jakieś resztówki po sowieckich magazynach broni w dawnych republikach azjatyckich.
Samodzielnej produkcji broni chemicznej przez ekspertów ISIS nikt jednak nie brał poważnie pod uwagę. Słowa Uzumcu wywołały więc sensację i przetoczyły się przez wszystkie serwisy informacyjne świata. Oraz sprowokowały do zadania jeszcze jednego, wyjątkowo zatrważającego pytania: kiedy atom? Kiedy w ręce tej czy kolejnej armii terrorystów wpadnie ładunek nuklearny? I czy zostanie użyty?
O skutki nikt nie pyta, bo wiadomo, że mogą być wyłącznie apokaliptyczne. Przykład ISIS i uzasadnione podejrzenie, że może wytworzyć broń chemiczną, to dobry przyczynek do rozważań o współczesnej wojnie. Wojnie, która nie zna ani granic, ani reguł. Która angażuje wszystko i wszystkich przeciw wszystkim i wszystkiemu. Czy ktoś jeszcze pamięta, że wojna mogła być kiedyś honorową konfrontacją stosujących kodeks rycerski wojowników na ubitej ziemi?
A przecież dawne wojny w większości były obwarowane setkami reguł chroniących przed degradacją „substancji ludzkiej". Wojny starożytności i średniowiecza były bitwami uzbrojonych mężczyzn. W wojnach prowadzonych przez tzw. ludy prymitywne więcej było krzyku i kurzu niż realnych ofiar. Życie ludzkie było zbyt cenne, by nim nadmiernie szafować. W wielu kulturach, nawet przy angażowaniu (dla postrachu!) wielkich armii, konflikt rozstrzygano pojedynkiem dwóch wypchniętych przed szeregi osiłków. Spór miał zwycięzcę, a reszta wygrażających sobie pięściami wojowników szła spokojnie do domu. Bywali destruktorzy totalni, jak Aleksander Macedoński czy Mongołowie, wyrzynanie całych miast czy narodów należało jednak do rzadkości.